Ostatnie sukcesy Jana Kulczyka, spektakularne transakcje i wielkie projekty opierają się na nieoficjalnym lobbingu, spotkaniach z kluczowymi w państwie urzędnikami i przekonywaniu ich do podjęcia decyzji zgodnych z oczekiwaniami biznesmena - taki mało pochlebny obraz miliardera i najbogatszego Polaka, jaki wyłania się z akt afery podsłuchowej ujawnionych przez Zbigniewa Stonogę. Do pełnego obrazu brakuje jednak najważniejszego – zapisu rozmów, a nie tylko relacji przyłapanego kelnera.
– Ekipa Donalda Tuska to liberałowie, którzy chcą być częścią międzynarodowego i europejskiego systemu ekonomicznego. To po prostu okazja dla wszystkich inwestorów – mówił w 2008 roku Jan Kulczyk w wywiadzie dla „Financial Times”. Z jego słów wynikało wtedy, że ponownie chce wrócić do dużych interesów z polskim rządem. Budować, kupować i prywatyzować.
Choć biznesmen przykłada szczególną wagę do bezpieczeństwa i poufności, nie przewidział, że pluskwa nagrywająca jego rozmowy znajdzie się pod fotelem w prywatnym gabinecie Jana Wejcherta. To jedno z najbardziej poufnych i strzeżonych miejsc w siedzibie Polskiej Rady Biznesu, w pałacyku Sobańskich w Warszawie. Podłożył ją tam Konrad L., kelner z restauracji Amber Room.
Czuwanie nad interesami
W tomie VI ujawnionych akt można przeczytać, jak współpracując z Markiem Falentą , kelner rozpoczął nagrywanie najważniejszych biznesmenów w Polsce. „Celem nagrywania rozmów biznesmenów miało być uzyskiwanie informacji finansowych, biznesowych, dzięki którym Marek Falenta mógłby zarobić duże pieniądze" – mówił. Relacjonuje, że jedną z pierwszych istotnych rozmów jaką zarejestrował było 4-5 godzinne spotkanie Leszka Millera i Jana Kulczyka. Biznesmen opowiadał, że chce wykorzystać wizerunek Lecha Wałęsy w swoich interesach w Afryce i Azji. Słowa Millera „świadczyły o tym, że udzielał rożnymi firmom i osobom pomocy, która mogła stanowić postępowanie z pogranicza prawa” – relacjonuje kelner.
Według relacji Konrada L., Jan Kulczyk spotykał się także z Janem Krzysztofem Bieleckim w sprawie możliwości dotarcia do grona zaufanych ludzi premiera Donalda Tuska. Z Radosławem Sikorskim omawiał sytuację gospodarczą i swoje interesy na Ukrainie. Sikorski miał nie tylko wyrazić przychylność interesom Kulczyka, ale zwierzył się również, ze zamierza zostać unijnym komisarzem ds. energetyki, a wówczas „mógłby czuwać na tymi interesami i mieć z tego korzyści” – wynika z akt.
– Dynamicznie ekonomizowałem polską politykę zagraniczną – tłumaczy dziś swoje rozmowy z Kulczykiem marszałek sejmu Radosław Sikorski. – Cała służba zagraniczna pracowała po części na rzecz polskiego biznesu, a także na rzecz polskich inwestycji – usprawiedliwiał się przed dziennikarzami Sikorski. Sugerował, aby zeznania kelnerów traktować ostrożnie, bo nie znają się ani na biznesie, ani na polityce zagranicznej.
Kulczyk prosi, Tusk leci
A jednak, jeśli zestawić relacje z podsłuchów z działaniami Kulczyka uzyskamy obraz urzędników i premiera rządu, który lata tam, gdzie życzy sobie polski miliarder i robi to, co przysporzyłoby mu majątku na koncie. Na przykład interesy Kulczyka miały być istotnym elementem rządowej misji gospodarczej do RPA – z premierem Donaldem Tuskiem na czele. Kelner mówi: "wyjazd miał przysporzyć korzyści Kulczykowi, co niekoniecznie było zbieżne z interesem RP". Przy milczeniu bohaterów taśm - do nagrań odniósł się tylko Radek Sikorski - wersja kelnera jest na razie jedyną.
Również w 2013 roku Tusk otworzył Kulczykowi drzwi do większych interesów w Nigerii, spotykając się z prezydentem Jonathanem Goodluckiem. To nie tylko polityk, ale jeden z największych przedsiębiorców, z którym nasz „Doktor Jan” ma bliskie relacje. Biznesmen zwierzał się w wywiadach, że Nigeria to jeden z najważniejszych rynków, na których inwestuje. Kulczyk Investments ma 40 proc. udziałów w Neconde Energy Limited – firmie, która właśnie w Nigerii wydobywa ropę naftową. Chce budować tam elektrownie i firmy przetwarzające ropę. Podkreślał wagę zbudowania klimatu politycznego dla inwestorów z Polski. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Polska i Nigeria podpisują porozumienie o corocznych konsultacjach na poziomie ministerstw, m.in. o projektach inwestycyjnych czy planach przedsiębiorstw.
Kulczyk i jego spółka Polenergia skorzystałyby na promowanym przez Donalda Tuska projekcie powołania unii energetycznej z Ukrainą. Jan Kulczyk był zainteresowany budową połączeń gazowych z Ukrainą pozwalających temu krajowi importować gaz z Niemiec oraz z gazoportu w Świnoujściu. Tyle że powodzenie takiego biznesu również zależałoby od przychylności urzędników i państwowych firm.
Świetny biznes na Ciechu
Akta pokazują też kulisy prywatyzacji notowanej na giełdzie, ale kontrolowanej przez skarb państwa spółki Ciech. Według relacji kelnera, dwa lub trzy spotkania Jan Kulczyk odbył z Pawłem Tamborskim, gdy był on podsekretarzem stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa. Chodziło o wywarcie nacisku na radę nadzorczą państwowej firmy chemicznej Ciech. Z zapisów nagrań wynika, że podczas rozmowy z Krzysztofem Kwiatkowskim, prezesem NIK, Jan Kulczyk sonduje możliwość uzyskania preferencyjnych rozwiązań prawnych dla spółek, których jest właścicielem. Kwiatkowski poleca konkretne osoby, które mogą udzielić pomocy. Prawdopodobnie także chodziło o przejęcie Ciechu.
O przejecie kontroli nad tym biznesem Jan Kulczyk zabiegał ponad rok temu. Ogłosił wezwanie do skupu akcji spółki. Pomyślność operacji zależała od tego, czy skarb państwa zgodzi się sprzedać swój pakiet 37 proc. walorów. Czy temu służyły spotkania biznesmena z urzędnikami? Można tylko snuć spekulacje, że chodziło o wybadanie, za ile zgodzą się sprzedać swoje akcje. Bez nich, jak wskazuje rozliczenie transakcji, Kulczyk nie zdołałaby przejąć kontroli nad firmą. W zatwierdzonej przez radę nadzorczą strategii do 2017 roku nie było mowy o pozyskiwaniu inwestora dla spółki.
Według ujawnionych w mediach raportów CBA, Marek Falenta mówił o korupcyjnych spotkaniach pomiędzy wiceministrem skarbu Rafałem Baniakiem, a lobbystą Jana Kulczyka Piotrem Wawrzynowiczem. Panowie mieli się dogadywać w sprawie łapówki za przejęcie przez Kulczyka kontroli nad Ciechem. Baniak zaprzeczył oskarżeniom, ale potwierdził, że spotkał się prywatnie z Wawrzynowiczem.
– Niczego sobie nie załatwiliśmy. Kupowaliśmy akcje powyżej ceny rynkowej. Całkowicie transparentna transakcja – przekonywał jeden ze współpracowników Jana Kulczyka, gdy wybuchła afera podsłuchowa. Początkowo cena na wezwaniu wynosiła 29,50 zł za akcję, by potem wzrosnąć do 31 zł. Skarb państwa sprzedał swoje akcje po 32 zł i wypłacił udziałowcom Ciechu 59 mln zł dywidendy. Teraz akcje Ciechu są wyceniane na 50 złotych. Co oznacza, że pakiet Jana Kulczyka zdrożał o ok. 450 mln zł.
Taśmy prawdy
Do pełnego obrazu brakuje jednak koronnego dowodu – nagrań biznesmena z urzędnikami. Relacja Konrada L. opiera się na tym, że odsłuchiwał on nagrane rozmowy, ale pliki z nagraniami przekazywał Falencie. Co ten z nimi zrobił, nie wiadomo. Jeden z kelnerów wspomina, że to, co usłyszał na nagranych rozmowach to "niezłe haki", można było nimi szantażować i ośmieszyć Kulczyka. Sam biznesmen dość lakoniczne zeznawał w prokuraturze. Jeśli nagrania się pojawią, to rozważy przedstawienie dalszego komentarza i ewentualnie dołączy do osób, które złożyły zawiadomienie o przestępstwie nielegalnego nagrywania.
Kulczyk Investments odcina się stanowczo od współpracy z Piotrem Wawrzynowiczem, niegdyś działaczem PO (był szefem funduszu wyborczego PO), który w wyborach prezydenckich 2005 roku był pełnomocnikiem finansowym Donalda Tuska, kandydującego na prezydenta. Co innego mówi Wawrzynowicz w nagranej rozmowie z wiceministra środowiska Stanisławem Gawłowskim. Tam twierdzi, że pracuje dla Kulczyka, ale wyraża się o nim niepochlebnie. "U tego Solo [Solorza – red.] chodziłem jak myszka pod miotłą, ku*wa. Krzywo spojrzał, ja zamiatałem. Tego [Kulczyka – red.] mam leciutko w dupie.