
Obawy, iż destabilizacja ogarnia już także zachodnią Ukrainę budzą sobotnie walki z użyciem m.in. granatników, do których doszło w leżącym ok. 60 km od polskiej granicy Mukaczewie w ukraińskim obwodzie zakarpackim. Nacjonalistyczne bojówki Prawego Sektora starły się tam z członkami rzekomej mafii wiernej politykowi postjanukowyczowskiej opozycji Mychajłowi Łani.
REKLAMA
Z informacji napływających tuż zza polsko-ukraińskiej granicy wynika, iż w Mukaczewie zginęły co najmniej trzy osoby, a siedem zostało rannych. W chwili obecnej za uczestnikami starć z obu stron pościg ma prowadzić ukraińska Gwardia Narodowa, oraz funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Bojówkarze Prawego Sektora w mediach społecznościowych nawołują jednak do tego, by nie przeszkadzano im w rozprawieniu się z Mychajłem Łanią, któremu zarzucają m.in. handel narkotykami.
– W obwodzie zakarpackim trwa specjalna operacja mająca na celu zatrzymanie i rozbrojenie bandy, która w sobotę dokonała napaści na obiekt cywilny w Mukaczewie. Z użyciem granatników bandyci zniszczyli dwa samochody milicyjne, zranili czterech cywilów i trzech funkcjonariuszy – poinformował w sobotnie popołudnie minister spraw wewnętrznych Arsen Awakow.
Krwawe wydarzenia mające miejsce zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od polskiej granicy zmuszają do zastanowienia się, czy aby na pewno to wciąż bezpieczne miejsce, na przykład dla turystów z Polski. Warto bowiem przypomnieć, co kilka miesięcy temu mówił naTemat o otwartości Ukraińców z tamtych rejonów na Polaków etnograf Bartosz Chromik.
– Jeszcze nigdzie nie czułem się jako Polak tak dobrze, jak na zachodzie Ukrainy. To może być szokujące dla wielu, bo Ukraińcach wciąż mówimy przez pryzmat Rzezi Wołyńskiej. Ten stosunek do Polaków bardzo mocno się przez wszystkie te jednak lata zmienił. I najbardziej pozytywny jest właśnie na ukraińskiej prowincji – zapewniał.
