Z ich pracy w zasadzie nic nie wynika. To "studiowanie dla studiowania", które nie przyniesie nikomu pożytku, co najwyżej samemu studiującemu. "Kierunki nieprzydatne" jak można by je nazwać, to dla części społeczeństwa wyrzucanie pieniędzy. Grając na skrzypcach nie wybuduje się przecież mostu, dziennikarzem może zostać właściwie każdy umiejący pisać i czytać, a od samego "filozofowania" z pewnością nie opracuje się nowej metody leczenia raka.
Za swoje studia w zamieszczonym na YouTube filmie postanowiła przeprosić studentka Akademii Sztuk Pięknych Iwona Ogrodzka. Przeprosiny skierowane są m.in. do podatników, których pieniądze zostały zmarnowane na bezużyteczną edukację studentki. Ogrodzka przyznała, że „ze sztuki nie będzie żadnych wymiernych korzyści”, a poświęcanie kilku lat życia i pieniędzy podatników na studiowanie malarstwa jest „po prostu głupie”.
Filmik to oczywiście prowokacja, która miała wywołać dyskusję o poziomie edukacji w Polsce i o roli artysty. Tak naprawdę można zapytać o znacznie więcej kierunków studiów, których sens jest podważany przez znaczną część społeczeństwa.
Szkolnictwo wyższe coraz droższe
W roku akademickim 2013/2014 na polskich uczelniach studiowało 1 549 tys. studentów. To o 127 tys. mniej niż rok wcześniej. Równocześnie nakłady ze środków publicznych na szkolnictwo wyższe wzrosły o 800 mln zł do kwoty 13,3 mld zł względem 2012 roku. Czytaj więcej
Producenci PKB
W internecie bez problemu można znaleźć listę kierunków, które są postrzegane jako strata czasu: Psychologia, socjologia, bibliotekoznawstwo, wszelkie filologie, dziennikarstwo, muzykologia, europeistyka, kulturoznawstwo, filozofia czy stosunki międzynarodowe. Nie trudno spotkać się z opinią, że tego typu kierunki nie posuwają świata do przodu, bo robią to wyłącznie absolwenci politechnik.
Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl przekonuje nas, że nie ma niepotrzebnych kierunków studiów. Jego zdaniem, wszystko zawsze zależy od człowieka - jego pasji do uczenia się, zdobywania doświadczenia i pomyśle na przyszłość. – Znam osobiście kilkunastu politologów, którzy kończyli tzw. "fabryki bezrobotnych". Każdy z nich pracuje i to za niezłe pieniądze. Gdy ja szedłem na studia, to ekonomia była jednym z popularniejszych kierunków. Też szczęśliwie mam pracę. Oczywiście powodzenie w życiu zawodowym zależy w dużej mierze od szczęścia i okoliczności – mówi bloger naTemat.
– To chyba raczej społeczeństwo powinno przeprosić, za to że oferuje wykształcenie, które później nie jest w żaden sposób doceniane – mówi prof. Paweł Łuków z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Zdaniem filozofia, mamy do czynienia z pewnym błędem w założeniu. Przeświadczenie, że wykształcenie ma służyć do tego, aby ludzie robili koniecznie coś pożytecznego, z czego wynikałyby jakieś materialne korzyści, to jego zdaniem niezrozumienie istoty kształcenia.
Prof. Łuków odbiera film nagrany przez studentkę ASP jako poważne oskarżenie społeczeństwa. O to, że nie ceni takich rzeczy jak sztuka, wykształcenia dla niego samego. – To również oskarżenie o to, że wszystko w obecnym świecie przekłada się na przydatność, użyteczność. Niemal w każdej dziedzinie mamy dominację systemów motywacyjnych opartych na finansach. To spłaszczanie i sprowadzanie ludzkiego życia do tego, aby być "przydatnym producentem produktu narodowego brutto" – mówi etyk.
Utylitaryzm:
Postawa zwana też filozofią zdrowego rozsądku, kierunek etyki zapoczątkowany w XVIII wieku, według którego najwyższym dobrem jest pożytek jednostki lub społeczeństwa, a celem wszelkiego działania powinno być największe szczęście największej liczby istot żywych.
Programem utylitarystów jest próba obiektywnego ustalenia zasad działań przynoszących pozytywne i negatywne efekty. Podstawowym kryterium rozróżniania działań pozytywnych i negatywnych stała się dla utylitarystów zasada użyteczności. Głosi ona, że postępowanie jest słuszne, jeśli prowadzi do uzyskania jak największej ilości szczęścia i jak najmniejszej ilości nieszczęścia. Czytaj więcej
Łuków zauważa, że porządek powinien wyglądać odwrotnie. To produkt narodowy brutto jest po to, aby nasze życie było udane, a nie odwrotnie.
– Człowiek jest bogatszą istotą niż tylko dostawca PKB – mówi. Dyskusja, którą wywołała studentka ASP wpisuje się w pewien sposób w konflikt między humanistami a umysłami ścisłymi. Zdaniem Łukowa, zapędziliśmy się w kulturze w takie miejsce, które tworzy niepotrzebne podziały.
Pozbyć się humanistów?
Historyk sztuki i europeista Justyna Napiórkowska przypomina, że Sokrates proponował wykluczenie z państwa poetów. – Czy podobny los nie spotyka aktualnie artystów, jako burzycieli pewnego porządku? – pyta blogerka naTemat. Jednak wymagając, by społeczeństwo artystów "potrzebowało", trzeba szukać sposobów na komunikację z nim. Nie zamykając się i hermetycznie odgradzając od świata, lecz szukając sposobów na otwartą debatę, na wciągnięcie publiczności. To przyciągnie także tłumy do galerii. Sposób obrany przez młodą artystkę jest ciekawy i skuteczny. Taki manifest młodej studentki staje się sam w sobie dziełem sztuki. Stawia pytania, budzi wątpliwości.
Ekonomista Łukasz Piechowiak zauważa, że człowiek po Harvardzie może mieć problem ze znalezieniem zatrudnienia, a w tym samym czasie dwustu studentów psychologii ze "zwykłej" uczelni znajdzie świetnie płatną pracę w dużej korporacji.
– Artyści zawsze narzekali na pieniądze, wysokość stypendiów i chyba nie było dekady, by nie krzyczeli głośno, że głodują, a sztuka umiera. Myślę, że to jest wpisane w ten zawód, styl życia. Głodować mogą, przepraszać nie mają za co. Tylko nie pozwólmy im umrzeć, bo bez nich... nie ma po co zajmować się ekonomią i gospodarką – mówi Łukasz Piechowiak.
Dyskusja o wyższości umysłów ścisłych nad humanistami to tak naprawdę dyskusja o sensie życia człowieka. – Jeśli człowiek żyje po to, aby budować mosty, to można zadać pytanie, jaka jest wartość budowania tych mostów. Dla kogo? Dla nich samych, czy dla ludzi? Bo jak dla ludzi, to jednak chodzi o coś więcej niż wyłącznie o most – zauważa Paweł Łuków.
Kształcenie polega na rozwoju, dążeniu do doskonałości, robieniu czegoś nowego. Zakładanie z góry, że wykształcenie służy do bycia przydatnym i generowania dochodów, jest nierozsądne. Na tej zasadzie większość tego, co robimy jest w tym sensie nieprzydatne. Odpoczywamy, zajmujemy się naszymi hobby. Wykształcenie pozwala nam być całkowicie niepowtarzalną, wyjątkową jednostką.
Artyści mogą twórczo przywodzić uwagę do kwestii ważnych, czyniąc to w prowokujący, przewrotny sposób. Takie działania uwrażliwiają nas na pewne kwestie. Po zobaczeniu tego filmu można stawiać sobie pytanie: po co jest sztuka? Po co są artyści? Jak mają sobie radzić dziś? Jakie stawiane są im wymagania. Jak mają funkcjonować we współczesnym świecie, kierującym się ciągle wymogiem użyteczności i funkcjonalności. To nie jest kwestia nowa. Dotyczy też artystów najwybitniejszych. Już Leonardo da Vinci nęcił mecenasów swoimi konkretnymi umiejętnościami. Dla mnie artyści są często jak jednoosobowe think tanki, bo potrafią uważnie obserwować i oceniać rzeczywistość. Potrafią także często stawiać trafne prognozy. Jak jednak wynagradzać taką koncepcyjną pracę?