Półki w mięsnych zaczynają świecić pustkami. Nie ma już świeżego kurczaka, a w przyszłym tygodniu może skończyć się mrożony. To pierwsze efekty największych od dziesięcioleci strajków, które przetaczają się przez najodleglejszy kraj Europy. Na nowej fali zyskuje Partia Piratów, która nagle urosła do rangi najpotężniejszego ugrupowania w kraju.
Zaczęło się w kwietniu i potrwa do czerwca. Apogeum właśnie się zaczyna. W najgorszym momencie w strajkach ma uczestniczyć 70 tysięcy spośród 176 tysięcy islandzkich pracowników. To 40 procent całej siły roboczej Islandii. Wszystkim chodzi o podwyżki. W styczniu 20 procent wywalczyli lekarze. Teraz czas na innych.
– Te strajki to swoisty ewenement na Islandii, bo zwykle była ona spokojnym krajem. Z polskiego punktu widzenia tam nigdy nic się nie dzieje. Jak ktoś popełni morderstwo albo gdzieś zostaną znalezione zwłoki to media żyją tym pół roku – mówi Tomasz Holbandt z Centrum Islandologicznego we Wrocławiu, które prowadzi portal iceland.pl.
Postrach w sklepach i na framach
Już od dwóch tygodni bezskutecznie strajkują weterynarze. Efekt jest taki, że farmy pękają w szwach, bo rolnicy nie mogą dokonywać uboju zwierząt, a w sklepach brakuje mięsa. Od kilku dni islandzkie gazety biją na alarm, że braki są coraz bardziej dotkliwe. Do końca przyszłego tygodnia skończy się wołowina – ostrzegał w rozmowie z gazetą ”Visir” menadżer jednej z sieci supermarketów.
– Skończyły się świeże kurczaki, a w przyszłym zabraknie tych mrożonych. Wołowina również się skończy, więc będziemy mogli oferować jedynie ryby, jagnięcinę i wieprzowinę – mówił portalowi ”Iceland Review” Godmundur Marteinsson, manager sieci sklepów Bonus.
Trudno wymienić wszystkie grupy pracowników, które albo już strajkowały, albo robią to teraz, albo za chwilę dołączą do innych. Bo wydaje się, że akcje związków zawodowych popierają wszyscy.
– Islandczycy są bardzo solidarnym narodem, a związki zawodowe są bardzo silne. W Polsce taki generalny strajk by się nie udał. Tam tę solidarność bardzo czuć. Jak jedni zaczęli strajkować, inni dołączenie do nich traktują niemal jako obowiązek obywatelski – tłumaczy Tomasz Holbandt.
A zatem strajkują: kucharze i kelnerzy w hotelach, pokojówki, kierowcy autobusów, prawnicy, naukowcy, bibliotekarze, fizjoterapeuci,położne, psychologowie, mleczarnie, zakłady przetwórstwa rybnego....
– Trzeba jasno powiedzieć, że po kryzysie finansowym w 2008 roku Islandia przestała być krajem mlekiem i miodem płynącym. Kiedyś zawsze zajmowała pierwsze miejsca w rankingach najlepszego poziomu życia w Europie. Po 2008 roku to się zmieniło. Pogorszył się komfort życia. Niektórzy mają jeszcze kredyty do spłacenia, które zaciągnęli przed kryzysem. Wcześniej całkiem spora grupa Polaków pracowała na tamtejszych inwestycjach. Po 2008 roku wielu wróciło do Polski. Od tamtej pory narastała atmosfera do strajków – tłumaczy Tomasz Holbandt.
Nie dziwi go, że w sklepach już brakuje mięsa. – Gdyby w Polsce strajkowało PKP, można by myśleć o innych środkach transportu. A Islandia jest zbyt małym krajem. Tu środki są ograniczone. 300 tysięcy mieszkańców w całym kraju to tak jak drugie Kielce. Sama produkuje dużo żywności, sama jest w stanie się wyżywić – tłumaczy.
Strajk, który pomógł kobietom
Do historii przeszedł jeden wielki strajk. Miał miejsce w 1975 roku i był ogromnie ważnym wydarzeniem, z którego Islandia jest dumna.
25 października minie 40 lat i islandzkie media już przypominają o tej rocznicy. Tamtego dnia na ulice Rejkiaviku wyszło 25 tysięcy kobiet – jedna dziesiąta całej ówczesnej populacji Islandii. Protestowały przeciwko nierówności kobiet we wszystkich sferach życia. I wywalczyły, co chciały. Pięć lat później na czele kraju stanęła pierwsza w historii kobieta prezydent Vigdis Finnbogadottir, która rządziła Islandią aż cztery kadencje – do 1996 roku.
Na fali protestów coraz wyraźniej widać, że w siłę rośnie Partia Piratów, która w 2013 roku zdobyła zaledwie trzy miejsca w parlamencie a dziś – jak pokazują sondaże – może liczyć na największe poparcie spośród wszystkich ugrupowań politycznych w kraju. Ba, jak piszą tamtejsze media – jest niemal tak popularna jak dwie rządzące partie polityczne razem.
Gdyby dziś odbyły się wybory na Piratów głosowałoby ponad 30 procent Islandczyków (dwie rządzące odpowiednio 22 i 10 proc.). To dwa razy więcej niż deklarowało dwa miesiące temu. -Ludzie zaczęli zdawac sobie sprawę, że cały system jest skorumpowany, a nie tylko kilku polityków – tłumaczy ”Visir” wzrost popularności Helgi Hrafn Gunnarsson, szef Partii Piratów.
Jak tak dalej pójdzie, za dwa lata Islandia ma szansę stać się pierwszym krajem Europy, w którym będzie rządzić ugrupowanie walczące m.in. o wolność Internetu.
Strajk członków Stowarzyszenia Naukowców BHM trwa już od dłuższego czasu i nie wiadomo, kiedy zostanie przerwany. Osoby, które rozpoczęły strajk na samym początku nie pracują już 30 dni […} Strajkują także prawnicy z Biura Rzecznika Rejonowego w Reykjaviku. W wyniku wstrzymania pracy w czasie przesuwają się sprawy związane z podpisywaniem umów na kupno mieszkań, z przyznawaniem kredytów hipotecznych, rozwodów, małżeństw itp.