
WoJOWnicy, którzy liczyli na kolejne pełne emocji „zagrzewanie do boju” z pewnością czują się usatysfakcjonowani. Ci, którym zależało choć na odrobinie konkretów – mocno rozczarowani. Paweł Kukiz na zjeździe w Lubinie udowadnia swoją charyzmę i po raz kolejny pokazuje, że na scenie czuję się jak ryba w wodzie. Poza tym ogłasza: „Priorytetem jest referendum. Z Ruchem musicie uzbroić się w cierpliwość” i nie przedstawia nic, co można by określić jako „przełom.
Konwencja miała trwać około dwóch godzin, a uczestniczyć w niej miało 4,5 tys. woJOWników. Skończyło się na 60 minutach i około 2 tys. uczestników. Ci, którzy byli w Lubinie na wieczorze wyborczym są zadowoleni. – Jest nasz dwa razy więcej – mówili entuzjastycznie. Natomiast ci, którzy przyjechali do Lubina po raz pierwszy nie kryli rozczarowania, gdyż od nowego wodza oczekiwali czegoś więcej niż to, o czym słyszęli już we wszystkich programach
O wyborach parlamentarnych raczej nikt jeszcze nie myśli (a przynajmniej głośno o tym nie mówi). Cel numer jeden to wrześniowe referendum. A co potem? – Wszystko zależy od Pawła Kukiza. Sam Kukiz o wyborach na razie również nie myśli. Zapowiedział wprawdzie, że listy wyborcze pojawią się w lipcu i zaprosi na nią wszystkich antysystemowców, w tym Korwin-Mikkego, Grzegorza Brauna, a nawet Magdalenę Ogórek, lecz o niejednej podobnej deklaracji już słyszeliśmy.
O Ruchu będziemy rozmawiać wtedy, kiedy będziemy wystarczająco skonsolidowani w sprawie referendum (…). Musicie być cierpliwi, ale iść razem i nie konfliktować się.
W swoich wystąpieniu często powtarza „Musicie mi zaufać”. Kiedy pytam stojących w pierwszych rzędach woJOWników: „Ufacie?”, w odpowiedzi z lekkim oburzeniem słyszę: „Pani jeszcze pyta?”. Ufają – przynajmniej ci, którzy stali tuż pod sceną. Dla nich Kukiz to niekwestionowany wódz, lider i nadzieja na uzdrowienie polskiego „zepsutego systemu”.
O programie w świecie Kukiza mowy nie ma. Zamiast tego antysystemowiec ponownie zapowiada, że zamierza realizować strategię, którą dla niego tworzyć będą eksperci. – Oni będą dyskutować o prawie podatkowym, a nie jakiś Kukiz – podkreśla. Wśród owych „onych” wymienia m.in. Roberta Gwiazdowskiego. Na samej konwencji zaś głos zabierali również prof. Tomasz Kaźmierczyk, dr Zdzisław Ilski, samorządowiec Dariusz Stasiak oraz dwaj emigranci – przyjaciele Patryka Hałaczkiewicza.
Najpierw referendum, a po referendum idziemy do parlamentu. (…) Dla naszych dzieci, wnuków i prawnuków. Nie wybaczyliby nam, gdybyśmy nie wykorzystali tej okazji.
Konwencja Pawła Kukiza zdecydowanie różniła się od podobnych wydarzeń organizowanych przez inne partie. Nie było wielkiej scenografii, świateł i konfetti. Zjazd został sfinansowany dzięki darowiznom samych kukizowców. W polityce jednak nie o konfetti chodzi, dlatego fakt, iż było po prostu skromnie nie jest absolutnie żadnym problemem. Problemem natomiast jest to, że Paweł Kukiz nadal opiera swój przekaz głównie na emocjach, a jeśli chce Polskę naprawdę zmienić – emocje nie wystarczą.
Napisz do autora: karolina.wisniewska@natemat.pl
