Uważa, że Warszawa to świetne miejsce żeby się wzbogacić. ZUS, skarbówka? Można ponarzekać, tylko po co skoro ale wszędzie w Europie biurokracja może być dotkliwa. Karol Hoang opowiada jak Wietnamczyk robi biznes w Polsce.
Od kilku tygodni na Facebooku trwa kampania Azjatyckiego Biura Nieruchomości Asean. Skierowana jest do warszawiaków, którzy interesowali się zakupem domu lub mieszkania na Ochocie, Raszynie i w zachodnich częściach Warszawy. Właściciel biura Karol Hoang od 8 lat obsługuje Chińczyków i Wietnamczyków. Wyspecjalizował się w handlu działkami i magazynami przy południowo-zachodnich granicach Warszawy. Kupują je właściciele biznesów działających przy azjatyckich centrach handlowych w Wólce Kosowskiej pod Warszawą. Część z przedsiębiorców to elita, którym biuro proponuje zakup domów i rezydencji o wartości od jednego do trzech milionów złotych. W ofercie ma tez tanie domy do wynajęcia z czynszem 3,5-4 tys. miesięcznie. Teraz chce pozyskać więcej polskich klientów.
- Otwierając biznes w rynek był już poukładany. W restauracjach konkurencja była ostra, w handlu też już się podorabiali fortun, wziąłem się za nieruchomości – opowiada w rozmowie z naTemat. Jak na Wolkę Kosowską dochrapał się już sporej firmy, zatrudnia dwie pracownice biurowe i czterech agentów nieruchomości. Otworzył punkt kurierski DHL i ajencję InPostu. Ma też agencję modelek i aktorów azjatyckich.
- Wiem , że Polacy dziwią, że każdy Wietnamczyk chce pracować na swój rachunek. Tu nawet ludzie, którzy o 3 rano ciągną wózki na Wólkę myślą jak tu otworzyć bar czy jakiś inny smallbiznes – mówi Hoang, pokazując magazyny za oknem. - Pomyślcie jednak, że jesteśmy takimi samymi emigrantami jak Polacy w Londynie. Wyjechaliśmy, żeby samodzielnie stworzyć sobie okazję do lepszego życia – mówi dalej.
Dlatego uważa, że Warszawa to mimo wszystko świetne miejsce żeby się wzbogacić. ZUS, skarbówka? Można ponarzekać, tylko po co skoro ale wszędzie w Europie biurokracja może być dotkliwa. - Jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś z Azjatów, nawet jeśli ma polski paszport i mu się należy, korzystał z opieki socjalnej czy zasiłku dla bezrobotnych. Będzie zarabiał 2 zł dziennie, ale po zasiłek nie pójdzie - dodaje biznesmen.
Polak mały
Hoang czuje się Polakiem, płynnie mówi, tu ukończył szkołę średnią studia prawnicze na UW oraz biznesowe w Szkole Głównej Handlowej. O tym jak wiele go łączy z Polską świadczą wiszące na ścianie zdjęcia. Pierwsze podczas wizyty Georgea W. Busha w 2003 roku zrobił sam prezydent Aleksander Kwaśniewski. Bush zagadał do grupy studentów. Jedna z koleżanek Hoanga podała prezydentowi Kwaśniewskiemu aparat i poprosiła o pstryknięcie fotki. Na drugim zdjęciu jest z Przemysławem Wiplerem, innymi studentami prawa oraz wykładowcą Lechem Kaczyńskim. - Ten żółtek za Lechem to ja – śmieje się.
Do Polski przyjechał wraz z rodziną gdy w latach 80 ojciec pracował na placówce dyplomatycznej w Warszawie. - Ojca przenoszono z jednego kraju do drugiego. Musiałem uczyć się języka, zmieniać szkoły, środowisko. Mając 15 lat postanowiłem zostać w Polsce z wujostwem – opowiada.
Polska to ziemia obiecana dla Wietnamczyków? Zaczynali od barów z sajgonkami, a dziś kupują rezydencje, limuzyny, są widoczni w galeriach handlowych. Pierwsze pokolenie już się dorobiło. Teraz do biznesu wkracza kolejne 30-latków.
Wietnamska liga biznesmenów
- Inspirują nas takie historie jak Pana Tao, który jako pierwszy zaczął sprzedawać w Polsce słynne „chińskie zupki – dodaje. W 1991 roku, w Gdańsku, Tao założył firmę spożywcza Tan-Viet i zajął się importem azjatyckich przypraw, sosów i dodatków do żywności. Największy sukces przyniosła mu sprzedaż zup błyskawicznych Vifon, nazywanych popularnie zupkami chińskimi. Produkty firmy Wietnamczyka docierają do 70 proc. sklepów w Polsce. Tao zaczęli naśladować giganci rynku spożywczego Knorr i Unilever, które również wprowadziły do oferty swoje wersje chińskich zupek błyskawicznych.
Od kilku lat przychody Tan-Viet przekraczają 100 mln zł rocznie. Biznesmen inwestuje w branżę spożywczą, przejmując między innymi fabrykę konserw Mewa w Nidzicy. Zajmował się również eksportem polskiego mleka w proszku na Kubę. Jako Wietnamczyk z polskim obywatelstwem w 2009 roku trafił na listę najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost". Wtedy wyceniano go na ok. 200 mln złotych. O Tao zrobiło się głośno, bo w tym samym czasie prokuratura zarzuciła mu pranie brudnych pieniędzy i przywłaszczenie firmowych pieniędzy.
Biznesmen usprawiedliwiał się, że nie orientował się we wszystkich zawiłościach polskiego prawa. Dopiero po kilku latach procesu, w styczniu 2012 roku, został ostatecznie uniewinniony. – To dla mnie ogromna satysfakcja – powiedział dziennikarzom tuż po ogłoszeniu wyroku. Mimo niemiłej przygody nadal mieszka i pracuje w Polsce.
Do wpływowych postaci biznesu wietnamskiego zalicza się także właściciel centrum handlowego Asean, a także kilka innych osób, które ponad 10 lat temu zbudowały hale targowe w Wólce Kosowskiej. To prawdziwe azjatycka dzielnica, gdzie nawet na myjni samochodowej są chińsko-wietnamskie napisy. Kilka lat temu jedna z gazet opisywała przygodę polskiego kierowcy, który zagubiony w gąszczu hal i uliczek przez blisko godzinę szukał kogokolwiek mówiącego po polsku.
Wietnamczycy w Polsce mają swoje gazety, hurtownie spożywcze, a nawet ligę piłki nożnej. Aż 38 procent młodych, urodzonych w Polsce Wietnamczyków czuje się także Polakami, a co dziesiąty mówi o sobie Polak – wynika z badań psycholog Ewy Grabowskiej. – We własnej społeczności takie osoby nazywane są bananami. Mówi się, że z wierzchu są żółci, a w środku biali – tłumaczyła Grabowska w rozmowie z dziennikarzami "Gazety Wyborczej".
Karol Hoang potwierdza: - W dorosłe życie wchodzi już drugie pokolenie emigrantów . Takich jak ja 30 latków. Moi znajomi posyłają dzieci do polskiej szkoły, chcą aby pracowały w polskich firmach, bankach, korporacjach... - wymienia. Wietnamczycy upodobali sobie także apartamenty i domy wybudowane przez azjatycką firmę Min Hong, położone przy warszawskim Parku Szczęśliwickim. W pogodny weekend trudno nie zauważyć wielu rodzin spacerujących po parku oraz uliczkach pobliskich centrów handlowych Blue City i Galerii Mokotów.
Wiele rodzin zapuściło korzenie tak mocno, że w ich domach nie mówi się już po wietnamsku. Dzieci uczą się języka i obyczajów z filmów, książek i komiksów. Stąd popularność ofert o zatrudnieniu nauczycieli i korepetytorów języka wietnamskiego (500-1000 złotych miesięcznie).