W księgarniach rozchodzi się na pniu, w Empiku jest bestsellerem tygodnia, w sieci cytują ją i komentują tysiące. Książka Wojciecha Sumlińskiego o "Niebezpiecznych związkach Komorowskiego" ze służbami specjalnymi bije rekordy popularności. Mimo to, temat w niej poruszany nie znalazł nie przebił się w prezydenckiej kampanii. Dlaczego? Bo wiarygodność dzieła i autora jest odwrotnie proporcjonalna do statystyk sprzedaży.
Prezydent w sieci agentów
Materiały ujawniające "ciemne karty" życiorysów polityków i innych osób publicznych zawsze cieszą się sporą popularnością. Pokazał to chociażby sukces "Resortowych dzieci", które szybko stały się bestsellerem, mimo że pierwsza książka z serii pociągnęła za sobą pozwy bohaterów i sprostowania. Przypadek "Niebezpiecznych związków Komorowskiego" jest jednak wyjątkowy, bo dotyczy osoby, w przypadku której ewentualne powiązania i nieprawidłowości są szczególnie fascynujące – głowy państwa.
"Historia, którą pokazujemy, odsłania niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego, sięgające do mrocznego świata służb tajnych, które współtworzyły polską mafię. Znajdą się tacy, którzy będą w te związki powątpiewać, zapewniamy jednak, że one istniały – a ich wpływ na rzeczywistość przekracza wyobrażenie wielu z nas" – przekonuje w zapowiedzi Wojciech Sumliński, dziennikarz znany ze swoich "śledztw" dotyczących prezydenta.
Jego teza jest sensacyjna. Sumliński twierdzi, że w Polsce szaleje mafia wywodząca się z sowieckich służb wojskowych, która ma na swoich usługach m.in. Komorowskiego. Podaje przy tym liczne przykłady, m.in. sprawę Fundacji "Pro Civili" – założonej przez przestępców, którzy mieli dokonywać oszustw przy osłonie polityka, który w tamtym czasie był szefem MON. Są też historie rzekomych prywatnych znajomości prezydenta z podejrzanymi ludźmi wojskowych służb, są doniesienia o jego decyzjach (rzekomo ułatwiających działania przestępcom), są pytania o to, skąd wziął pieniądze (z jasną sugestią).
To wszystko prowadzi do jasnego wniosku – prezydent jest politykiem skompromitowanym, a zarzuty, które mu stawia Sumliński, powinny doprowadzić go nawet przed Trybunał Stanu. – Zastanowiłbym się, czy polityka tak ważnego rangą nie oskarżyć o jedno z najważniejszych przestępstw, jakie może być – mówił niedawno autor książki.
Kampanijny bestseller
Rewelacje Sumlińskiego można byłoby pewnie pominąć milczeniem, tak jak do tej pory robił to sam Komorowski, jego otoczenie i większość mediów. Kluczowa jest utaj ocena wiarygodności, a Sumliński – o czym za chwilę – nie jest dziennikarzem, którego śledztwa dają pewność czy nawet przypuszczenie prawdziwości stawianych zarzutów.
Nagle okazało się jednak, że za autorem stają dziesiątki tysięcy Polaków, które wykupują egzemplarze "Niebezpiecznych związków Komorowskich". Książka Sumlińskiego niepostrzeżenie stała się wydawniczym hitem – nakłady w księgarniach wyczerpują się bardzo szybko, e-booki sprzedają się jak ciepłe bułeczki, a Sumliński nie może opędzić się od pytań i zaproszeń.
Oficjalnych danych o sprzedaży o nie ma. Sam dziennikarz twierdzi, że sprzedane egzemplarze na pewno należy liczyć w dziesiątkach tysięcy. Jeśli to prawda, to spory sukces, bo książka miała premierę niespełna miesiąc temu, a już czyta się lepiej niż wszystkie poprzednie dzieła Sumlińskiego razem wzięte.
Potwierdzają to także informacje z księgarń, gdzie jest sprzedawana. Te jak np. Merlin.pl, Matras.pl i Platon24.pl informują na swoich stronach, że nakład się wyczerpał i książka ponownie będzie dostępna za kilka dni, kiedy zapasy zostaną uzupełnione.
Największe kontrowersje wywołała plotka o nieobecności "Związków Komorowskiego" w Empiku. Sieć podała, że z powodu ogromnego zainteresowania egzemplarzy po prostu zabrakło i będą dopiero 25 maja. Zwolennicy Sumlińskiego (i on sam) odpowiedzieli oskarżeniem, że ktoś blokuje książkę i że ma to związek z wyborami – być może zdjął ją nawet Komorowski, by ułatwić sobie drogę do reelekcji.
Na nic zdały się tłumaczenia rzeczniczki Empiku, że wyczerpanie nakładu dotyczy internetowej księgarni, a w stacjonarnych punktach książkę można dostać. Na nic wyjaśnienie, że "czasowy problem z jej niedostępnością wczoraj wynikał z wyczerpania nakładu spowodowanego bardzo dużym zainteresowaniem tym tytułem".
Trudno nie ulec wrażeniu, że w tym przypadku Sumliński wykorzystał sytuację, by jeszcze bardziej podkręcić statystyki sprzedaży i zachęcić zainteresowanych do korzystania z innych źródeł. Plotka o "blokadzie" mogła służyć temu, by więcej osób skorzystało np. ze sklepu na stronie internetowej autora. Specyficzny "marketing prześladowania" zadziałał zresztą koncertowo, bo po doniesieniach w związku z Empikiem o "Niebezpiecznych związkach Komorowskiego" jest jeszcze głośniej.
Z oskarżonego w oskarżyciela
Sumliński jest na fali – co do tego nie ma wątpliwości. Na Facebooku powstają już wydarzenia dotyczące "publicznych czytań" książki, jest też wezwanie do tego, by sprawa "niebezpiecznych związków ze służbami" została poruszona w najbliższej prezydenckiej debacie. Na razie niewiele wskazuje jednak na to, że sprawa rzekomych "ciemnych kart" życiorysu Komorowskiego odegra większą rolę zarówno przed drugą turą wyborów, jak i po niej. Autor może się cieszyć zyskami ze sprzedaży, ale raczej nie zaufaniem...
– Polskie prawo zwalnia człowieka oskarżonego z obowiązku mówienia prawdy na procesie. Ta książka próbuje odwrócić role. Znam publiczną działalność redaktora Sumlińskiego i on próbuje pozbyć się pozycji oskarżonego, a stać się oskarżycielem. Prezydent wielokrotnie mówił, że jego oskarżenia nie mają nic wspólnego z prawdą – mówi naTemat prof. Tomasz Nałęcz, doradca prezydenta Komorowskiego.
Ma na myśli procesy, w których Sumliński jest oskarżonym. Od czterech lat na dziennikarzu ciąży zarzut płatnej protekcji przy weryfikacji byłego żołnierza WSI. W innej sprawie Sumlińskiemu zarzuca się pomoc w ustawianiu awansu w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
W sieci są też dowody na to, że w dotychczasowej dziennikarskiej pracy Sumliński raczej nie wykazywał się starannością i rzetelnością. Na przykład lata temu Sumliński opublikował artykuł z sugestią, że były premier Jan Olszewski za łapówkę pomógł ułaskawić pruszkowskiego gangstera. Jak się potem okazało, chodziło raczej o innego Olszewskiego.
M.in. z tych powodów prezydent Komorowski nie zamierza odnosić się do zarzutów stawianych przez autora książki.
– Człowiek uczciwy, jak w niego rzucają błotem, nie podejmuje dialogu z oszczercą. Jestem biografem Józefa Piłsudskiego, który był najbardziej oczernianym człowiekiem w XX wieku. On nigdy nikomu żadnego procesu nie wytoczył, a bardzo rzadko się zdarzało, że podejmował polemikę. Wychodził z założenia, że podejmowanie takich kroków nobilituje oszczercę. Nie rozmawiałem w tej sprawie z prezydentem, ale ja bym mu tę zasadę Piłsudskiego doradzał – komentuje prof. Nałęcz.
Pytany o to, skąd takiej zainteresowanie twórczością Sumlińskiego, odpowiada: – Nie potrafię odpowiedzieć. Być może chodzi o to, że atrakcyjnie podane kłamstwo często bywa fascynujące.
Środowiska związane z panem prezydentem najwyraźniej obawiają się, że ta książka może być języczkiem u wagi i może, pokazując prawdę, przyczynić się do tego, że wielu ludzi podejmie inną decyzję niż pan prezydent by oczekiwał. Kiedy słyszę, że książka byłaby w dystrybucji, gdyby był inny wynik wyborów, to brakuje mi słów, żeby to skomentować. Chciałoby się to nazwać skandalem, ale to słowo już się wytarło.