Polak na wakacjach nie jest wybredny. –Polski turysta to taki CHAMburger – mówią za plecami swoich klientów pracownicy biur podróży. Poleci byle gdzie, byle tanio. I ciepło. Więcej nie trzeba. Nie odstraszają ich terroryści ani trudna sytuacja w kraju, do którego podróżują. W kurortach przecież jest jak w raju – czytamy w najnowszym "Newsweeku".
Branża turystyczna śmieje się z polskiego turysty, a nazywając go prześmiewczo "CHAMburgerem", daje do zrozumienia, że Polak na wakacje wyjeżdża bez głowy. Są klienci, którzy przygotowują się do wyjazdu - czytają o kulturze, historii i zabytkach kraju, który wybrali na urlop, ale zdecydowana większość woli nie zaprzątać sobie tym głowy.
– Nie interesuje ich nic, tylko czy będzie basen i all-inclusive. Dziwię się, po co w ogóle zadają sobie trud opuszczania Polski. Taniej by było kupić kilka flaszek i upić się w kraju – mówi o CHAMburgerowej większości Anna, pilotka wycieczek.
Wielkich atrakcji jednak Polakom zazwyczaj nie trzeba. Wystarczy basen, łóżko i dostęp do alkoholu. – Niektórzy nie pójdą nawet nad morze, jeśli tam nie ma baru – mówi Magda, nauczycielka z Krakowa. W ubiegłym roku była z mężem i synem w Hiszpanii i potem była chora od patrzenia na to, co wyczyniali Polacy do spółki z Brytyjczykami z klasy robotniczej. – Już ich nie odróżnisz. Tak samo otyli, wytatuowani, pijący od rana. Z tą różnicą, że Polacy przed południem głównie piwo, a Brytyjczycy już gin.
– Niektórzy nie pójdą nawet nad morze, jeśli tam nie ma baru – mówi Magda, nauczycielka z Krakowa. W ubiegłym roku była z mężem i synem w Hiszpanii i potem była chora od patrzenia na to, co wyczyniali Polacy do spółki z Brytyjczykami z klasy robotniczej. – Już ich nie odróżnisz. Tak samo otyli, wytatuowani, pijący od rana. Z tą różnicą, że Polacy przed południem głównie piwo, a Brytyjczycy już gin.
Cały artykuł w najnowszym wydaniu tygodnika "Newsweek".