Andrzej Duda i Bronisław Komorowski spotkają się na co najmniej dwóch debatach. Urzędujący prezydent długo ich unikał, ale teraz musi zaryzykować. Ostatnie dni przed 10 maja i pierwsze dni po ogłoszeniu porażki w I turze pokazały, że Komorowski słabo radzi sobie z presją. Przez pięć lat przywykł do prezydenckiego traktowania. Zderzenie z Andrzejem Dudą może być bolesne.
Dwie debaty w największych telewizjach będą ważnymi punktami w kampanii wyborczej przed drugą turą. Przede wszystkim dlatego, że dotychczas Andrzej Duda i Bronisław Komorowski ani razu nie spotkali się przed kamerami. Teraz po raz pierwszy będą mogli wymienić argumenty w bezpośredniej dyskusji, a nie za pośrednictwem mediów, jak robili to dotychczas.
Konfrontacja
Pięć lat temu przed drugą turą na dwóch godzinnych debatach spotkali się Jarosław Kaczyński i Bronisław Komorowski. W przeciwieństwie do tych wyborów, obaj pojawili się też na debacie przed pierwszą turą, ale wtedy odbywała się ona w innej formule: wzięli w niej udział tylko przedstawiciele czterech partii parlamentarnych. Wtedy największym zaskoczeniem ze strony Komorowskiego było to, że w ogóle się pojawił.
Debaty w formule jeden na jeden mają jednak zupełnie inną dynamikę. Nie ograniczają się do wygłaszania przygotowanych wcześniej oświadczeń (szczególnie mocno było widać to podczas tegorocznej debaty), lecz pozwalają na polemiki i bezpośrednie starcia między kandydatami. Pierwsza debata z Kaczyńskim okazała się sukcesem Komorowskiego, tak przynajmniej uznali badani przez Gfk Polonia. Po drugiej eksperci i publicyści niemal jednogłośnie orzekli wygraną Kaczyńskiego.
Duda w formie
Dwie debaty były wtedy istotnym elementem kampanii. Wtedy różnica między konkurentami była znacznie większa - wyniosła ponad 5 procent. Dzisiaj Bronisław Komorowskiego jest zaledwie 1 proc. za Andrzejem Dudą, co zwiastuje dużo większe emocje i ostrzejszą debatę. Bo Duda nadal nie może być pewny wygranej, a Komorowski musi gonić konkurenta.
Ale w lepszej sytuacji jest Duda. Polityk PiS przez całą kampanię często spotykał się z dziennikarzami i nie unikał odpowiedzi na pytania tych, którzy mocno krytycznie podchodzą do jego i jego partii. Bronisław Komorowski mocno limitował dostęp dziennikarzy. Nie tylko podczas kampanii, ale przez pięć lat prezydentury. Nie licząc poprzednich wyborów, Komorowski od 8 lat jest poza twardym, politycznym sporem, kiedy to został Marszałkiem Sejmu.
Pod kloszem
Jak bardzo Komorowski odzwyczaił się od normalnego, a nie prezydenckiego traktowania pokazał wywiad w programie "Czas decyzji" w TVN24. Na ostre pytania Bogdana Rymanowskiego o sugerowane przez prawicę związki z WSI Komorowski zareagował personalnym atakiem na dziennikarza i pytaniami "ale o co mnie pan pyta?!".
Takie wyrzuty to zresztą nie nowość: podobnie prezydent zareagował na pytanie Moniki Olejnik o zarzuty prawicowych mediów, które doszukały się u Komorowskiego tajemniczego majątku. Podobnie było w kilku momentach AMA dziennikarzy Grupy naTemat z Komorowskim. To pokazuje, że prezydent czuje się urażony pytaniami, które są dla niego niewygodne.
Komorowski jak tarcza
W dodatku nie potrafi z nich wybrnąć sprytnie i z klasą, tylko strofuje dziennikarzy. Głowie państwa wyraźnie brakuje cierpliwości. A Duda będzie jeszcze bardziej bezwzględny niż dziennikarze. Kilka uszczypnięć i Komorowski może stracić panowanie nad sobą. Dla każdego polityka to automatyczna dyskwalifikacja, poddanie pojedynku walkowerem. Do tego doskonały materiał na kolejne negatywne spoty PiS-u.
Duda ma sporo szans do wykorzystania, a Komorowski jest w kropce. Kandydat PiS może go obwiniać za błędy PO. Jeśli zacznie się z nich tłumaczyć, to już postawi się w roli winnego. Jeśli powie, że to nie jego sprawa, przedstawi się jako bezsilny prezydent, który nic nie może. I tak źle, i tak niedobrze.
Sztab Komorowskiego musi wykonać sporą pracę nad swoim kandydatem. Przede wszystkim usunąć z niego żal i gniew na wyborców, którzy odważyli się nie wybrać go w drugiej turze. Pierwsze dwa dni kampanii przed II turą pokazują, że prezydent nie wyciągnął nauczki z przebiegu kampanii przed I turą i wyników głosowania. Dlatego dwie debaty mogą przeważyć szalę na korzyść Dudy. I już nic się z tym nie da zrobić, bo cisza wyborcza zaczyna się 22 maja, a ostatnia debata jest dzień wcześniej.