
Nie od dziś wiadomo, że trud, ciężka praca, wytrwałość w dążeniu do celu - przy pomocy szczęścia - na ogół bardzo się opłacają. Tak też było w przypadku Karola Goduli, XIX-wiecznego przemysłowca zwanego "królem cynku", choć ten, umierając 6 lipca 1848 roku, miał już swoją czarną legendę. Niektórzy widzieli w tej barwnej postaci... wspólnika diabła.
Podobnie było w przypadku Karola Goduli, który - jeszcze za życia - stał się przedmiotem krzywdzących pomówień i plotek. Dla wielu wydawało się wówczas niezrozumiałe, jak można całe swe bogactwo – szacowane na 2 mln talarów – scedować na... 6-letnią sierotę, którą wychowywał. Mówiono o niej: "śląski Kopciuszek"; w rzeczywistości nazywała się Joanna Gryzik, była córką ubogiej służki.
Był człowiekiem odważnym i przedsiębiorczym, nie bał się nowych wyzwań i rozwiązań innowacyjnych, pokonał wiele przeszkód i utrudnień, m.in. administracyjnych ze strony władz pruskich. Dochody inwestował w zakup przedsiębiorstw oraz dalszy ich rozwój. Stosunkowo szybko Karol Godula stał się największym przemysłowcem na Górnym Śląsku. Kładł podwaliny pod cały górnośląski przemysł. Był również pionierem przeobrażeń industrialnych w Europie.
Zaczynał od zera. Gdy miał 20 lat, zarobił pierwsze pieniądze u hrabiego Ballestrema - jako zarządca jego dóbr pracował w pocie czoła na swój późniejszy sukces. Jego przeciwnicy widzieli w tym jednak podstęp. Według jednej z legend, śląski przemysłowiec już za młodu zaprzedał duszę diabłu. To w regularnych kontaktach z "tamtym światem", z siłami nieczystymi, miała tkwić recepta na dostatnie życie. Był też uważany za alchemika i maga. Bo przecież wiodło mu się "nadzwyczaj" dobrze.
A tak, krok po kroku, bogacił się. Stale pomnażał kapitał - podupadające zakłady, które wcześniej wykupywał, pod jego okiem stawały się prężnie prosperującymi fabrykami. W końcu zbudował na Górnym Śląsku wielkie przemysłowe imperium, obejmujące kilkadziesiąt kopalń węgla kamiennego i manganu, a także trzy huty cynku. Majątek był ponoć tak duży, że na jego oszacowanie potrzeba było... kilkunastu dni.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
