Wyd. Znak Horyzont / Materiały promocyjne

Piekło na ziemi? Jeśli takie istniało, to musiało być w głębi Związku Sowieckiego, gdzie nie tylko siarczysty mróz nie pozwalał na normalną egzystencję. Trzeba było przecież ciężko pracować, bo inaczej - kula w głowę. Taki los groził codziennie setkom tysięcy Polek, wywiezionych w czasie wojny na Syberię. Te, które przeżyły, stały się bohaterkami.

REKLAMA
Żeby zasłużyć na takie miano, nie trzeba wcale walczyć z bronią w ręku - przekonuje Anna Herbich, autorka najnowszej książki o kobietach czasu II wojny światowej. Tym razem, w publikacji "Dziewczyny z Syberii", opisuje losy dziesięciu kobiet, których losy niespodziewanie splotły się z dala od ojczyzny, na trudnej do życia syberyjskiej ziemi. A one, wbrew wszystkiemu, wykazały się hartem ducha...
Ich los został przypieczętowany 17 września 1939 roku, gdy na Kresy Wschodnie weszła "sojusznicza" Armia Czerwona. To było jak wyrok śmierci, tragedia niezliczonej liczby rodzin, które zostały po prostu nagle rozdzielone. Polaków kierowano do miejsc, gdzie już przed stuleciem władze carskie zwoziły polskich powstańców. Tam czekała na nich katorżnicza praca w kołchozach czy kamieniołomach, a także lodowata prycza w łagrach. To miał być prawdziwy egzamin z życia. Każdy dzień był walką o przetrwanie.
Syty głodnego nie zrozumie
– Najgorsza rzecz na zesłaniu? Głód. Komuś, kto nigdy go nie zaznał, trudno jest to wytłumaczyć. I tak nie uwierzy i nie zrozumie. Gdy jest się naprawdę głodnym, człowiek zaczyna przypominać zwierzę. Wszystkie myśli i działania koncentrują się tylko wokół jednego – jedzenia – wspomina z bohaterek książki, Janina.
logo
Wyd. Znak Horyzont / Materiały promocyjne
Jej koszmar, tak jak milionów Polaków, zaczął się wraz z wybuchem wojny, ale decyzja o transporcie w głąb sowieckiej Rosji była... dobrowolna. Janina, wówczas 10-letnia dziewczynka, wraz z matką udała się na stację, skąd odchodziły transporty z deportowanymi. Tam w jednym z wagonów, była już pozostała część rodziny bohaterki. Nie mogło być innej decyzji: jak na Syberię, to tylko wszyscy razem. – Ruszyłyśmy w nieznane. Rozpoczęła się nasza gehenna – wspomina Janina.
Na zesłaniu została sierotą. Aby przeżyć, razem z siostrą próbowała dorabiać, ale i tak skończyło się na żebraniu. – Chodziła od ziemianki do ziemianki z jednym rublem, który nam pozostał, w nadziei, że może ktoś sprzeda nam coś do jedzenia. Wszyscy wiedzieli, że zdychamy z głodu. Ktoś dał kartofla, inny skórkę chleba, a jeszcze inny kopniaka – zapamiętała rozmówczyni Herbich.
logo
Wyd. Znak Horyzont / Materiały promocyjne
Wigilia ze szczurem
Podobny los spotkał Stefanię z Wilna, w chwili wybuchu wojny 15-letnią dziewczynę. Ta jednak, inaczej niż Janina, trafiła na nieludzką ziemię. Znalazła się tam dopiero pod koniec wojny, mając za sobą m.in. trudy działalności konspiracyjnej. Była członkinią Armii Krajowej, uczestniczyła w Operacji "Ostra Brama". Sowieci oskarżyli ją o próbę "zbrojnego oderwania Wileńszczyzny". Efekt? Zesłanie na Syberię.
Tam śmierć czaiła się wszędzie, można było zginąć z rąk współtowarzysza lub strażnika, w czasie snu lub pracy. Łącznie Stefania przebywała na Syberii aż 11 lat, ale i tak wygrała życie na loterii. Gdyby nie szczęście w nieszczęściu, dziś nie wspominałaby trudnych wojennych lat.
logo
Wyd. Znak Horyzont / Materiały promocyjne
Pewnego razu, przebywając w jednym z łagrów, Janina stała się bowiem... przedmiotem rozgrywki w karty. Grali o nią pospolici przestępcy. Nie trzeba było być prorokiem, aby przewidzieć los, jaki miał spotkać młodą dziewczynę pośród bandytów. – Wygrał mnie w karty jakiś morderca. Zgodnie z przestępczym "prawem" mógł zrobić ze mną, co chciał. Zabić, zgwałcić, poćwiartować, udusić. Wszystko – tłumaczy sybiraczka.
Stało się jednak coś niewiarygodnego. Inny przestępca, zakochany w przyjaciółce Stefanii, odegrał ją i "podarował" w prezencie swej miłości... Raczej chciał zdobyć w ten sposób kobiece względy niż ruszyło go sumienie, ale to w zasadzie mało ważne. Jedno życie zostało uratowane. Ale później było jeszcze wiele trudnych chwil. Jak chociażby pierwsza Wigilia w łagrze, spędzona w karcerze w towarzystwie... szczura.
logo
Wyd. Znak Horyzont / Materiały promocyjne
Oko w oko z wilkiem
Bliskie spotkanie z wielkim, syberyjskim wilkiem było z kolei udziałem Grażyny. Ten, podobnie jednak jak szczur z karceru, stanął w bezruchu, po czym oddalił się. – Historia skończyła się na strachu. A ja wkrótce miałam przekonać się, że największym wrogiem człowieka nie jest wcale dzikie zwierzę. Jest nim drugi człowiek. Była to jedna z lekcji, którą wyniosłam z zesłania – wspomina jedna z bohaterek publikacji.
Niewiele by bowiem brakowało, a zostałaby zgwałcona przez pewnego Ingusza. Szczęśliwie, obroniła się, ale na Syberii czekało ją jeszcze wiele zmartwień. Gdy po raz pierwszy stanęła na dalekiej ziemi, w północnym Kazachstanie, oniemiała.
logo
Wyd. Znak Horyzont / Materiały promocyjne
– Nawet w najgorszym koszmarze nie przewidywaliśmy, w jak prymitywnych warunkach będziemy żyć. Ulokowano nas w nędznej, jednoizbowej chałupinie z gliny i słomy. Zamiast podłogi - klepisko. W tym "domu" miało się zmieścić dwanaście osób – wspominała ofiara sowieckich wywózek. A był to dopiero początek – na zesłaniu spędziła cale 6 lat.
Cel: "machanie łopatami"
– Dlaczego nas tak dręczono? Sowieci powiedzieli nam, że oni nas nie zamordują, tak jak robili to Niemcy. To by było marnotrawstwo siły roboczej. Będziemy dostawać akurat tyle jedzenia, żeby utrzymać się przy życiu i machać łopatą. Biada nam jednak, jeżeli nie będziemy wyrabiać normy. Wtedy przestaną nas karmić. Zrobimy się chude, chudziutkie, a wreszcie przezroczyste. A na końcu padniemy – tłumaczy inna sybiraczka, Natalia.
Dramat setek tysięcy Polek, takich jak ona, wciąż trudno pojąć. Wtedy, aby przetrwać, trzeba było mieć w sobie bohatera.
logo
Wyd. Znak Horyzont

Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl