Litwa może stać się ważna dla prezydenta-elekta, tak jak kiedyś była ważna dla Lecha Kaczyńskiego. Już dziś Andrzej Duda zapowiada, że relacje z Wilnem trzeba budować od nowa, bo polityka Bronisława Komorowskiego i PO zabrnęła donikąd. ”Dzieli nas przepaść w porównaniu z latami prezydentury śp. Lecha Kaczyńskiego” – powiedział w niedawnym wywiadzie dla Radia Znad Wilii. – To bzdura – odpowiadają polscy politycy.
Andrzej Duda wytknął PO, że na linii Warszawa-Wilno nie są właściwie prowadzone żadne rozmowy strategiczne. Że niedostatecznie upominała się o prawa Polaków. "Musimy zbudować te relacje od nowa, by nasi partnerzy zrozumieli, że to niewłaściwe podejście” – powiedział. Polską politykę wobec Litwy wręcz określił mianem ”rzucania się od ściany do ściany”. ”Chciałbym prowadzić politykę rozsądną, bo to właśnie brak rozsądku cechuje obecnie polskie stanowisko wobec Litwy” – zapowiedział.
– Nie rozumiem. Przychodzi Duda i nagle będzie świetnie? To nierealne. Nie da się rozwiązać wszystkich problemów. One nie zależą od tego, kto rządzi w Warszawie, ale od tego, że tych problemów nie chce rozwiązać nikt w Wilnie – słyszymy od jednego z działaczy polskich na Litwie.
Robert Mickiewicz, redaktor naczelny ”Kuriera Wileńskiego” wręcz twierdzi, że klucz do rozwikłania wszystkich kwestii leży w szufladzie jakiegoś urzędnika w Wilnie. – Wszystko wynika ze złej woli litewskich elit. I wszystko jedno kto tu rządzi. Czy lewica, czy konserwatyści. Nastroje antypolskie są bardzo silne i reprezentują je wszystkie opcje polityczne – mówi w rozmowie z naTemat.
Rozbieżności tylko w kwestii mniejszości
– Gdyby państwo litewskie uczyniło realny krok w kierunku w poprawy praw polskiej mniejszości, wszystkim byłoby łatwiej. Od dłuższego czasu czekamy na fakty ze strony litewskiej. Padają słowa i deklaracje, ale faktów nie ma. Piłka jest po stronie Litwy. Ona sama, z własnej nieprzymuszonej woli zawarła z Polską traktat. W nim są opisane zobowiązania, których Litwa nie realizuje – przyznaje również poseł PO Tadeusz Aziewicz, który od lat zaangażowany jest w sprawy litewskie. Właśnie wrócił z Wilna, z posiedzenia trójstronnego – polsko-litewsko-ukraińskiego zgromadzenia parlamentarnego – na którym wszystkie kraje mówiły jednym głosem.
- Gdy spotykamy się w takim gronie, rozmawiamy o sprawach, które dotyczą całego regionu, mówimy jednym głosem i praktycznie nie ma rozbieżności między nami. Rozbieżności w kwestiach bilateralnych dotyczą prawie wyłącznie przestrzegania praw polskiej mniejszości – podkreśla.
A te są ogromne. W 3,3-milionowym kraju Polacy są najliczniejszą mniejszością - mieszka ich tu ok. 230 tysięcy. To 6 procent całej populacji Litwy. W rejonie wileńskim Polaków jest ponad 60 procent. Od lat walczą m.in. o możliwość zapisywania po polsku swoich nazwisk w dokumentach. Chcą też, by w miejscowościach na Wileńszczyźnie, gdzie stanowią większość, pojawiły się polskie tablice z nazwami ulic. Wreszcie walczą o zachowanie szkół z polskim językiem wykładowym, które litewskie władze chcą zlikwidować. Kilkanaście szkół z polskim językiem nauczania może od 1 września 2015 roku stracić status szkoły średniej.
Strajki i manifestacje w obronie polskich szkół
Ta ostatnia kwestia, zwłaszcza teraz, rozgrzewa Polaków do czerwoności. Rodzice i uczniowie protestują od poniedziałku. Najpierw była duża manifestacja pod hasłem "Chcemy uczyć się w języku ojczystym", dziś dzieci organizują strajk - po prostu nie pójdą do szkoły.
– Cieszymy się, że w Polsce trwa poszukiwanie kolejnej drogi na rozwiązanie problemów Polaków. Ale wszystkie kwestie – szkoły, nazwy ulic, czy pisownia nazwisk, jak były tak są nierozwiązane. Nic się nie zmieniło. Czy to był prezydent Kaczyński, czy prezydent Komorowski. Żadna z taktyk, i jednego, i drugiego, nie przyniosła skutku. Dlatego w żaden sposób nie oceniałbym, że któryś z polityków zaprzepaścił jakąkolwiek szansę – mówi Robert Mickiewicz. Podkreśla, że prezydent Komorowski doskonale znał problemy Polaków, bo jego rodzina jest związana z Wileńszczyzną. Z pierwszej ręki znał też sytuację polskich szkół, gdyż jego ciotka, Stefania Romer, była jedną z najbardziej zasłużonych i znanych polskich nauczycielek.
Lech Kaczyński, w opinii Polaków na Litwie, był spokojniejszy. Do Wilna jeździł aż 16 razy. Polityka Komorowskiego była ostrzejsza. Ale każdy działał w tej samej sprawie, próbował różnych sposobów. – Wydawało się, że twardszą polityką prezydent Komorowski przebije mur. Niestety, nie udało się. Być może nowy prezydent powinien poszukać jeszcze innych argumentów – mówi szef ”Kuriera Wileńskiego”.
Paweł Kowal z PiS, były wiceszef MSZ, uważa jednak, że polityka wobec Litwy prowadzona w ostatnich latach jest oburzająca. – Nie udało się ani realnie wesprzeć praw mniejszości, ani zbudować realnego partnerstwa strategicznego z Litwą. Trzeba być bardziej restrykcyjnym jeśli chodzi o prawa mniejszości, bardziej namolnym w stosunku do rządu litewskiego. Trzeba wzmocnić żądania i silniej upominać się o prawa Polaków, ale też wysłać sygnał, że nie wszystkie postulaty Akcji Wyborczej Polaków na Litwie popieramy – mówi.
Jego zdaniem w relacjach z Litwą powinno być więcej konsekwencji i cierpliwości. – Tak zachowywał się Lech Kaczyński. Trzeba odbudować bliskość polityczną z Litwą przynajmniej na tym poziomie, jaki był za czasów Lecha Kaczyńskiego – podkreśla.
Rosyjska propaganda działa
Część Polaków z nadzieją patrzy na nowego prezydenta. Tym bardziej, że prezydent Litwy Dalia Grybauskaite, jakby sama zaczęła wypowiadać się w innym duchu. Mówi m.in. o tym, że jak Litwa nie zacznie działać, to polska mniejszość wpadnie w sidła trzeciej siły, czyli Rosji. A rosyjska propaganda już działa. Choćby poprzez telewizję, która na Wileńszczyźnie nie ma konkurencji. Jak mówią Polacy, jest na najwyższym poziomie.
– Właśnie słyszałem dyskusję w telewizji. Politycy zastanawiali się, czy Polska jest strategicznym partnerem, skoro byłaby pierwsza, która na wypadek ataku, broniłaby Litwy. Czuć pewien akcent zmiany podejścia – potwierdza Józef Kwiatkowski, prezes Macierzy Szkolnej, dziś poseł AWPL. Przyznaje, że Lech Kaczyński starał się robić dużo, choćby w kwestii uruchomienia w Wilnie filii Uniwersytetu w Białymstoku. Ale również on słyszał obietnice bez pokrycia. – Pamiętam, jak był w Wilnie. Wszystko było pięknie. Ale dzień po jego wizycie litewski Sejm przyjął uchwałę przeciwko pisowni polskich nazwisk. Skoro musiał to zrobić, nie mógł poczekać dłużej, tylko zrobił to natychmiast, już następnego dnia? – wspomina Kwiatkowski.
Czas na nowe pokolenie
Politycy PO i PiS są jednak zgodni, że jeżeli chodzi o realny przełom, to w krótkim okresie są raczej pesymistami. Trzeba czasu, by historyczne zaszłości poszły w niepamięć. – Nie sądzę, by szybko udało się rozwiązać problemy, które są efektem głęboko zakorzenionych stereotypów i urazów z przeszłości. Nie oznacza to, że nie warto próbować. Jednak wiele wskazuje na to, że niezbędna jest zmiana pokoleniowa. Z satysfakcją obserwuję, jak na Litwie dojrzewa nowa, niezwykle ciekawa inteligencja. Rośnie pokolenie młodych Europejczyków, bywałych w świecie, pozbawionych kompleksów i narodowych niechęci. Prędzej czy później zaistnieją oni w życiu publicznym. Wiążę z tym duże nadzieje – mówi poseł Aziewicz.
– Jestem optymistą. Mam nadzieję, że litewscy politycy pójdą po rozum do głowy i przestaną ośmieszać Litwę. W Unii już się śmieją z polsko-litewskiego zacietrzewienia. Mówią, że takie ograniczanie praw mniejszości w to w XXI wieku nonsens – dodaje w rozmowie z nami Waldemar Tomaszewski, lider AWPL.
Największym problemem w relacjach polsko-litewskich jest nieprzestrzeganie przez Litwę praw polskiej mniejszości opisanych w traktacie o wzajemnej współpracy. Uczestniczę w wielu spotkaniach z przyjaciółmi z Litwy. Poza sprawami mniejszości polskiej praktycznie nic nas nie różni. Polscy piloci strzegą litewskiego nieba. Współpraca militarna jest znakomita. Chcemy współpracować z Litwą i integrować się w ramach UE i NATO. Marszałek Borusewicz wspominał teraz w Wilnie, że – jeśli pojawiłoby się zagrożenie niepodległości Litwy – to pierwsi przyjadą tam polscy żołnierze. Powiedział też, że polski żołnierz lepiej czułby się broniąc Wilna, gdyby miał przekonanie, że polska mniejszość czuje się tam dobrze.