Ashton Carter znany jest ze swego przekonania o konieczności realizowania polityki odpierania rosyjskiego nacjonalizmu.
Ashton Carter znany jest ze swego przekonania o konieczności realizowania polityki odpierania rosyjskiego nacjonalizmu. Fot. Albert H. Teich / shutterstock.com

Zwiększenie liczby manewrów wojskowych oraz więcej programów szkoleniowych w Europie – to kolejne kroki, jakie USA zamierzają podjąć wobec Kremla. Zmianę w polityce na linii Waszyngton–Moskwa zapowiedział sekretarz obrony USA Ashton Carter. To konieczne, bo – jak poinformował – dotychczas stosowane sankcje nie zmieniły kursu Kremla.

REKLAMA
Carter w Stuttgarcie spotkał się wczoraj z czołowymi dowódcami sił zbrojnych USA stacjonującymi w różnych rejonach świata oraz z 14 ambasadorami USA w krajach europejskich. Uznano, że sankcje nałożone przez Kreml zarówno przez USA jak i Unię Europejską szkodzą rosyjskiej gospodarce, ale nie wpływają na zmianę w polityce zagranicznej Moskwy – Rosja kontynuuje swoją agresywną politykę na wschodniej Ukrainie.
Na późniejszej konferencji prasowej Carter poinformował, że USA, obawiając się iż podobną taktykę Kreml zastosuje wobec innych państw regionu, muszą sięgnąć po inne środki, których przykładem ma być większa liczba manewrów wojskowych i programów szkoleniowych w Europie. – Taktyka Kremla to mieszanina podstępów, gróźb i manipulacji informacjami – mówił Carter.
Wybrany przed czterema miesiącami na stanowisko szefa Departamentu Obrony USA Ashton Carter, znany jest ze swego przekonania o konieczności realizowania polityki odpierania rosyjskiego nacjonalizmu. – Stany Zjednoczone i NATO powinny odrzucić rosyjskie twierdzenia o tym, że Moskwa ma prawo do strefy wpływów w Europie Wschodniej – mówił w oświadczeniu złożonym przed senacką komisją obrony podczas swego przesłuchania. Jego zdaniem to w gestii Waszyngtonu pozostaje także wpływanie na wszystkie kraje członkowskie NATO i przekonywanie ich do większych inwestycji w przemysł zbrojeniowy.
Narada w Stuttgarcie poprzedzała szczyt państw grupy G7, który w niedzielę rozpoczyna się w niemieckich Alpach. Po raz kolejny nie zaproszono na niego przywódcy Rosji – Władimira Putina.
Członkostwo Moskwy w grupie ma być jednym z głównych tematów szczytu w Alpach. Jak jednak donosi niemiecki dziennik „Leipziger Zeitung”, niemal wszyscy członkowie G7 nie chcą na powrót widzieć w jej kręgach Putina. – Rosja, wykluczona z grona najbardziej wpływowych państw świata po aneksji Krymu i zaangażowaniu się w konflikt trwający w Donbasie, nigdy nie zostanie z powrotem do niej przyjęta. Do G7 prędzej dopuszczone zostaną Indie lub Chiny – podaje „Leipziger Zeitung”, powołując się na źródła w niemieckiej dyplomacji.
Źródło: TVN 24, TVP Info