Nie wszyscy przecież znają angielski
Nie wszyscy przecież znają angielski Fot. Mikołaj Kuras / Agencja Gazeta

Centrum Warszawy, wielki billboard z napisem ”Answer the Future”. Pod spodem mniejszy podpis ”Politechnika Warszawska 9-10.06 2015”. Z boku jeszcze drobniejszy napis ”Globe Forum. Beyond Smart Innovator”. I załóżmy, że ulicą idzie ktoś, kto nie zna angielskiego. Co zrozumie z tej reklamy? W Danii właśnie padł pomysł, by dokładnie takie reklamy opodatkować. Niech ci, co nadużywają anglicyzmów płacą za to, że gardzą swoim językiem.

REKLAMA
Po sąsiedzku z reklamą politechnicznego kongresu stoi kolejny billboard. Duży napis ”Mother & Baby”, data, Gdańsk oraz krótka, rzeczowa informacja ”Amber Expo”. Owszem, jest zdjęcie kobiety z dzieckiem, można się domyślić o co chodzi. Ale dlaczego nie można napisać ”Mama i dziecko”? Dlaczego słowo, które większość polskich niemowlaków wypowiada jako pierwsze w życiu, trzeba zastępować angielską kalką? Mamy swoje, musimy się go wstydzić?
logo
Fot. Screen/Politechnika Warszawska
New Collection na Summer
Takich billboardów, reklam prasowych i telewizyjnych jest w Polsce zatrzęsienie. Jakby reklamodawcy zakładali, że wszyscy w naszym kraju muszą znać angielski. Niektórzy uważają pewnie, że z angielskim hasłem reklama brzmi bardziej światowo i nowocześnie. A sama firma, która taką reklamę zleca jawi się wówczas jako bardziej prestiżowa. Międzynarodowa? Znana?
Spójrzmy na reklamę butów firmy CCC. Oprócz zdjęć Anji Rubik i Sashy Knezevicia dwa słowa: ”Shoes and bags”. Albo Vistuli, która reklamuje ”New Collection” na sezon ”Spring/Summer 2015”. A kampania Intimissimi? Obok reklamy bielizny jedynie napis: ”Italian lingerie”. Scania, co prawda szwedzka, ale hasło reklamowe w Polsce i tak ma angielskie: ”It starts with you”. Centrum handlowe Arkadia tak reklamowało w prasie imprezy z okazji dnia dziecka: ”Unexpected. Kids Days”. Reklama sklepów militaria.pl. Pod spodem napis: ”Shooting & Outdoor”. Jerzy Dudek reklamujący zegarki Citizen. Napis ”Better Starts Now”.
logo
Fot. Screen/Vistula
Trudno dyskutować z zalewem anglicyzmów, które na stałe weszły do naszego języka. Weszły i pewnie nie znikną, bo trudno też podważać ich istnienie i przydatność. Sam prof. Jan Miodek wymienia leksykalne korzyści, bez których trudno wyobrazić sobie również język polski: komputer, sms, skype czy mail. – Tam, gdzie anglicyzmy się wstrzeliwują to chapeau bas – mówi naTemat. Reklam, niestety, nie zauważa. Ale już nóż mu się w kieszeni otwiera, gdy słyszy kalki językowe w rodzaju angielskiego ”exactly”. – Gdy słyszę, jak ktoś potakuje mówiąc ”dokładnie” to wyję! – mówi.
Podatek od angielskich słów
Są jednak środowiska w różnych krajach Europy, którym anglicyzmy coraz bardziej się nie podobają. W Danii, gdzie 86 procent mieszkańców mówi po angielsku, a znajomość tego języka uważana jest za jedną z najlepszych na świecie, jeden z polityków wzywa ostatnio do wprowadzenia podatku od angielskich słów wykorzystywanych w reklamach.
logo
Reklama włoskiej marynarki wojennej Fot. Screen/qz.com/
Alex Ahrendtsen z Duńskiej Partii Ludowej przekonuje, że tylko w ten sposób można jeszcze chronić duński język. – Jeśli ktoś wykorzystuje język angielski w reklamie, powinien trochę więcej za to zapłacić. Nie możemy zakazać firmom używania tego języka, ale możemy spowodować, że pomyślą dwa razy, zanim chwycą za portfel – twierdzi.
Alex Ahrendtsen, Duńska Partia Ludowa

Musimy powstrzymać firmy przed mówieniem do nas po angielsku. Irytuje mnie to bez końca. Chodzi o to, że powoli przestajemy używać własnego języka. Pod wieloma względami jesteśmy na drodze do tego, by stać się 51 stanem USA. Czytaj więcej

We Włoszech ogromne oburzenie wywołała reklama Marynarki Wojennej zachęcającej młodych mężczyzn, by wstąpili do armii. Chodziło o napis ”Be Cool and Join the Navy”. A także o promocję Rzymu słowami ”Rome & You”. Znana dziennikarka Annamaria Testa zaczęła zbierać podpisy pod petycją o zachowanie czystości języka włoskiego. Dziś na swojej stronie informuje, że jest już blisko 70 tysięcy podpisów. ”Zwycięstwo” – pisze. W akcję włączyła się akademia Crusca we Florencji zapowiadając stworzenie strony, która będzie promować włoskie odpowiedniki anglicyzmów.
Claudio Marazzini, Akademia Crusca

Nie chcemy prowadzić wojny z językiem angielskim, ale chcemy przypomnieć Włochom, że w wielu przypadkach istnieją proste i przejrzyste słowa włoskie, które można użyć zamiast angielskich.

Trzeba przyznać, że o czystość języka walczą głównie środowiska prawicowe. We Włoszech skłonności do anglicyzmów wytykają na przykład centrolewicowemu premierowi Włoch Matteo Renzi. Chodzi m.in. o rządowy pakiet ustaw, który nosi nazwę The Jobs Act.
Śmierć języka islandzkiego?
Głosy na ”nie” słychać również w Niemczech, Francji, nawet na Islandii. Były burmistrz Rejkiaviku stwierdził ostatnio, że język islandzki raczej nie przetrwa. – Prawdopodobnie jeszcze w tym wieku przejmiemy język angielski jako nasz własny. Myślę, że to nieuniknione – uważa Jon Gnarr. Islandczycy powołują się na międzynarodowy raport, który opublikowano w 2012 roku, a który dowodził, że ich język będzie jednym z 30, które w ciągu najbliższych 100 lat czeka śmierć.
Polska, jak wynika z różnych badań, znajduje się w czołówce państw z najlepszą znajomością angielskiego. W ubiegłym roku zajęliśmy szóste miejsce, za krajami skandynawskimi, przed Austrią i Niemcami. To fantastycznie. Ale nie oznacza to, że wszyscy, zwłaszcza starsze pokolenie, sprawnie posługują się tym językiem. Jaki zatem sens używać słów, które nie wszyscy rozumieją?Po co zatem reklama, która z założenia powinna trafiać do ludzi, a jednak nie trafia?
logo
Fot. Screen/mediowo.blogspot.com/
Cztery lata temu Polacy śmiali się z billboardów partii Polska Jest Najważniejsza, która obiecywała nową przyszłość po angielsku. Do historii przeszła też reklama wody Cisowianka z udziałem Moniki Bellucci, w której nie pada ani jedno słowo po polsku. Lektor wypowiada jedynie słowa „Cisowianka Perlage - Aqua polacca di qualita superiore”. Reklama tak rozdrażniła Polaków, że zajęła się nią Komisja Etyki Reklamy. Autor skargi argumentował, że reklama narusza ustawę o języku polskim. Komisja przyznała mu rację. Od tamtej pory takich przypadków, niestety, w Polsce za wiele jednak nie było. A jest ustawa z 1999 roku, która – przynajmniej w teorii – powinna stać na straży polszczyzny.

Napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl