
Kwaśniewski spóźnił się na debatę, sztab Kennedy'ego wycisnął ostatnie poty z Nixona podwyższając temperaturę w studio. To już przeszłość, która dziś zapewne nie miałaby racji bytu. Ale sposobów na to, by wyprowadzić przeciwnika z równowagi wciąż nie brakuje. A o to w debacie przecież tak naprawdę chodzi.
Nad przygotowaniem debaty w USA pracuje cały sztab ludzi. Ustalane są wszystkie najdrobniejsze szczegóły z temperaturą w studio włącznie. Bezwzględnie przestrzega się czasu wypowiedzi.
Amerykanie są przykładem dla ekspertów od marketingu politycznego na całym świeci, bo to w ich kraju, w 1960 roku, odbył się pierwszy w historii pojedynek telewizyjny dwóch kandydatów i na stałe wszedł do kultury politycznej USA.
Gdy wiceprezydent pojawił się w studiu, okazało się, że jego szary garnitur robi fatalne wrażenie. szarość materiału podkreślała szarość jego oblicza i co najgorsze, zlewała się z równie szarym tłem. Nic nie pomogło wielokrotne przemalowywanie dekoracji, czynione na żądanie doradców Nixona. Gdy rozbłyskiwały studyjne reflektory, garnitur i dekoracja niezmiennie zlewały się ze sobą. Co gorsza, w czasie niedawnego pobytu w szpitalu wiceprezydent schudł i jego garnitur sprawiał wrażenie za dużego. Jednym słowem, wszystko jakby zmówiło się przeciwko Nixonowi. Wiceprezydent wyglądał źle i nie pomogło nawet nie pokazywanie jego lewego, mniej korzystnego profilu. Czytaj więcej
Nie udało się też Nixonowi zachować niższej temperatury w studiu. Nie chciał się spocić, więc ustawiono na niższą. Ale Kennedy marzł, więc jego sztab podkręcił na wyższą.
Tamtej pamiętnej debaty w 1995 roku Wałęsa pewnie nie zapomni do końca życia. Kwaśniewski nie tylko się spóźnił, lecz także nie przywitał się z nim za kulisami. Jak komentowano, chciał w ten sposób zdenerwować go przed debatą. I zapewne się udało, bo Wałęsa przegrał i debatę i wybory. Gdy po spotkaniu Kwaśniewski wyciągnął do rękę, ten odparował: – Panu to ja mogę co najwyżej nogę podać.
Europejskie debaty niebardzo przypominają te amerykańskie. – Bywają bardziej dynamiczne, ale nie są tak dobrze przygotowane – przyznaje prof. Cwalina. We Francji to niemal istny żywioł. Można powiedzieć, wszystkie chwyty dozwolone. Ostatnia debata Nicolas Sarkozy – Francois Hollande pokazała, jak bardzo może być agresywna. Padały słowa, które w USA nie wyszłyby nikomu z ust.
Tam ostatnia debata telewizyjna w 2013 roku była bardzo ucywilizowana, grzeczna i spokojna, a obaj kandydaci – jak komentowano – nie zniżyli się do poziomu tabloidów. Ale nie obyło się bez humoru, iście czeskiego, można rzec. – Czy pan naprawdę uważa, że prezydent to nic innego jak fikus lub oleander stojący w rogu pokoju, który trzeba tylko co jakiś czas podlewać? – odparował Milosz Zeman, gdy jego kontrkandydat Karel Schwarzenberg w nudny i poważny sposób opowiadał, na czym jego zdaniem polega rola prezydenta. I wygrał wybory.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
