
Cała sportowa Polska wciąż nie może uwierzyć w to, co stało się w niedzielę we Wrocławiu. Żużlowiec PGE Marmy Rzeszów Lee Richardson zderzył się z rywalem, poleciał do góry, potem uderzył o tor. Wypadek wygląda poważnie, ale nie tragicznie. Niestety, Anglika w szpitalu nie udaje się uratować. Najpierw ma miejsce tragedia, a potem kompromitacja. W Gorzowie Stal rywalizuje z Falubazem Zielona Góra, zawodnicy dowiadują się o wrocławskiej tragedii. Zamiast mecz przerwać, dochodzi do ożywionej wymiany zdań. Ścigać się dalej czy przerwać zawody? Telewidzowie w całym kraju słyszą wymianę przekleństw. My zadzwoniliśmy do Roberta Dowhana, senatora PO, zarazem prezesa Falubazu i przyjaciela zmarłego żużlowca. Oto co nam powiedział. Wciąż jest przejęty tym, co się stało.
- Apelowaliśmy do pana, aby właśnie wtedy pojedynek przerwać - wypominała sędziemu Markowi Wojaczkowi gorzowska ekipa. Członkowie zarządu Stali namawiali do tego również trenera Falubazu Rafała Dobruckiego, ale jak twierdzą, ten chciał jechać dalej. - Zdanie zmienił się po 8. wyścigu, gdy już można było mecz zaliczyć. Mamy wrażenie, że zagrali na śmierci w momencie, gdy wynik gościom zaczął poważnie uciekać.
- Według moich informacji, wreszcie - według tego co powiedział dziś nasz kapitan Piotrek Protasiewicz - ze strony zawodników Falubazu nie było żadnej chęci jazdy. Powtarzam, żadnej. A już zawodnicy zagraniczni byli zszokowani. No bo jak to - tragicznie ginie jeden z nas, a my mamy myśleć o rywalizacji?
- Niestety, to prawda. Gdy to wszystko się działo, dostawałem od chłopaków mnóstwo telefonów i sms-ów. Pytali co robić. Grożono im, a niektórych nawet straszono wykluczeniem na pół roku. W takiej sytuacji nie miałem wyboru. Musiałem opuścić lożę VIP i udać się do parku maszyn. Trochę tylko przykre, że uczyniłem to właściwie tylko ja.
- Schodzi pan z trybun a tam?
- Tak, nawet bardzo dobrze. On kiedyś jeździł w Falubazie, ale nawet później często odbierałem go z lotnisk, on nawet kilka razy nocował u mnie w domu. Dwa tygodnie temu zadzwonił do mnie, wybierał się akurat z Rzeszowa na mecz do Gorzowa. Chciał wpaść do Zielonej Góry, by zrobić u nas kilka kółek na testowanym przez siebie sprzęcie. A za tydzień miał przyjechać do nas z Rzeszowem na mecz. Ale on nie dojdzie do skutku, już to spotkanie odwołaliśmy. Ja sobie w ogóle nie wyobrażam by wtedy odbyła się kolejka. Lee będzie miał sekcję zwłok, potem będzie pogrzeb, a jego koledzy mają myśleć o wchodzeniu w zakręt?
- On był wiecznym optymistą. Zawsze, nawet jak działo się coś niedobrego, próbował szukać dobrych stron każdej sytuacji. Był bardzo lubiany w środowisku, miał wielu przyjaciół. A jako zawodnik stanowił wzór profesjonalizmu. Wszędzie, na każdy stadion, przybywał przed zawodami. Przygotowywał się do nich, wszystko analizował.
W ostatni czwartek przyjechałeś na trening do Rzeszowa i tak bardzo cieszyliśmy się z trenerem, że dobrze Ci poszło, potwierdzeniem miał być mecz we Wrocławiu. Niestety los okazał się obrzydliwie brutalny.
- Da się coś zrobić z żużlem, by takie wypadki zdarzały się jak najrzadziej?
- Już dużo zrobiono by było bezpieczniej. Wprowadzono sygnalizatory, a bandy nie są już z desek, a ze specjalnego tworzywa. A czy ryzyko w żużlu można ograniczyć do zera? Powiem tak, jeżeli ktoś ma tutaj patent, niech jak najszybciej go zgłosi.
