Słowa Krystyny Pawłowicz, która nazwała Władysława Bartoszewskiego “pastuchem”, nie były “wypadkiem przy pracy”. To tylko jeden z wielu przykładów niechęci PiS do byłego szefa MSZ. Jej historia sięga co najmniej 2007 roku i uczciwie trzeba przyznać, że sam Bartoszewski w tym konflikcie także się ze swoimi oponentami nie patyczkował…
Żołnierz AK, więzień Auschwitz, działacz Żegoty, opozycjonista i zasłużony dyplomata – mało kto podważa niewątpliwe zasługi Władysława Bartoszewskiego dla Polski, której ofiarnie służył podczas okupacji, w czasach PRL, a także po 1989 roku.
Ale te zasługi nie przeszkadzają dużej części prawicowych polityków i publicystów otwarcie krytykować byłego więźnia Auschwitz i podkreślać, że swój niekwestionowany autorytet rozmienił na drobne, stając się bezkrytycznym piewcą Platformy Obywatelskiej. Dlatego też fakt, że Krystyna Pawłowicz nazwała go “słabej klasy pastuchem” choć szokuje, nie powinien dziwić – bo swoista wojna między Bartoszewskim a Prawem i Sprawiedliwością trwa od wielu, wielu lat.
Autorytet do czasu...
– Do 2005, 2006 roku, Bartoszewski był raczej apolityczny – mówi Witold Waszczykowski, były wiceminister spraw zagranicznych w rządzie PiS. W rozmowie z naTemat wspomina nawet z uznaniem “antykomunizm” prof. Bartoszewskiego, który nie chciał być ministrem w rządzie SLD. – W tamtych czasach był po stronie PO-PiS-u – ocenia polityk PiS.
Stopniowo jednak Bartoszewski, związany wcześniej luźno z Unią Wolności, coraz wyraźniej dryfował w stronę PO. A z pewnością rósł jego krytycyzm wobec polityki braci Kaczyńskich, czego mocy wyraz dał w lipcu 2006 roku, podpisując wraz z innymi byłymi szefami MSZ list potępiający Lecha Kaczyńskiego za odwołanie w ostatniej chwili szczytu Trójkąta Weimarskiego. “Ten list bardzo źle świadczy o ministrach” – ripostował wówczas prezydent, który nigdy chyba nie wybaczył Bartoszewskiemu tej krytyki. Ale wkrótce były działacz Żegoty politykom PiS dał się we znaki znacznie mocniej.
Ostro czy wyraziście?
– Wielokrotnie używał wobec prawicy bardzo ostrych słów. Zaczęło się to w 2007 roku, kiedy PO cynicznie wykorzystała jego osobowość i ekspresywność do swoich celów. Był wówczas specjalnie pobudzany do ataków na prawicę – twierdzi poseł PiS Krzysztof Szczerski. To wtedy padły słynne słowa Bartoszewskiego o “dyplomatołkach”.
Nawet przychylna mu Monika Olejnik pisała wówczas w “Gazecie Wyborczej”: "Można się zastanawiać, czy prof. Bartoszewskiemu przystoją takie słowa". Czy rzeczywiście PO “podpuściła” profesora do tak ostrego ataku? Antoni Mężydło z PO twierdzi, że to nieprawda. – Profesor nie jest przez nikogo wykorzystywany. W pełni akceptuje swoją rolę i chce być potrzebny – twierdzi Mężydło. Co więcej, dodaje, że tamte słowa wcale nie były zbyt ostre.
– Prof. Bartoszewski jest postacią wyrazistą, o czym świadczy cały jego życiorys, pełen licznych zasług dla Polski, i dlatego jego język też jest wyrazisty: tak właśnie formułuje on swoje myśli. Gdyby było inaczej, nie byłby sobą – twierdzi Mężydło. W międzyczasie Bartoszewski znów ostro uderzał w PiS, porównując np. Jarosława Kaczyńskiego do pijaka spotkanego w autobusie. Głośne były też jego słowa o "politycznej nekrofilii" Jarosława Kaczyńskiego czy stwierdzenie, że "lepszym prezydentem będzie ktoś, kto wychował pięcioro dzieci, niż człowiek z doświadczeniem hodowli zwierząt futerkowych". Dlatego też profesora szybko spotkała równie ostra riposta ze strony prawicy.
"Trzeba mieć twardą skórę"
Bartoszewski zaczął być atakowany nie tylko przez polityków. “Dostało mu się” od prawicowych publicystów, a w internecie powstały nawet liczne opracowania odkrywające jego “prawdziwą” biografię, z których dowiedzieć się można np., że to “żyd, kolaborant i zdrajca”. Ale “uśpiona” na co dzień niechęć polityków PiS do Bartoszewskiego co i rusz wybuchała z nową siłą, tak jak było to w zeszłym tygodniu w przypadku Krystyny Pawłowicz.
Dwa dni po jej ostrej wypowiedzi o “pastuchu” i “krześle elektrycznym” Kaczyński atakował Bartoszewskiego za to, że jako minister w rządzie Buzka “był finansowany przez Niemców” (chodziło o pieniądze, które niemiecka fundacja przekazała mu za spisanie wspomnień). Kaczyński sugerował, że ten fakt oznacza, iż były więzień Auschwitz może służyć niemieckim interesom w naszym kraju.
W sobotę w audycji Moniki Olejnik Kaczyńskiemu wtórował Jacek Sasin:
– Kiedyś miło się z nim współpracowało. Uważałem go za osobę o ciekawej biografii i kogoś, kto naprawdę zna kawał świata. Później bardzo jednostronnie zaangażował się politycznie – ocenia Witold Waszczykowski. – Po jego słowach o “dyplomatołkach” i “motłochu” trudno wciąż uważać go za autorytet – dodaje poseł Szczerski.
Ale profesora Bartoszewskiego zdecydowanie broni Adam Szejnfeld z PO. – W przeciwieństwie do Krystyny Pawłowicz profesor nawet, jeśli wyrażał się dobitnie, mówił o ogólnych zjawiskach czy o pewnych zachowaniach, na przykład piętnując osoby zakłócające uroczystości powstańcze na warszawskich Powązkach. Nie obrażał konkretnych osób – przekonuje Szejnfeld.
A co na to sam Bartoszewski? Mimo upływu lat zdaje się nie przejmować za bardzo krytyką i dalej “robi swoje”. – Trzeba mieć twardą skórę albo zajmować się hodowaniem kwiatków, a nie polityką – mówił w jednym z wywiadów w 2007 roku.
Nie wierzcie frustratom czy dewiantom psychicznym, którzy swoje problemy psychiczne odreagowują na narodzie. Swoje przeżyłem, mam 85. lat. Chcę umrzeć w kraju wolnym i stabilnym! Kategorycznie wypraszam sobie lżenie Polski przez niekompetentnych członków rządu, niekompetentnych dyplomatołków!
jacek Sasin
za "7 dzień tygodnia"
Tak ważny członek rządu nie powinien brać pieniędzy z obcych państw, bo to jest nieetyczne. Dostał te pieniądze za wspieranie rozwoju stosunków polsko-niemieckich, co można różnie tłumaczyć. CZYTAJ WIĘCEJ