Żeby zwiększyć swoje szanse na prezydenturę we Francji, Francois Hollande na potrzeby kampanii schudł około 15 kg. Jego zwolennicy dzięki temu mogli podkreślać, że ich faworyt ma niesamowicie silną wolę i potrafi z sukcesem dążyć do obranego celu. Zyskał więc nie tylko na zdrowiu, ale i politycznie. Jednak kilkanaście kilogramów więcej wcale nie musi przeszkadzać w wielkiej polityce.
Przez całe życie francuski prezydent-elekt uwielbiał zajadać się kalorycznym musem czekoladowym i nie unikał fast-foodów. Gdy jednak stanął w szranki z wysportowanym Nicolasem Sarkozym, jego doradcy od wizerunku podobno stanowczo doradzili mu przejście na natychmiastową dietę. Bo w ich ocenie, Francuzi nie chcieliby mieć prezydenta grubaska. Szczególnie, że taka postura niezbyt pasuje do czasów wszechobecnego kryzysu. Hollande odstawił więc czekoladę i powoli zrzucał kolejne zbędne w kampanii wyborczej kilogramy. - Fakt, że schudł i był w stanie zrezygnować z czekolady, dowodzi ogromnej woli politycznej - mógł więc zachwalać lidera swojego ugrupowania parlamentarzysta Partii Socjalistycznej Michel Sapin.
Po co chudnie Kwaśniewski
Nie Hollande pierwszy zaciskał zęby i odmawiał sobie ulubionych kulinarnych przyjemności, by jak najlepiej przygotować się do przełomowego momentu w polityce. Wśród polskich dziennikarzy i obserwatorów życia politycznego panuje na przykład przekonanie, że szczuplejąca twarz Aleksandra Kwaśniewskiego, to zapowiedź czegoś ważnego na scenie politycznej. - Pytanie, po co prezydent Kwaśniewski zeszczuplał 14 kilogramów - zastanawiała się jakiś czas temu na antenie radia TOK FM Dominika Sikora z "Dziennika Gazety Prawnej". Wraz z kolegami z innych redakcji spekulując nad możliwymi scenariuszami dla nowej lewicy. Bo diety Aleksandra Kwaśniewskiego są nie mniej słynne, niż dieta Kwaśniewskiego - lekarza. Skądinąd, Kwaśniewski przyznał kiedyś, że Kwaśniewskiego dietę też stosował. Po takie metody sięgał, gdy w 1995 roku pierwszy raz ubiegał się o fotel prezydenta, a także wówczas, kiedy walczył o drugą kadencję. Po odejściu z urzędu nieco przybrał na wadze, ale jego ostatni powrót do aktywnej polityki najuważniejsi przewidzieli właśnie po szczuplejącej sylwetce.
Zrzucenie kilogramów oznaczało nowe życie w sferze publicznej także dla Anny Kalaty, której przemiana jest chyba najgłośniejszym tego typu przypadkiem w historii polskiej polityki. Była minister pracy z Samoobrony w kilkanaście miesięcy zrzuciła bowiem aż 38 kilogramów i z cichej myszki stałą się ikoną silnej woli dla dziesiątek tysięcy Polek i Polaków. W niesamowitej przemianie Kalacie pomogła podobno przede wszystkim dobrze dobrana dieta i joga. Wolę zmiany wizerunku pomogła jej także umocnić podróż do Indii. W przypadku Anny Kalaty odchudzanie paradoksalnie nie było jednak sposobem na zwiększenie wpływów w polityce, a raczej odcięcie się od przeszłości w rządzie PiS-LPR-Samoobrona. Nowa, atrakcyjna sylwetka z pewnością nie zaszkodziła jej w płynnym przejściu ze świata wielkiej polityki do wielkiego biznesu.
Niektórzy twierdzą w ogóle, że wbrew powszechnej opinii, odchudzanie wcale nie musi zakończyć się dobrze dla marzącego o spektakularnych sukcesach polityka. To dotyczy jednak raczej mężczyzn. Kilka lat temu amerykańska politolog dr Elizabeth J. Miller z University of Missouri - Kansas City przeprowadziła badania, z których wynikła zaskakująca teza. Okazało się, iż potencjalny elektorat chętniej oddaje głos na polityków płci męskiej, którzy mają nieco więcej kilogramów. Z opinii branych pod uwagę w badaniach Miller wynikało, że wyborcy dostrzegają w takich politykach ludzi znacznie bardziej wiarygodnych, uczciwych, a nawet bardziej niezawodnych i inspirujących swoją osobą.
Nic zatem dziwnego, że jeden z dosłownie największych polskich polityków, czyli Ryszard Kalisz z SLD odchudza się tylko tyle, na ile zmusza go zdrowie. Kiedyś pytany przez dziennikarzy w Dzień Walki z Otyłością stwierdził, że on jest do swoich kilogramów przyzwyczajony i dobrze się z nimi czuje, ale wszystkich namawia, żeby się odchudzali. Być może dobrze wiedząc, że w ten sposób zyska przewagę w oczach wyborców. Według naukowców z University of Missouri grubszy polityk to bowiem człowiek powszechnie uważany za odpornego na stres, w którym ludzie upatrują stabilnego emocjonalnie przywódcy.
Polscy wyborcy w ostatnich badaniach zleconych przez organizatorów programu "Chitinin Extra. Lżej w pracy" uznali dodatkowo, że praca polityka wręcz musi narażać go na nabranie większych krągłości. Wspomniany Ryszard Kalisz w jednej z rozmów z "DGP" przyznał, że to prawda. - Mam dużo oficjalnych spotkań, co powoduje, że często bywam w miejscach, gdzie jedzenie jest wyśmienite i czasem nie jestem w stanie się od niego powstrzymać. Szczerze mówiąc, nawet nie walczę z tym nałogiem. Zawsze powtarzam "Nobody is perfect". Oczywiście należy pamiętać o profilaktyce, zdrowiu, zbilansowanej diecie, ale przecież nie można się zadręczać - stwierdził.
Podobnie wypowiada się o tuszy i polityce Roman Kosecki z PO. Legendarny napastnik reprezentacji Polski w piłce nożnej w najlepszej formie ważył ok. 66 kilogramów. Już jako poseł, w jednym z wywiadów dla "Super Expressu" przyznał tymczasem, że "jest 30 kilogramów starszy". - Jak przyjeżdżam po sejmowych obradach do domu, to nie tylko drzwi na mnie czekają otwarte, ale też lodówka... - przyznawał szczerze, gdy dziennikarze zaczęli spekulować, że w reprezentacji parlamentarzystów może pożyczać koszulki od Ryszarda Kalisza. Bo jak się tym przejmować, skoro amerykańscy naukowcy dowiedli, że otyły pan polityk może liczyć nawet na 10 proc. więcej głosów, niż jego szczuplejszy kontrkandydat. I doktor Miller wcale nie informowała tu badanych o poglądach prezentowanych polityków. Po prostu przedstawiono biorącym udział w badaniu fotografię tego samego "kandydata". Tylko, że przed i po cyfrowym odchudzaniu.
Kobiety muszą o siebie dbać
Większe wymagania fizyczne są natomiast stawiane paniom starającym się o zaufanie wyborców. Według Amerykanów, by myśleć o największych sukcesach w polityce, kobiety muszą starać się utrzymać figurę. Dla nich zasada jest inna: im mniej kilogramów, tym więcej głosów. W jakimś stopniu potwierdzają to na przykład wyniki ostatnich wyborów parlamentarnych nad Wisłą. Znani tężsi kandydaci bardzo często osiągali rekordowe wyniki, gdy tymczasem ich szczupli koledzy do ostatnich chwil czekali, czy załapią się na mandat. Na uznawaną za jedną z najpiękniejszych posłanek zagłosowało jesienią 45 568 wyborców, najbardziej puszysta parlamentarzystka zdobyła tymczasem zaledwie 11 738 głosów. Publikując swoje badania Elisabeth Miller podkreślała zresztą, że choć przebadała Amerykanów, to opisane zależności z pewnością muszą funkcjonować w innych krajach pielęgnujących takie same stereotypy, co w USA.