Major "Hubal" przez ponad pół roku wymykał się Niemcom. Zginął w zasadzce pod Anielinem 30 kwietnia 1940 roku.
Major "Hubal" przez ponad pół roku wymykał się Niemcom. Zginął w zasadzce pod Anielinem 30 kwietnia 1940 roku. Domena publiczna / Wikimedia Commons

Mieszkańcy świętokrzyskich wsi musieli być zdziwieni na wieść o oficerze w ułańskiej czapce, który naprzykrzał się Niemcom, choć ci już dawno opanowali Polskę. Czynił to przez ponad pół roku - aż zginął w nieprzyjacielskiej zasadzce. Dokładnie 75 lat temu.

REKLAMA
Był 9 października 1939 roku, Góry Świętokrzyskie. Henryk Dobrzański, bo o nim mowa, przyjął właśnie na potrzeby dalszej walki pseudonim "Hubal". Tak rodziła się jedna z największych wojennych legend...
Kawalerzysta, święcący przed wojną niemałe sukcesy sportowe, był człowiekiem, który rzadko szedł na kompromisy. – Henia wszyscy lubili, ale przełożeni woleli go nie mieć w swoich jednostkach – mówił o majorze gen. Juliusz Rómmel.
logo
Henryk Dobrzański ze swoimi żołnierzami. Domena publiczna / Wikimedia Commons
Dla Niemców nie miał litości, za niesubordynację karał, nikogo jednak do dalszej walki za Polskę nie przekonywał. Widok partyzantów w mundurach Wojska Polskiego musiał być krzepiący, dlatego okoliczni mieszkańcy zamieniali normalne życie na kryjówkę po lasach. Chcieli walczyć u boku "Szalonego Majora".
Tak bowiem nieustępliwego ułana nazywali Niemcy. Zwyczajnie trudno było im pojąć, jak można - wbrew wszystkiemu - dalej tkwić w II Rzeczypospolitej, skoro dla większości była już wspomnieniem. Ale Dobrzański nie bez powodu nazywany był ostatnim żołnierzem Września. On nigdy nie złożył broni, dla niego kampania polska ciągle trwała.
Mjr Henryk Dobrzański

Będziemy oczekiwać wiosny i ofensywy francusko-angielskiej, tworząc na zapleczu niemieckim ogniska oporu, spełniając rolę pomostu, który ułatwi powrót naszym wojskom na ojczystą ziemię. Czeka nas długa walka, na polu i pod ziemią. Z tych zmagań wyjdziemy zwycięsko.

Major miał wcale nie pozbawiony racji plan i konsekwentnie się go trzymał. Wierzył, że Hitler nie opanuje prawie całej Europy - jak się ostatecznie stało. Zakładał bowiem, że na wiosnę 1940 roku alianci zachodni rozwiną zbrojną ofensywę przeciw Niemców. Należało przeczekać zimę. To jednak wcale nie było łatwe.
logo
Major "Hubal" nigdy nie złożył broni. Zginął w niemieckiej zasadzce. Domena publiczna / Wikimedia Commons
Życie partyzanta to ciągłe wyrzeczenia. Jedzenie polowe, brak możliwości zadbania o higienę, zimowy chłód, niebezpieczeństwo denuncjacji. Dobrzański wiedział, że Niemcy mają rozwiniętą siatkę donosicieli, których hojnie nagradzali. To z kolei zmuszało ukrywających się do częstej zmian miejsca kwaterunku. Na ogół jednak ludzie przychylnie podchodzili do "Hubala". Wypiekali chleb, przekazywali potrzebne rzeczy. Słowem: dawali to, co niezbędne do przetrwania.
Niestety, zapłacili za to wysoką cenę. Niemcy stosowali w czasie wojny zasadę odpowiedzialności zbiorowej - pomoc partyzantom była jednym z najcięższych przewinień. Dlatego, tropem Oddziału Wydzielonego, okupanci przeczesywali okoliczne wsie. Wiele z nich po prostu puścili z dymem. Wieść o pacyfikacjach dotarła też do majora. Był podłamany, wiedział jednak że prędzej umrze niż złoży broń.
Co na to władze Polski Podziemnej? "Hubal" był dla nich poważnym problemem. Choć walczył w szczytnych celach, czynił to samowolnie. To zaś zakrawało na sąd wojskowy.
Był 13 marca 1940 roku, kiedy do Gałek, gdzie właśnie kwaterowali hubalczycy, przybył wysłannik Związku Walki Zbrojnej, prekursora Armii Krajowej. Nie byle kto, sam płk Leopold Okulicki - późniejszy komendant AK. Nie miał jednak dla "Hubala" dobrych wieści. Jak się okazało, Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski zakazywał mu dalszej działalności "na własną rękę". Groził pociągnięciem do odpowiedzialności karnej. Major nie posłuchał.
Jego oddział szybko jednak uszczuplał - z ponad 300 ludzi pozostało zaledwie kilkudziesięciu. Dobrzański jeszcze dwukrotnie zostanie upomniany przez zwierzchników konspiracyjnego państwa. Ostatniej groźby postawienia przed sądem nie przeczytał. Nadeszła do oddziału w pierwszych dniach maja, kiedy jego dowódca już nie żył...
Rozkaz Komendy Głównej ZWZ, 1 V 1940

Po raz trzeci i ostatni rozkazuję natychmiast rozwiązać i zlikwidować oddział. (…) W razie niezastosowania się do powyższych zarządzeń będzie Pan Major traktowany jako dywersant i szkodnik sprawy narodowej. Ponadto jako działający na szkodę społeczeństwa będzie Pań ścigany sądownie.

Wcześniej, zanim jeszcze wpadł w niemiecką zasadzkę, poważnie dał im się we znaki. Za cenę niewielkich strat rozbił batalion policji. Bój pod Huciskami przeszedł do legendy. Ale major i jego ludzie musieli wnet uciekać. Resztkom oddziału udało się wydostać z okrążenia, choć Niemcy ogłosili butnie, że oddział "Hubala" przestał istnieć.
logo
Oddział mjr. "Hubala", zima 1939/1940 roku. Domena publiczna / Wikimedia Commons
Nic bardziej mylnego. "Szalony Major" musiał wydać specjalny komunikat, w którym odniósł się do niemieckich kłamstw. Poprzysiągł też zemstę wszystkim Niemcom, którzy zabijają niewinnych cywili. Na razie jednak, świeżo po obławie, musiał ukryć się z resztkami swego oddziału.
Mjr Henryk Dobrzański

Zaprzeczamy wszelkim fałszywym wiadomościom, pochodzących z zakłamanych do ostateczności źródeł niemieckich, o zlikwidowaniu "polskiej bandy", jak chcą uprzejmie nas nazywać, mimo że z tą "bandą" walczą czołgami i samolotami i to niefortunnie.

Pewnego wieczora major wraz ze swymi ludźmi zatrzymał się w zagajniku nieopodal wsi Anielin. Teren wydawał się idealny na krótki postój, chociażby jeden nocleg. Taki też zarządzono. Bezpieczeństwa miał strzec jeden z żołnierzy. On także, na nieszczęście, przysnął. Obudził go jeden z Niemców...
Co prawda "Hubal" został o wszystkim powiadomiony, ale był już za późno na ucieczkę. Wywiązała się strzelanina. Jedna z kul trafiła w serce. Był 30 kwietnia 1940 roku. 75 lat później wciąż nie wiemy, gdzie spoczywa bohaterski żołnierz.
logo
Niemcy z ciałem mjr. "Hubala". Domena publiczna / Wikimedia Commons
Niemcy osiągnęli swój główny cel - zabili charyzmatycznego dowódcę, ale jego ludzie dalej się ukrywali. Rozwiązali oddział dopiero na wieść o poddaniu się Francji - 25 czerwca 1940 roku. Bohaterski, choć niesforny major, miał już wtedy swoją niepodległościową legendę. Nikomu nie udało się jej zniszczyć.

Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl