Kiedyś wchodzili na nie wszyscy. Z wypiekami na twarzy. W latach 90. czaty zdominowały internet. To właśnie na nich uczyliśmy się nawiązywać wirtualne relacje, to również tam toczyły się gorące dyskusje na najróżniejsze tematy. Co się dzieje dzisiaj w pokojach na czacie?
Cze, poklikasz?
Pierwsze większe moderowane czaty powstały w drugiej połowie lat 90-tych. Większość Polaków od razu zapałała gorącym uczuciem do tego sposobu komunikowania się. Czaty były pierwszym wirtualnym narzędziem, które zrobiło tak zawrotną karierę. Ten, kto pamięta złotą erę czatów, na pewno uśmiechnie się na myśl o swoich pierwszych wizytach w pokoju na czacie.
Czaty były ożywczym powiewem nowoczesności, ucieleśnieniem czającej się tuż za rogiem technologicznej rewolucji. Efekt nowości i głód nowych doświadczeń sprawił, że czatowanie z miejsca podbiło nasze serca.
– Popularność czatów brała się z tej prostej przyczyny, że ludzie, którzy przecierali szlak i byli jednymi z pierwszych użytkowników sieci, nie mieli innych narzędzi do komunikowania się między sobą. Nie mieli też internetowych znajomych, tak ja ma to miejsce dzisiaj, a czat takie możliwości stwarzał. To było narzędzie na miarę czasów – mówi dr Dominik Batorski, socjolog internetu. Tak to wyglądało kiedyś. Wchodzimy na czata, żeby zobaczyć, jak jest dzisiaj.
Nie flooduj, nie klonuj, czyli czatykieta w praktyce
Odpalam komputer i wchodzę na jeden z bardziej popularnych czatów w dużym portalu. Na razie wszystko po staremu – szata graficzna ta sama, wyskakują znajome okienka. Zanim wybiorę pokój i wejdę na czata – zapoznaję się z netykietą.
Administratorzy podpowiadają, że lepiej, żebym nie floodowała – czyli nie zaśmiecała "ogólnego" zbyt dużymi partiami tekstu. Ma być krótko i zwięźle. Nie mogę też klonować nicków, a samą ksywkę mam wybrać rozważnie, z głową, tak żeby nikogo nie urazić. Zabronione są np. nicki zawierające nazwy narkotyków albo substancji psychoaktywnych.
Pora wybrać pokój. Jest w czym przebierać. Dostępne są pokoje ogólne, lokalne, tematyczne i towarzyskie. Spoglądam na ruch – okazuje się, że najwięcej osób siedzi na czatach towarzysko-erotycznych i dla osób po 40-stce. W pokoju z nawą "seks" czatuje ponad 700 osób, a jest przecież dopiero 8 rano.
Wchodzę na czat ogólny. Na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło, na "ogólnym" co chwila wyświetlają się kolorowe emotikonki, a użytkownicy prowadzą rozmowę o wszystkim i o niczym. Wygląda na to, że są ze sobą za pan brat. Okazuje się, że na czacie można już nie tylko stukać w klawiaturę, ale porozmawiać "na głos" albo urządzić sobie videoczat. Nie mijają dwie minuty i podłącza się do mnie "Poranny_on".
Bo jest anonimowo
Zdecydowana większość użytkowników czata, którą zaczepiam albo którzy mnie zagadują pisze, że czatowanie zapewnia im anonimowość. Większość bardzo sobie to ceni – mogą tutaj być, kim chcą, rozmawiać o czym chcą, bez zagrożenia, że ktoś odkryje ich prawdziwą tożsamość.
poranny_On:
hej DominikaM:
często wchodzisz na czata? poranny_On:
pierwszy raz dzisiaj poranny_On:
a Ty? DominikaM:
Ostatni raz czatowałam jakieś 7 lat temu..śmieszna sprawa, prawie nic się tu nie zmieniło poranny_On:
dużo oszołomów poranny_On:
czemu taka duża przerwa? DominikaM:
hm..jest Facebook i inne komunikatory, czat jest chyba w odwrocie. A Ty za co go lubisz? poranny_On:
za anonimowość
Rozmawianie z kimś incognito przyciągało na czata jak magnes, dzisiaj to też jedna z największych zalet tej formy wirtualnej rozmowy. – Mając te naście lat chodziłam do internetowych kafejek. W kafejce głównie czatowałam – wtedy myślałam, że to jest coś! Nikt mnie nie zna, mogłam nagle mieć tyle lat ile chciałam, pisać co mi się podoba, to była taka namiastka dorosłości – mówi Barbara Staszewska, dzisiaj 30-latka, kiedy czatowanie stawało się modne byłą nastolatką.
Podryw zza komputera
Nie mija 15 minut, a podłącza się do mnie ośmiu użytkowników czata. Większość nicków sugeruje, że czatowanie to dla nich metoda na poderwanie dziewczyny. "On_szuka przygodnej", "Tomek_romans", "Gorący1_waw" - nie ma wątpliwości, że tym internautom chodzi o flirt, a nawet o coś więcej. Moje przypuszczenia szybko okazują się prawdą, a moi rozmówcy składają mi towarzyskie oferty. "Bardzo_konkret" nawet się nie wita tylko od razu przechodzi do sedna: "szukam na sex" – pisze. "Paulo40", którego zaczepiam, przyznaje bez ogródek, że w czatowaniu chodzi o podryw.
Poul40:
hej DominikaM:
Jesteś stałym bywalcem czata? Poul40:
czasami tak Poul40:
a co? Poul40:
jesteś? Poul40:
a co sie stało? DominikaM:
Pytam z ciekawości, zastanawiam się, po co ludzie tu wchodzą. Poul40:
większość wchodzi, aby kogoś poderwać Poul40:
i to się chyba nie zmieniło
Nie poddaje się, próbuje znaleźć osobę, która nie weszła na czata, żeby najzwyczajniej w świecie pogadać. Moją uwagę przykuwa "Krzysztof_1_On" – przyciąga mnie do niego normalnie brzmiący nick, ale i tym razem szybko okazuje się, że internauta wszedł do pokoju na czacie w poszukiwaniu łatwego flirtu.
To była ostatnia próba, poddaje się. Być może na czacie można spotkać kogoś, kto jest zainteresowany inną rozmową, ale żeby na niego trafić, trzeba mieć sporo szczęścia i cierpliwości.
Czat się skończył
Jedna wizyta na czacie i już wiadomo, dlaczego frekwencja spadła, a internauci upodobali sobie inne formy komunikowania się w wirtualnym świecie. – Liczba użytkowników na przestrzeni lat drastycznie spadła. Nie ma już zapotrzebowania na czatowanie w takim wydaniu – twierdzi Batorski, socjolog internetu.
Próbując sobie przypomnieć, jak to jest na czacie, zamiast miłej, sentymentalnej podróży po internetowych początkach, spotkałam tak właściwie samych napaleńców, którzy zabijają tu nudę, czekając aż jakaś użytkowniczka o gorącym nicku, w końcu wpadnie w ich internetowe sidła na privie. To już chyba lepiej zamknąć okno czata na zawsze.
Odwiedzam towarzyskie czaty regularnie. Mam żonę, dzieci i jestem, jak to mówią "pies na baby". Nie chcę zdradzać żony, a flirtując z dziewczynami z czata na privie, nie mam poczucia, że to robię. To niewinna zabawa, która mi sprawia frajdę, a nikomu innemu nie robię krzywdy.