Centrum Warszawy, wielki billboard z napisem ”Answer the Future”. Pod spodem mniejszy podpis ”Politechnika Warszawska 9-10.06 2015”. Z boku jeszcze drobniejszy napis ”Globe Forum. Beyond Smart Innovator”. I załóżmy, że ulicą idzie ktoś, kto nie zna angielskiego. Co zrozumie z tej reklamy? W Danii właśnie padł pomysł, by dokładnie takie reklamy opodatkować. Niech ci, co nadużywają anglicyzmów płacą za to, że gardzą swoim językiem.
Po sąsiedzku z reklamą politechnicznego kongresu stoi kolejny billboard. Duży napis ”Mother & Baby”, data, Gdańsk oraz krótka, rzeczowa informacja ”Amber Expo”. Owszem, jest zdjęcie kobiety z dzieckiem, można się domyślić o co chodzi. Ale dlaczego nie można napisać ”Mama i dziecko”? Dlaczego słowo, które większość polskich niemowlaków wypowiada jako pierwsze w życiu, trzeba zastępować angielską kalką? Mamy swoje, musimy się go wstydzić?
New Collection na Summer
Takich billboardów, reklam prasowych i telewizyjnych jest w Polsce zatrzęsienie. Jakby reklamodawcy zakładali, że wszyscy w naszym kraju muszą znać angielski. Niektórzy uważają pewnie, że z angielskim hasłem reklama brzmi bardziej światowo i nowocześnie. A sama firma, która taką reklamę zleca jawi się wówczas jako bardziej prestiżowa. Międzynarodowa? Znana?
Spójrzmy na reklamę butów firmy CCC. Oprócz zdjęć Anji Rubik i Sashy Knezevicia dwa słowa: ”Shoes and bags”. Albo Vistuli, która reklamuje ”New Collection” na sezon ”Spring/Summer 2015”. A kampania Intimissimi? Obok reklamy bielizny jedynie napis: ”Italian lingerie”. Scania, co prawda szwedzka, ale hasło reklamowe w Polsce i tak ma angielskie: ”It starts with you”. Centrum handlowe Arkadia tak reklamowało w prasie imprezy z okazji dnia dziecka: ”Unexpected. Kids Days”. Reklama sklepów militaria.pl. Pod spodem napis: ”Shooting & Outdoor”. Jerzy Dudek reklamujący zegarki Citizen. Napis ”Better Starts Now”.
Trudno dyskutować z zalewem anglicyzmów, które na stałe weszły do naszego języka. Weszły i pewnie nie znikną, bo trudno też podważać ich istnienie i przydatność. Sam prof. Jan Miodek wymienia leksykalne korzyści, bez których trudno wyobrazić sobie również język polski: komputer, sms, skype czy mail. – Tam, gdzie anglicyzmy się wstrzeliwują to chapeau bas – mówi naTemat. Reklam, niestety, nie zauważa. Ale już nóż mu się w kieszeni otwiera, gdy słyszy kalki językowe w rodzaju angielskiego ”exactly”. – Gdy słyszę, jak ktoś potakuje mówiąc ”dokładnie” to wyję! – mówi.
Podatek od angielskich słów
Są jednak środowiska w różnych krajach Europy, którym anglicyzmy coraz bardziej się nie podobają. W Danii, gdzie 86 procent mieszkańców mówi po angielsku, a znajomość tego języka uważana jest za jedną z najlepszych na świecie, jeden z polityków wzywa ostatnio do wprowadzenia podatku od angielskich słów wykorzystywanych w reklamach.
Alex Ahrendtsen z Duńskiej Partii Ludowej przekonuje, że tylko w ten sposób można jeszcze chronić duński język. – Jeśli ktoś wykorzystuje język angielski w reklamie, powinien trochę więcej za to zapłacić. Nie możemy zakazać firmom używania tego języka, ale możemy spowodować, że pomyślą dwa razy, zanim chwycą za portfel – twierdzi.
We Włoszech ogromne oburzenie wywołała reklama Marynarki Wojennej zachęcającej młodych mężczyzn, by wstąpili do armii. Chodziło o napis ”Be Cool and Join the Navy”. A także o promocję Rzymu słowami ”Rome & You”. Znana dziennikarka Annamaria Testa zaczęła zbierać podpisy pod petycją o zachowanie czystości języka włoskiego. Dziś na swojej stronie informuje, że jest już blisko 70 tysięcy podpisów. ”Zwycięstwo” – pisze. W akcję włączyła się akademia Crusca we Florencji zapowiadając stworzenie strony, która będzie promować włoskie odpowiedniki anglicyzmów.
Trzeba przyznać, że o czystość języka walczą głównie środowiska prawicowe. We Włoszech skłonności do anglicyzmów wytykają na przykład centrolewicowemu premierowi Włoch Matteo Renzi. Chodzi m.in. o rządowy pakiet ustaw, który nosi nazwę The Jobs Act.
Śmierć języka islandzkiego?
Głosy na ”nie” słychać również w Niemczech, Francji, nawet na Islandii. Były burmistrz Rejkiaviku stwierdził ostatnio, że język islandzki raczej nie przetrwa. – Prawdopodobnie jeszcze w tym wieku przejmiemy język angielski jako nasz własny. Myślę, że to nieuniknione – uważa Jon Gnarr. Islandczycy powołują się na międzynarodowy raport, który opublikowano w 2012 roku, a który dowodził, że ich język będzie jednym z 30, które w ciągu najbliższych 100 lat czeka śmierć.
Polska, jak wynika z różnych badań, znajduje się w czołówce państw z najlepszą znajomością angielskiego. W ubiegłym roku zajęliśmy szóste miejsce, za krajami skandynawskimi, przed Austrią i Niemcami. To fantastycznie. Ale nie oznacza to, że wszyscy, zwłaszcza starsze pokolenie, sprawnie posługują się tym językiem. Jaki zatem sens używać słów, które nie wszyscy rozumieją?Po co zatem reklama, która z założenia powinna trafiać do ludzi, a jednak nie trafia?
Cztery lata temu Polacy śmiali się z billboardów partii Polska Jest Najważniejsza, która obiecywała nową przyszłość po angielsku. Do historii przeszła też reklama wody Cisowianka z udziałem Moniki Bellucci, w której nie pada ani jedno słowo po polsku. Lektor wypowiada jedynie słowa „Cisowianka Perlage - Aqua polacca di qualita superiore”. Reklama tak rozdrażniła Polaków, że zajęła się nią Komisja Etyki Reklamy. Autor skargi argumentował, że reklama narusza ustawę o języku polskim. Komisja przyznała mu rację. Od tamtej pory takich przypadków, niestety, w Polsce za wiele jednak nie było. A jest ustawa z 1999 roku, która – przynajmniej w teorii – powinna stać na straży polszczyzny.
Musimy powstrzymać firmy przed mówieniem do nas po angielsku. Irytuje mnie to bez końca. Chodzi o to, że powoli przestajemy używać własnego języka. Pod wieloma względami jesteśmy na drodze do tego, by stać się 51 stanem USA.Czytaj więcej
Claudio Marazzini, Akademia Crusca
Nie chcemy prowadzić wojny z językiem angielskim, ale chcemy przypomnieć Włochom, że w wielu przypadkach istnieją proste i przejrzyste słowa włoskie, które można użyć zamiast angielskich.