
Reakcje niektórych katolików na śmierć Władysława Bartoszewskiego czy gen. Jaruzelskiego są co najmniej zastanawiające, jeśli nie... mało katolickie. Część osób uzurpuje sobie boskie prerogatywy, autorytarnie stwierdzając, że taki gość, jak Bartoszewski nie może pójść do nieba. Serio?
W piątek wieczorem zmarł Władysław Bartoszewski. Dla jednych wielki człowiek, były więzień Auschwitz, żołnierz Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego, działacz Żegoty, w okresie PRL opozycjonista, zasłużony dyplomata, wybitny profesor. W poczet jego największych zasług można wliczyć starania o budowę dobrych relacji Polski z Niemcami oraz z Izraelem.
Skoro jeszcze za życia Bartoszewskiego polskie społeczeństwo miało skrajnie odmienne poglądy na temat jego zasług, to czy kogokolwiek powinno dziwić, że i po śmierci pojawiają się liczne spory na ten temat? A jednak, zadziwiające są reakcje części komentatorów, którzy jeszcze w piątek zakrzyknęli, że Bartoszewski ich bohaterem nie jest, w związku z czym... nie pójdzie on od nieba, bo sobie nie zasłużył. Zadziwiające, bo takie głosy zaczęły padać z ust osób, uważających się za gorliwych katolików.
Skąd w ogóle pomysł na taki kontrowersyjny przekaz? – Bardzo mocno uderzyło mnie "przesłanie do terrorystów" zrobione przez amerykańskich misjonarzy. Pod adresem morderców padły takie słowa: „bracie, synu Boga, jeśli tylko się nawrócisz, twoje szkarłatne grzechy nad śnieg wybielają”. Totalnie mnie to rozwaliło. Ciężko mi było nawet POMYSLEĆ o nich, jak o braciach, którzy zasługują na miłosierdzie i przebaczenie. Odezwała się we mnie ludzka natura. Dostałam tym przesłaniem, jak obuchem prosto w serce. Zrozumiałam, ale tak naprawdę, nie tylko na poziomie rozumu, ale właśnie serca, że jako chrześcijanka mam się modlić o przebaczenie dla nich, a więc o Niebo. Mam ich pokochać („miłujcie swoich nieprzyjaciół”). A potem umarł prof. Bartoszewski.. I przeczytałam gdzieś komentarz: „Nie będę płakał po Bartoszewskim”, który zyskał kilkaset lajków – wspomina w rozmowie z naTemat Białobrzeska.
Wiem, ze papier/internet wszystko przyjmie. Że łatwo kliknąć enter zza monitora i mieć w nosie słowa puszczone w eter, ale kompletnie tego nie rozumiem i nie akceptuję. Hejt na zmarłym, życzenie mu jeszcze śmierci wiecznej to podłość.
Komentarze, jakie pojawiły się po śmierci Bartoszewskiego wprawiają w osłupienie ze względu na jeszcze jeden powód. Pokazują bowiem, że część najgłośniej gardłujących zdaje się uzurpować sobie prawo do decydowania o tym, kto może, a kto nie może zostać zbawiony. Czy taka postawa ma coś wspólnego z chrześcijańskim miłosierdziem, nie mówiąc już o katolicyzmie jako takim?
To takie ćwiczenie wyobraźni chrześcijańskiej, mój dialog z odbiorcą. Nie znasz serca człowieka, nie wiesz czy minutę przed swoją śmiercią nie doszło do żalu doskonałego, nie jesteś Bogiem, nie ty masz sadzić, nie wiesz czy i ile czasu w ogóle ktoś spędził w czyśćcu, wiec przyjmij taką możliwość, że człowiek, który nie mieści ci się w sercu, JUŻ JEST W NIEBIE. Wyobraź to sobie, nawet ci pomogę, zobacz: Jaruzelski, Bartoszewski i Mazowiecki z aureolą nad głową. Święci. I co Ty na to? Co czujesz? Radujesz się czy strzelasz focha jak starszy syn w przypowieści o Miłosiernym Ojcu?
Sprawa jest jednak dość delikatna, bo jak dopełnić tych wszystkich ewangelicznych zasad o miłowaniu nieprzyjaciół czy przebaczaniu albo po prostu, zachować się jak przyzwoity, kulturalny człowiek, mając jednocześnie w pamięci kontrowersje związane z tymi osobami za życia?
Dobry Łotr jest przykładem dla ludzi wierzących, że dla Boga nawet ostatnia chwila życia może być tą najważniejszą i kluczową. Bóg daje szansę człowiekowi, Człowiek człowiekowi już niekoniecznie.
Napisz do autorki: marta.brzezinska@natemat.pl
