Słynnna debata, 1995 rok
Słynnna debata, 1995 rok Fot. Screen/YouTube

Kwaśniewski spóźnił się na debatę, sztab Kennedy'ego wycisnął ostatnie poty z Nixona podwyższając temperaturę w studio. To już przeszłość, która dziś zapewne nie miałaby racji bytu. Ale sposobów na to, by wyprowadzić przeciwnika z równowagi wciąż nie brakuje. A o to w debacie przecież tak naprawdę chodzi.

REKLAMA
By wygrać, uczestnik debaty telewizyjnej musi być bardzo aktywny. Najlepiej atakujący. Musi być naturalny w zachowaniu, ale nie wolno mu kłamać ani obrażać przeciwnika. To w Stanach Zjednoczonych natychmiast by go zdyskredytowało. – W amerykańskich debatach nie wolno stosować brudnej, negatywnej kampanii. Jest krytyka, i to ostra, ale nie wolno używać brudnych tricków, bo to natychmiast zostałoby źle odebrane i tylko zaszkodziło osobie, która je stosuje. W amerykańskich debatach ma miejsca na nieuczciwe zagrania – tłumaczy dr Tomasz Płudowski, amerykanista z UKSW.
W 2000 roku były już wiceprezydent Al Gore walczył w debacie telewizyjnej z George'em W. Bushem. I skłamał. Powiedział, że pojechał do Teksasu podczas wielkich pożarów w tamtym stanie. Bush był wtedy gubernatorem Teksasu i bardzo zaskoczony, bo nic o tym nie wiedział. Przeciwnik natychmiast to wykorzystał. Wszystkie telewizje pokazywały twarz Busha, na której malowało się ogromne zdziwienie.
– To była nieprawda, Gore nie był w Teksasie. Bardzo go potem ośmieszano. Żartowano, że wymyślił internet – mówi Tomasz Płudowski. Debatę i prezydenturę wygrał wtedy Bush.
Znaleźć słabe punkty i wyprowadzić z równowagi
Nad przygotowaniem debaty w USA pracuje cały sztab ludzi. Ustalane są wszystkie najdrobniejsze szczegóły z temperaturą w studio włącznie. Bezwzględnie przestrzega się czasu wypowiedzi.
– Kandydaci są rozpracowywani w taki sposób, w jaki policja przygotowuje profil przestępcy. Chodzi o to, by znaleźć słabe punkty przeciwnika i wyprowadzić go z równowagi. Robione są analizy, w jaki sposób doprowadzić go do tego, by przestał nad sobą panować. Za debatą w USA stoi cała inżynieria. Są organizowane treningi, szkolenia, bo stawka jest bardzo wysoka – mówi nam prof. Wojciech Cwalina, ekspert marketingu politycznego.
Tak było w przypadku byłego prezydenta George'a Busha ojca, który w 1992 roku starł się w debacie z Billem Clintonem i próbował podczas niej udowodnić, że Clinton nie jest patriotą. Powód? Clinton studiował w Wielkiej Brytanii i brał udział w protestach przeciwko wojnie w Wietnamie. Podczas debaty Bush bardzo drążył ten temat. – Próbował wykazać, że to źle świadczy o Clintonie. Jednocześnie kontrastował tę opinię z własnym udziałem w II wojnie światowej i walce o wolność – mówi Tomasz Płudowski. Co gorsza, co chwila patrzył też na zegarek, co stworzyło wrażenie, że jest bardzo znudzony. Prezydenturę przegrał.
Dobry garnitur, uśmiech i do dzieła
Amerykanie są przykładem dla ekspertów od marketingu politycznego na całym świeci, bo to w ich kraju, w 1960 roku, odbył się pierwszy w historii pojedynek telewizyjny dwóch kandydatów i na stałe wszedł do kultury politycznej USA.
John F. Kennedy jechał na tę debatę dobrze wypoczęty, wyluzowany i w bojowym nastroju, ale – jak czytamy w archiwalnych materiałach – tuż przed debatą jego sztab pokazał mu nagranie z dość złośliwym wystąpieniem Richarda Nixona. Specjalnie i tylko po to, by jeszcze bardziej bojowo go nastroić. Tymczasem Nixon przyjechał do studia niewypoczęty, po długiej podróży, nie ogolony, i w dodatku ze stłuczonym kolanem. Był ogólnie zdenerwowany i bardzo blady.

Gdy wiceprezydent pojawił się w studiu, okazało się, że jego szary garnitur robi fatalne wrażenie. szarość materiału podkreślała szarość jego oblicza i co najgorsze, zlewała się z równie szarym tłem. Nic nie pomogło wielokrotne przemalowywanie dekoracji, czynione na żądanie doradców Nixona. Gdy rozbłyskiwały studyjne reflektory, garnitur i dekoracja niezmiennie zlewały się ze sobą. Co gorsza, w czasie niedawnego pobytu w szpitalu wiceprezydent schudł i jego garnitur sprawiał wrażenie za dużego. Jednym słowem, wszystko jakby zmówiło się przeciwko Nixonowi. Wiceprezydent wyglądał źle i nie pomogło nawet nie pokazywanie jego lewego, mniej korzystnego profilu. Czytaj więcej


Nie udało się też Nixonowi zachować niższej temperatury w studiu. Nie chciał się spocić, więc ustawiono na niższą. Ale Kennedy marzł, więc jego sztab podkręcił na wyższą.
– Takie rzeczy działy się kiedyś. Tak, jak choćby spóźnienie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego na debatę z udziałem Lecha Wałęsy. Dziś na świecie takich tricków już się nie stosuje – przyznaje prof. Wojciech Cwalina.

Tamtej pamiętnej debaty w 1995 roku Wałęsa pewnie nie zapomni do końca życia. Kwaśniewski nie tylko się spóźnił, lecz także nie przywitał się z nim za kulisami. Jak komentowano, chciał w ten sposób zdenerwować go przed debatą. I zapewne się udało, bo Wałęsa przegrał i debatę i wybory. Gdy po spotkaniu Kwaśniewski wyciągnął do rękę, ten odparował: – Panu to ja mogę co najwyżej nogę podać.
logo
Liczba debat telewizyjnych w poszczególnych krajach Screen/presidential-power.com
Agresja we Francji, nuda w Finlandii
Europejskie debaty niebardzo przypominają te amerykańskie. – Bywają bardziej dynamiczne, ale nie są tak dobrze przygotowane – przyznaje prof. Cwalina. We Francji to niemal istny żywioł. Można powiedzieć, wszystkie chwyty dozwolone. Ostatnia debata Nicolas Sarkozy – Francois Hollande pokazała, jak bardzo może być agresywna. Padały słowa, które w USA nie wyszłyby nikomu z ust.
– Pan nieustannie szuka kozłów ofiarnych, sam zaś umywa ręce od odpowiedzialności – atakował Hollande. – To kłamstwo, to oszczerstwo, jest pan małym oszczercą – ripostował oburzony Sarkozy. I tak przez trzy godziny...
Za to w Finlandii nuda, zgoda i spokój. Kandydaci odpowiadają na pytania prowadzącego debatę, ale nie wchodzą ze sobą w żadną dyskusję. Oczywiście nie ma też mowy o żadnych nieuczciwych trickach. I tu pojawia się coraz bardziej zauważalny problem. A właściwie potrzeba zdecydowanego ożywienia debat.
– Nasze badania wykazują, że dla widzów byłoby to bardzo interesujące, gdyby kandydaci zaczęli się spierać i debatować – stwierdził prof. Pekka Isotalus z Uniwersytetu w Tempere.To jednak wywołuje konsternację wśród polityków, którzy nie są przyzwyczajeni do atakowania przeciwnika. – Nie atakowanie czy chwalenie, ale koncentrowanie się na problemach są charakterystyczne dla fińskiej kultury słowa. To jest związane z kulturą zgody – przyznał Isotalus.
Zgoda również w Czechach
Tam ostatnia debata telewizyjna w 2013 roku była bardzo ucywilizowana, grzeczna i spokojna, a obaj kandydaci – jak komentowano – nie zniżyli się do poziomu tabloidów. Ale nie obyło się bez humoru, iście czeskiego, można rzec. – Czy pan naprawdę uważa, że prezydent to nic innego jak fikus lub oleander stojący w rogu pokoju, który trzeba tylko co jakiś czas podlewać? – odparował Milosz Zeman, gdy jego kontrkandydat Karel Schwarzenberg w nudny i poważny sposób opowiadał, na czym jego zdaniem polega rola prezydenta. I wygrał wybory.
W Polsce agresji jeszcze brakuje, choć dyskusja robi się coraz bardziej ożywiona. Podczas ostatniej debaty prezydent Komorowski zadziałał przez zaskoczenie i przedstawił druk, którego Andrzej Duda nie znał. Ku przerażeniu prowadzących, zszedł też na chwilę z mównicy. Obaj panowie zwracali się do siebie w bardzo uprzejmym tonie. Można powiedzieć – daleko nam do Finlandii. Chyba jesteśmy gdzieś między Czechami a Francją.

napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl