Odnowić Grupę Wyszehradzką, wzmocnić współpracę z państwami bałtyckimi i ”odbudować politykę regionalną ze zgliszczy” – to pomysł Andrzeja Dudy na polską politykę zagraniczną, którą w jego kancelarii miałby się zająć poseł PiS z Małopolski, Krzysztof Szczerski. Pytanie tylko, czy chcieliby tego nasi sąsiedzi. W Niemczech już samo przejście Dudy do drugiej tury wyborów wywołało złe skojarzenia.
Prof. Krzysztof Szczerski (o rok młodszy od Dudy) był wiceszefem MSZ za czasów Jarosława Kaczyńskiego, gdy ministrem była Anna Fotyga. Ma tytuł doktora politologii UJ, jest redaktorem naczelnym prawicowego pisma ”Arcana”. Ostatnio przyznaje, że jest ”przyjacielem Andrzeja” i gdy ten go o to poprosi, nie będzie mógł odmówić – w Kancelarii Prezydenta zajmie się polityką zagraniczną.
Obraz zniszczonej Europy i pozycji Polski
Z jego słów – a także samego Andrzeja Dudy podczas debaty – wyłania się następujący obraz polskiej polityki międzynarodowej:
Europa Środkowo-Wschodnia rozpadła się po katastrofie smoleńskiej i trzeba ”lepić ją” od nowa, bo dziś nie mamy żadnych sojuszników. Tak samo trzeba odbudować pozycję Polski na arenie międzynarodowej, która pogorszyła się po śmierci Lecha Kaczyńskiego. Jak powiedział w rozmowie z Moniką Olejnik w Radiu Zet, śmierć prezydenta zamknęła bowiem ”proces budowania samodzielności politycznej tego regionu”. – Ostatnie kilka lat było całkowicie zmarnowanych – przekonywał w Telewizji Republika.
Dlatego Krzysztof Szczerski postuluje odbudowę roli Polski w regionie. Chciałby na przykład zorganizować okrągły stół z udziałem państw Europy Środkowo-Wschodniej. W czasie debaty Andrzej Duda sam mówił o tym, że chciałby tworzyć blok państw z republikami bałtyckimi.
– To zobaczy pani po pierwszych ruchach politycznych prezydenta Dudy. Będzie budował znów tę koalicję naszego pola przynależności – mówił Monice Olejnik Szczerski.
Nie chcą Polski jako przywódcy
Odbudowa roli mocarstwowej Polski w regionie nie będzie jednak łatwa, bo nikt z sąsiadów w takiej roli Polski widzieć nigdy nie chciał i nadal nie chce. Tym bardziej, że przy obecnych układach politycznych w różnych krajach, więcej nas wszystkich dzieli niż łączy – i w kwestiach UE, i w kwestiach Rosji. A także społecznie.
– Polska zawsze próbowała prowadzić politykę regionalną, ale my mamy z tym problem, bo jesteśmy krajem dużo mniejszym. W Czechach te próby zawsze są odbierane w taki sposób, że Polska chce coś zrobić dla siebie, a nie dla Europy Środkowej – mówi nam Martin Ehl, szef działu zagranicznego jednej z największych czeskich gazet ”Hospodarskie Noviny”. Przyznaje jednak, że mimo różnic jeszcze nigdy relacje polityczne Polski z Czechami nie były tak dobre, jak w ciągu ostatnich kilku lat, a prezydenci obu krajów bardzo się polubili.
Mało znany, plastikowy kandydat
Być może mogłyby być jeszcze lepsze, ale co zrobić, skoro oba narody wciąż patrzą na siebie wilkiem? Powszechny wizerunek Polaka w Czechach to wciąż niezmienny od pokoleń – cwaniakowaty handlarz z lat 80.
– Polacy nie są dobrze oceniani. Owszem, przyjeżdżają na weekend do Pragi, ale Czech nie wpadnie na to, by wyskoczyć na piwo do Wrocławia. Niestety, również wybory prezydenckie w Polsce nikogo nie interesują. Oczy Czechów skierowane są głównie na Niemcy i Słowację, bo to nasi bracia. W tym sensie Polacy naszymi braćmi nie są – konkluduje Ehl. Przyznaje, że Dudy nikt nie zna, a jego gazeta napisała o nim jedynie po I turze wyborów, zresztą jako o ”plastikowym kandydacie’.
Podobnie na Słowacji
– Wybór prezydenta Polski nie jest na Słowacji tematem numer jeden, choć trzeba przyznać, że Bronisław Komorowski jest u nas i dobrze znany i powszechnie szanowany. Ma bardzo dobre kontakty z naszym prezydentem Andriejem Kiską. Andrzeja Dudy nikt nie zna. Odnotowaliśmy tylko, że przyjechał na Słowację, by pokazać, jak u nas drogo z euro – przyznaje Matusz Kostolny, były redaktor naczelny największego dziennika ”SME”.
Być może dlatego, że nikt go nie zna, w niemieckich mediach już pojawiają się obawy. Zaczyna się przypominanie tego, jak Polska prezentowała się na arenie europejskiej za czasów rządów Jarosława Kaczyńskiego. Oraz ostrzeganie przed tzw. orbanizacją Polski i zerwaniem przez nią konstruktywnej polityki wobec UE.
Węgry, Słowacja oraz Czechy nie od dziś są zdecydowanie bardziej przychylne Rosji niż UE. I tu na pewno byłby zgrzyt w próbach znalezienia kompromisu przy jakimkolwiek okrągłym stole. Bo różnice można mnożyć.
Viktor Orban sam najchętniej wyprowadziłby Węgry z Unii, co chwila wytyka Brukseli próby izolowania Rosji, domaga się przywrócenia kary śmierci. Milosz Zeman, jedzie wbrew protestom UE, do Moskwy na obchody rocznicy zakończenia II wojny światowej. Czechy już za prezydenta Vaclava Klausa pokazywały, jak bardzo są prorosyjskie. Jak w takich warunkach tworzyć wspólną politykę Europy Środkowej?
Polska obecna w państwach bałtyckich
– Dla mnie to zupełnie niezrozumiałe i zdumiewające. I absolutnie kuriozalne z punktu widzenia państw bałtyckich. Choćby z tego względu Europa Środkowa i Wschodnia jeszcze długo nie będą mówić jednym głosem – przyznaje Andres Kasekamp, szef Estońskiego Instytutu Spraw Zagranicznych.
Gdy rozmawiałam z nim kilka lat temu mówił, że Estończyków Polska nie interesuje, bo bliżej im do Finlandii i nasz kraj traktują głównie jako tranzyt do Niemiec. Politycznie nikt w Tallinie nie postrzegał Polski jako lidera w regionie.
Teraz, z jego perspektywy, to się zmieniło. Polska jest obecna w państwach bałtyckich.
– W ciągu ostatnich trzech lat współpraca Estonii z Polską bardzo się wzmocniła, głównie w obszarze bezpieczeństwa i wojskowości. Polscy ambasadorzy w Tallinie są bardzo aktywni. Można liczyć bez końca wizyty w obu krajach na szczeblu ministrów, premierów, prezydentów. W ogóle nasz prezydent Toomas Hendrik Ilves jest bardzo propolski. Polskę postrzegamy dziś jako najpoważniejsze państwo w tej części Europy – przyznaje Kasekamp.
Estonka doradza Tuskowi
Ta współpraca jest i jest coraz bardziej widoczna. Lada dzień w łotewskiej Rydze odbędzie się kolejny już szczyt Partnerstwa Wschodniego – inicjatywy zapoczątkowanej przez Polskę w 2009 roku. Cała czwórka – Polska, Litwa, Łotwa i Estonia – dopiero co wspólnie apelowała do NATO o stałą obecność wojsk sojuszu w swoich krajach.
W państwach bałtyckich (tu można polemizować, czy również w przypadku Litwy, gdzie nastroje antypolskie nie zmieniły się mimo 16 wizyt prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Wilnie) bardzo dobrze odbierane jest zwłaszcza stanowisko Donalda Tuska jako szefa Rady Europejskiej.
– To jest coś. Pokazuje, że Polska liczy się na arenie międzynarodowej. Dla nas ma to tym mocniejszy wydźwięk, że na swojego głównego doradcę ds. międzynarodowych wybrał Estonkę, Riinę Kionkę – mówi Kasekamp.
Sam przypomina, że nawoływanie do większej współpracy w regionie nie jest niczym nowym, mówił o tym m.in. były szef MSZ Radosław Sikorski. Ale dziś Grupę Wyszehradzką i państwa bałtyckie trudno byłoby pogodzić.
Jeżeli Duda wygra, może powtórzyć się sytuacja z 2007 roku, gdy bracia Kaczyńscy ostro występowali przeciwko europejskiej konstytucji (…) Radykalna Polska spowoduje, że kraj znajdzie się w osamotnieniu na peryferiach Europy. (…) Będący wzorem dla polskich konserwatystów Orban, próbuje wywierać presję na Europę, demonstrując ostentacyjną bliskość wobec prezydenta Rosji Władimira Putina. Z kolei Duda deklarował w kampanii przedwyborczej, że Polska pod jego kierownictwem nie będzie płynąć w głównym nurcie UE, lecz będzie mocnym głosem domagać się realizacji swoich interesów.Czytaj więcej