Były czasy, gdy Polska naprawdę wiele znaczyła. Rzeczpospolita Obojga Narodów, bo tak oficjalnie nazywało się od XVI stulecia potężne państwo polsko-litewskie, była dla wielu postrachem. Wszak jeden człowiek - Władysław IV Waza, mógł w pewnym momencie rządzić nie tylko nad Wisłą, ale i w Rosji oraz Szwecji. Niewiele brakowało...
– Cięższa jest korona, niż przypuszczałem, ale sądzę, że większy jeszcze ciężar oznacza – powiedział syn Zygmunta III, gdy w uroczystym dla siebie dniu - podniesienia do godności królewskiej - ze skroni zsunęła mu się polska korona. Niejeden wziąłby to za zły omen. Ale los był dla Władysława IV łaskawy, rządził krajem 16 lat, a jego polityczne ambicje były ogromne.
Gdy długo wyczekiwany dziedzic tronu przychodził na świat - dokładnie 420 lat temu, 9 czerwca 1595 roku - królewska para mogła odetchnąć z ulgą. Narodziny zdrowego chłopca (Zygmunt miał dwie córki - pierwsza zmarła kilka miesięcy po urodzeniu, druga - w wieku 7 lat) przyjęto z wielką radością. Zresztą, król pomny rozwiązania użytego już przez Zygmunta Starego, chciał obwołać syna następcą już za swego życia (vivente rege), aby zapewnić ciągłość dynastii.
Władysław urodził się na "prowincji" - w podkrakowskim Łobzowie (dziś dzielnica miasta), ale jego życie będzie związane w wielkimi królewskimi dworami. Zanim jednak chłopiec zaczął zdobywać świat, przeszedł traumę. W wieku niespełna trzech lat stracił matkę - 24-letnią (!) Annę Habsburżankę. Nie było mu łatwo, ale miał się od kogo uczyć. Jego ojciec - potężny władca - zatroskany o przyszłość syna, załatwił mu opiekunki. Sam zaniedbywał ojcowskie obowiązki, bo wiele lat spędził na wojnie. – Wychowanie syna jak kamień przygniata mi duszę – przyznał w jednym z listów.
Mimo to, Władysław - jak na królewskie dziecko przystało - odebrał wszechstronne wychowanie - znał kilka języków i dzieła klasyków; był prawdziwym człowiekiem renesansu. O tym, co znaczy wielka polityka, przekonał się jeszcze za młodu. Miał jedenaście lat, gdy do jego ojca przybył moskiewski poseł z ofertą carskiej korony dla młodzieńca.
Rzeczpospolita już wcześniej zaangażowała się w tzw. Wielką Smutę, czyli okres zamętu dynastycznego w Rosji. Ale Zygmunt III czekał, aż Władysław dorośnie. Wahał się, grał na zwłokę, bo wiedział, że wysłanie młodzieńca do dalekiego, potężnego, niestabilnego wewnętrznie kraju, to wielkie ryzyko.
Był jeszcze jeden istotny problem - jak się okazało, warunkiem koronacji miało być przejście królewicza na prawosławie. O tym zaś polski władca, zadeklarowany katolik, nawet nie chciał słyszeć. W międzyczasie wyprawił się na Moskwę, po drodze zdobywając w 1611 roku Smoleńsk. Tam, do obozowiska, przybyli bojarzy oferujący "moskiewskie hospodarstwo".
Polityczna oferta dla Władysława była przejawem niechęci sporej części rosyjskiej szlachty wobec panującego cara Wasyla Szujskiego. Tego samego, którego jesienią 1611 roku w charakterze jeńca przywiódł przed królewskie oblicze do Warszawy zwycięzca spod Kłuszyna hetman Stanisław Żółkiewski. Jeńcy oddali Zygmuntowi III czołobitny hołd.
Los Władysława, przynajmniej pozornie, był już wtedy przypieczętowany. Ugodę z bojarami zawarł bowiem... zwycięski hetman. Porozumienie przewidywało nie tylko wstąpienie na tron polskiego królewicza, któremu hołd złożyła następnie ludność Moskwy oraz innych prowincji rozległego państwa, ale też osadzenie na Kremlu polskiej załogi.
Tylko że nowy car nigdy do Moskwy nie dotarł. Gdy zdecydowano o koronie dla niego, znajdował się w Wilnie. Nie zobaczył swojego imperium na oczy. Wiele "zawdzięczał" Polakom, którzy poczuli się w rosyjskiej stolicy zbyt swobodnie. Gwałcili i rabowali na potęgę, nie szanowali miejscowych świętości. Nic dziwnego, że podburzony lud się zbuntował.
Antypolskie powstanie w gruncie rzeczy przekreślało ambitne wschodnie plany Zygmunta III. Gdy bowiem po wielu miesiącach zwłoki król zdecydował się w końcu na zbrojną odsiecz obleganym, było już za późno. Rosjanie wypędzili naszych z Kremla.
– Zamkniona przed tobą stolica, Ojczyzny naszej oczekiwanie, Najjaśniejszy królewiczu; ale niecha się nie trwoży serce twoje: tak bywało zawżdy, iż wielką sławę uprzedzały wielkie trudy i roboty – pocieszał królewicza królewski kaznodzieja Fabian Birkowski. Ten jednak nie miał czasu na rozpaczanie, musiał bowiem przygotowywać się do rządzenia własnym krajem. W międzyczasie wyjechał na zachód, poznawał Europę. Niebawem zwrócił swe oczy na północ.
Patrzył na Szwecję, ojczyznę Zygmunta III. Stamtąd - jako przedstawiciel rodu Wazów - się wywodził. Od czasu, gdy w 1632 roku, po śmierci ojca, wstąpił na polski stron, usilnie zabiegał dyplomatycznie o szwedzką koronę, do której miał dziedziczne prawa. Zabiegał o wsparcie m.in. u Habsburgów i króla duńskiego, ale nie zyskał przychylności szwedzkich elit. Władysław musiał odpuścić i skoncentrować się na ochronie wschodnich granic. Tym bardziej, że zaraz po śmierci Zygmunta III Rosjanie wyprawili się na Smoleńsk.
Konsekwencją nowej wojny był tzw. pokój polanowski, zawarty w 1634 roku. Władysław zrzekł się pretensji do korony cara, oczywiście za odpowiednią rekompensatą pieniężną. Królem Polski, wielkim księciem litewskim, a także tytularnym władcą Szwecji, pozostał aż do śmierci.