Materiały z 13 tomów akt śledztwa ws. afery podsłuchowej trafiły do sieci za sprawą kontrowersyjnego biznesmena Zbigniewa Stonogi. Co w nich jest? Jak mogły znaleźć się w niepowołanych rękach? Czy Stonodze grozi odpowiedzialność karna? Odpowiadamy na najważniejsze pytania w sprawie "największego wycieku z akt w polskiej historii".
Materiały opublikowane przez Stonogę to łącznie ponad 2,5 tysiąca stron. Znajdują się w nich nie tylko przesłuchania świadków zeznających w aferze podsłuchowej, ale też np. zdjęcia urządzeń podsłuchowych. Najbardziej istotne wydaje się to, co dotyczy głównego wątku, czyli nagrań rozmów czołowych polityków i urzędników. Tutaj nowych informacji dostarczają relacje kelnerów, którzy zainstalowali podsłuchy.
Z materiałów dowiadujemy się np., że jeden z kelnerów w rozmowie z prokuratorem domagał się statusu świadka koronnego. Mówił, że czuje się zagrożony i boi się o swoje życie ze względu na ludzi, którzy dysponują ogromnymi środkami finansowymi.
Inny wątek przewijający się w aktach to rzekome próby odnalezienia podsłuchów lub zainstalowania własnych urządzań przed detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. W notatce ABW, którą opublikował Stonoga, znalazła się relacja o tym, jak Rutkowski został nakryty w VIP-roomie jednej z warszawskich restauracji. Miał tam "w popłochu grzebać pod stołem i w meblach".
Są też wątki obyczajowe. Z akt można się dowiedzieć, że jedną z osób nagranych podczas stosunku seksualnego ma być jeden z najwyższych urzędników w Ministerstwie Skarbu. Nagrani podczas seksualnych kontaktów z prostytutkami mieli być też “warszawski biznesmen S., który jest szefem jednego ze związków sportowych” i jeden z senatorów PO, który miał uprawiać seks z córką jednego z najbogatszych Polaków.
JAK DO NIEGO DOSZŁO?
Nie wiadomo, kto za nim stoi. Potencjalnych źródeł wycieku jest kilka, bo akta ze sprawy afery taśmowej są w prokuraturze i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jak podało RMF FM, co najmniej kilka osób miało zgodę prokuratury na wykonywanie fotokopii akt śledztwa. To część podejrzanych i pokrzywdzonych w sprawie oraz ich obrońcy. Zostali oni jednak uprzedzeni, że opublikowanie fotokopii grozi odpowiedzialnością karną.
Dziennikarze komentują, że w szerszym kontekście publikacja Stonogi to konsekwencja nowelizacji Kodeksu postępowania karnego. Zmiany, które weszły w życie z początkiem czerwca, ułatwiają dostęp do akt – odmowa dostępu jest możliwa wyłącznie ze względu na “potrzebę zabezpieczenie prawidłowego toku postępowania lub ochrony ważnego interesu państwa”.
Z informacji Prokuratury Generalnej wynika, że w sumie kilkadziesiąt osób miało prawo wgląd do materiałów z afery taśmowej. “Wkrótce akta będą się walać na chodnikach” – napisał o reformie Kodeksu jeden z dziennikarzy śledczych.
DLACZEGO STONOGA ZOSTAŁ "POLSKIM SNOWDENEM"?
"Jaki kraj, taki Snowden" – kpią na Twitterze komentatorzy. W całej sprawie ważne jest pytanie o motywacje biznesmena, który zdecydował się ujawnić tak istotny i obszerny materiał, a w dodatku w tak szokujący sposób. Póki co znamy tylko jego wersję. Według niej prawdopodobny jest motyw zemsty, bo Stonoga od dawna skarżył się na prześladowania przez organy państwa.
"Chińskie serwisy informacyjne zaczynają publikować takie zdjęcia. Sprawdzę czy to nie podpucha, a jeśli nie to fiu fiu Stonoga górą i wybory nieco szybciej… Mówiłem Wam komuszki odpier**** się ode mnie, nie prześladować mnie i moich firm- nie chcieliście …" – pisał na Facebooku.
Dziś przekonuje też, że chce pokazać Polakom, jak polityka wygląda od środka.
CO GROZI STONODZE?
Już widać, jaką linię obrony przyjmie biznesmen. Twierdzi, że nie publikuje akt sprawy, a tylko udostępnia to, co “od dwóch tygodni wisiało na chińskich serwerach”. W ten sposób chce uniknąć odpowiedzialności karnej.
Może okazać się to jednak niemożliwe. Prokuratura, która już ogłosiła, że zajmie się sprawą wycieku, przywołuje art. 241 Kodeksu karnego. Mówi on, że “kto bez zezwolenia rozpowszechnia publicznie wiadomości z postępowania przygotowawczego (…) podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.”.
W grę mogą wchodzić też inne paragrafy, np. z ustawy o ochronie danych osobowych. Stonoga publikując zeznania ze śledztwa ws. afery taśmowej nie zamazał wrażliwych danych. W świat poszły więc m.in. adresy i numery PESEL osób zeznających w sprawie.
JAK ZATRZYMAĆ KOLEJNE PUBLIKACJE?
Wygląda na to, że nie jest to możliwe. A przynajmniej tak można wnioskować z wypowiedzi ludzi służb i prokuratury. “Jeśli chodzi o internet i publikowanie w internecie, Polska jest wolnym krajem, dzięki Bogu bardzo wolnym krajem w tym obszarze” – mówił dziś w RMF FM pytany o tę kwestię szef kancelarii premiera i koordynator służb specjalnych Jacek Cichocki.
Nie zapowiada się też, by ktoś chciał Stonodze przeszkodzić w kolejnych publikacjach. Od pierwszej publikacji minęło kilkanaście godzin, a nie podjęto w tej sprawie żadnej interwencji. Dziwią się temu komentatorzy.
Jak ma się do tego regulamin Facebooka, gdzie Stonoga publikuje materiały ze śledztwa? Mówi on, że “zabronione jest publikowanie treści, które naruszają lub łamią prawa inne osoby albo są w inny sposób sprzeczne z prawem”, więc publikacja akt z pewnością pod ten punkt podpada. Póki co jednak fotokopie wciąż są dostępne na profilu “Gazeta Stonoga”, choć sam biznesmen napisał tam, że “Facebook już zaczął wszystko kasować”.
Uważam, że sprawa posłuchów w kilku restauracjach na terenie Polski zostanie zamieciona pod dywan, a my zwykli zjadacze chleba będziemy dalej darli ryja na rządzących bez żadnego efektu. Jest jednak coś w naszym narodzie, że jak zobaczy to uwierzy – uwierzy w to jak to wszystko wygląda i funkcjonuje od środka, co o nas Obywatelach mówią politycy Platformy i rządu.