Dla wielu Ukraińców i Białorusinów nasz kraj jest szansą na lepsze życie. Często pracują w Polsce na czarno lub za pieniądze, którymi przeciętny Polak by gardził. Teraz jednak legalny przyjazd do nas, czy zatrudnienie się, są dalece skomplikowane. A przepisy restrykcyjne. Czy powinniśmy pozwolić na większą liczbę imigrantów ze Wschodu?
W sprawie imigrantów słychać w Polsce dwa głosy. Jeden mówi: cudzoziemcy zabierają nam pracę. Polska dla Polaków. Drugi zaś przypomina: za kilkanaście lat nie będzie miał kto na nas zarabiać, brakuje rąk do pracy. Dane demograficzne zdają się potwierdzać to drugie stanowisko. Tylko czy nagły napływ ludności zza Buga będzie dla nas bezpieczny?
Kto za, a kto przeciw
Przeciwników imigracji można znaleźć głównie w internecie. Przypominają oni o jednym: mamy w Polsce 13 proc. bezrobocia. Ukraińcy i Białorusini zabierają nam pracę. Padają też argumenty o tym, że mimo wszystko, osoby zza granicy pracują głównie na czarno i "wyprowadzają" pieniądze z Polski. Czy aby na pewno?
- Cudzoziemcy (legalni - przyp. red.) stanowią jakieś 0,5% naszego społeczeństwa. Jeśli tu mieszkają, to muszą się z czegoś utrzymywać. Najczęściej i tak pracują na czarno, bo państwo nie wspiera zatrudniania nie-Polaków - dowiadujemy się w Urzędzie ds. Cudzoziemców. - Gdyby legalne dostanie się do Polski i otrzymanie tu pracy było łatwiejsze, to cudzoziemcy rozliczaliby się tutaj - słyszymy od jednej z ekspertek z UDSC.
Statystyki bezlitosne
Według danych z urzędów pracy czy GUS-u, większość imigrantów pracuje w tych zawodach, których Polacy nie chcą. Mogą to być sektory mało prestiżowe, jak budowlanka czy "obowiązki" domowe albo słabo płatne. Jak praca na najniższych szczeblach w korporacjach czy firmach, które nie oczekują wielkich kompetencji, ale i płacą mało. To głównie te stanowiska zajmują imigranci.
Demografia, dodatkowo, bezwzględnie weryfikuje potrzeby polskiej gospodarki. Mamy niż demograficzny, rodzi się coraz mniej dzieci. Jakby tego zaś było mało, to rocznie kilkadziesiąt tysięcy osób wyjeżdża z naszego kraju w poszukiwaniu lepszego życia. Wedle prognoz Głównego Urzędu Statystycznego, liczba ludności w Polsce zmniejszy się o ok. 2 miliony do 2020 roku. Obecnie na jednego emeryta pracuje 3,9 osób. Za kilkanaście lat mają to być tylko dwie osoby. Kto wtedy utrzyma emerytów?
Politycy zgodni. Niezależnie od opcji
- Za 20-28 lat, zgodnie z prognozami, na rynku pracy ubędzie 6,5 miliona osób. Dwukrotnie zmniejszy się liczba osób pracujących na jednego emeryta. Nawet najlepsza polityka prorodzinna na to nie pomoże - komentuje Magdalena Kochan z komisji polityki społecznej, posłanka PO.
- Ekonomicznie i demograficznie imigranci są nam potrzebni. Niektórzy mogą grzmieć, że nasz rynek pracy cierpi na wysokie bezrobocie, ale trzeba myśleć o tym, co będzie za kilkanaście lat - ocenia posłanka Platformy.
Podczas Euro na Ukrainie też swobodnie nie zapalisz
W podobnym tonie wypowiada się Maks Kraczkowski, poseł PiS i wiceprzewodniczący komisji gospodarki.
- Już brakuje i będzie brakować rąk do pracy - potwierdza. - Nie tylko ze względu na niż, ale też liczne emigracje z Polski. Od strony ekonomicznej, duży napływ imigrantów jest sensowny i potrzebny - przekonuje Kraczkowski. Jego zdaniem warto, by politycy już teraz "pochylili się nad tym problemem". - Migracje do kraju i tak będą miały miejsce, trzeba więc zająć się tym świadomie.
Na Euro nie powinno się kończyć
Jako wyjątkowo ważnego partnera w kwestii migracji, poseł PiS wymienia Ukrainę. Nie tylko ze względu na relacje historyczne czy wymianę handlową.
- Dobrze znają język polski lub szybko się go uczą. Mają symetrię kulturową, są nam bliscy, łatwo się asymilują - dowodzi Kraczkowski. - Białoruś, Ukraina, to kraje, z których migracje mogą mieć bardzo dobry wpływ na kondycję naszego kraju. Gospodarka to kapitał ludzki, a z tym mamy problemy. Imigracje mogą pomóc - podkreśla parlamentarzysta.
Magdalena Kochan wskazuje jeszcze inny czynnik, który decyduje o tym, że powinniśmy wspierać migracje ze Wschodu.
- Pamiętam co było w latach '70 i '80, kiedy to Polacy wyjeżdżali na Zachód do pracy i przywozili tu pieniądze. Inne kraje nie krzywiły się wtedy na nas, na to, że chcemy dotknąć demokracji i dobrobytu - przypomina posłanka PO. - To zrozumienie dla naszych potrzeb spowodowało, że mamy moralny dług. Możemy go teraz spłacić Białorusinom i Ukraińcom - apeluje Kochan.
Urząd ds. cudzoziemców deklaruje, że projekty ułatwiające kwestie migracji do Polski już są tworzone.
- Aktualnie trwają prace nad projektem nowej ustawy o cudzoziemcach, która ma w zamierzeniach autorów uprościć procedury legalizacyjne cudzoziemców. Już teraz wdrażamy rozwiązania, które złagodzą kwestie zobowiązań do powrotu cudzoziemców nielegalnie przebywających w Polsce - mówi nam dyrektor Urzędu Rafał Rogala.
- Obserwujemy dzisiaj wzrastające zainteresowanie różnymi rozwiązaniami, dzięki którym polski pracodawca może zatrudnić cudzoziemca u siebie. Ważnym jest, by były maksymalnie elastyczne, przy jednoczesnym zachowaniu interesów państwa i wspólnot lokalnych - podkreśla Rogala.
Wolność ustaleń ogranicza UE
Wprowadzanie ustaw nie jest jednak tak łatwe, jak może się wydawać. Magdalena Kochan wskazała dwa aspekty, które nie pozwalają rządowi dowolnie ustalać polityki migracyjnej. Przede wszystkim, problem stanowi strefa Schengen. Imigrant raz wpuszczony do Polski, może jeździć po prawie całej Europie bez ograniczeń. Jak określiła posłanka, jesteśmy "bastionem Unii". Nie da się ukryć, że ustalając możliwy przepływ imigrantów do Polski, tym samym, w dużej mierze, regulujemy również migracje do całej Unii. Bez rozmów z Brukselą nie da się więc wprowadzić żadnych rozwiązań na dużą skalę. Szczególnie, że nastroje w Europie coraz mniej przychylne są obcokrajowcom. Sikorski: Unia spełniła naszą prośbę w dwie godziny
Drugą kwestią, dotyczącą tylko Ukrainy - która jednak jest naszym największym partnerem migracyjnym - jest jej polityczna przyszłość. Jak przypomina posłanka Kochan, nie wiadomo w którą stronę pójdą politycy z sąsiedniego kraju. Być może skłonią się ku Unii Europejskiej, a być może ku Rosji. To powoduje niepewność w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji.
Nie zmienia to jednak faktu, że rząd już teraz powinien zająć się sprawą migracji do naszego kraju. I ustalić, czy chcemy więcej, a jeśli tak - to jak dużo. Ekonomia bowiem to jedno, a nastroje społeczne i Unia Europejska - to drugie. A Polska stoi przez to między unijnym młotem, a demograficznym kowadłem.