
Donald Tusk jest przez wielu komentatorów uznawany za głównego ojca porozumienia z Grecją. To pierwsza sytuacja, w której Tusk odegrał tak znaczącą rolę od objęcia stanowiska szefa Rady Europejskiej ponad pół roku temu. Teraz Tusk musi zdecydować, czy pójść za ciosem i dalej budować swoją pozycję, czy też wrócić do nic nieznaczących spotkań z premierami państw i państewek z Afryki, Azji czy Ameryki Południowej.
REKLAMA
"Nie możecie teraz wyjść" które Donald Tusk rzucił o 6 nad ranem do Angeli Merkel i Aleksisa Tsiprasa to dobry fundament do zbudowania silnej pozycji. Były premier Polski jest postrzegany jako jeden z architektów porozumienia ze stojącą na skraju bankructwa Grecją. To on był głównym moderatorem negocjacji Tsipras-Merkel-Hollande.
Słaby początek
Podobnie jak za czasów Hermana van Rompuy'a rozmowy trwały przerażająco długo, ale były premier Belgii nie pozwalał sobie na tak ostre wpływanie na ich przebieg jak jego następca. Po Tusku też mało kto spodziewał się takiej stanowczości, bo dotychczas zajmował się on rzeczami o zdecydowanie niższej randze: mówił po hiszpańsku na szczycie państw Ameryki Płd., spotykał się z premierem Islandii, premierem Bhutanu, premierem Albanii oraz stażystami z Rady Europejskiej. W sprawach istotnych, jak Ukraina czy zamachy we Francji, tylko się pokazywał, ale nie było żadnych realnych efektów jego działań.
Podobnie jak za czasów Hermana van Rompuy'a rozmowy trwały przerażająco długo, ale były premier Belgii nie pozwalał sobie na tak ostre wpływanie na ich przebieg jak jego następca. Po Tusku też mało kto spodziewał się takiej stanowczości, bo dotychczas zajmował się on rzeczami o zdecydowanie niższej randze: mówił po hiszpańsku na szczycie państw Ameryki Płd., spotykał się z premierem Islandii, premierem Bhutanu, premierem Albanii oraz stażystami z Rady Europejskiej. W sprawach istotnych, jak Ukraina czy zamachy we Francji, tylko się pokazywał, ale nie było żadnych realnych efektów jego działań.
Dotychczas były polski premier w niczym nie przypomniał twardego polityka, który radzi sobie z niemal wszystkimi politycznymi konkurentami. Był raczej Tuskiem sprzed 2007 roku - politykiem wycofanym, zależnym od innych, bez inicjatywy i polotu. Był w cieniu Jean-Claude'a Junckera.
Trudny język dyplomacji
Także z powodów językowych: Tusk nadal walczy z angielskim (choć idzie mu całkiem sprawnie), a Juncker mówi płynnie po angielsku, niemiecku, francusku i luksembursku, czasami przeskakując z jednego na drugi w trakcie wypowiadania zdania. Ot tak, żeby się popisać zdolnościami językowymi. Dzisiaj Tusk czuje się już odważniej mówiąc w obcym języku.
Także z powodów językowych: Tusk nadal walczy z angielskim (choć idzie mu całkiem sprawnie), a Juncker mówi płynnie po angielsku, niemiecku, francusku i luksembursku, czasami przeskakując z jednego na drugi w trakcie wypowiadania zdania. Ot tak, żeby się popisać zdolnościami językowymi. Dzisiaj Tusk czuje się już odważniej mówiąc w obcym języku.
Przede wszystkim jednak zakres kompetencji szefa Komisji Europejskiej jest znacznie większy, choć to Tuska nazywa się "prezydentem Europy". Teraz dzięki odsunięciu od rozmów Jean-Claude'a Junckera to Tusk mógł brylować. Jego rolę w ucieraniu kompromisu między Gracją a jej głównymi wierzycielami dostrzegły media na całym Starym Kontynencie i poza nim.
Pierwszy sukces
Tusk zaistniał w światowych mediach, pokazał się jako skuteczny polityk. Polakom przypomniał się z czasów premierostwa. Ma szansę pójść za ciosem i umocnić swoją pozycję w europejskiej administracji. Ale może też wrócić do sztampowych wizyt z nic nieznaczącymi politykami z odległych krajów, którzy niezbyt wiedzą do kogo konkretnie w Europie mieliby polecieć, więc idą do tego, który nosi pseudonim "prezydent Europy".
Tusk zaistniał w światowych mediach, pokazał się jako skuteczny polityk. Polakom przypomniał się z czasów premierostwa. Ma szansę pójść za ciosem i umocnić swoją pozycję w europejskiej administracji. Ale może też wrócić do sztampowych wizyt z nic nieznaczącymi politykami z odległych krajów, którzy niezbyt wiedzą do kogo konkretnie w Europie mieliby polecieć, więc idą do tego, który nosi pseudonim "prezydent Europy".
Tuska jednak stać na więcej. I musi pokazać więcej, jeśli chce myśleć o drugiej kadencji. W przeciwnym razie może wrócić do kraju po 2,5 roku, w sam środek kadencji Andrzeja Dudy i (najprawdopodobniej) PiS. Wrócić jako przegrany, co przekreślałoby ewentualne plany politycznej emerytury w Belwederze, o których wielokrotnie mówiono po jego wyborze na stanowisko w Brukseli.
Odważne wejście na terra incognita
Zresztą pierwsze miesiące tam zapowiadały właśnie taki scenariusz. Narzekano na bierność Tuska, brak inicjatywy, unikanie starć i ograniczanie się do roli konferansjera na szczytach UE. Szczególnie boleśnie było to widać w wymiarze wschodnim, który z racji pochodzenia miał być jednym z priorytetów nowego szefa Rady Europejskiej. Jednak poza obecnością na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Rydze i na marszu w Kijowie Tusk praktycznie nie istniał w tej kwestii.
Zresztą pierwsze miesiące tam zapowiadały właśnie taki scenariusz. Narzekano na bierność Tuska, brak inicjatywy, unikanie starć i ograniczanie się do roli konferansjera na szczytach UE. Szczególnie boleśnie było to widać w wymiarze wschodnim, który z racji pochodzenia miał być jednym z priorytetów nowego szefa Rady Europejskiej. Jednak poza obecnością na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Rydze i na marszu w Kijowie Tusk praktycznie nie istniał w tej kwestii.
Krytykowano też jego niewielkie zaangażowanie w sprawy euro, bo jako polityk z kraju mającego własną walutę nie brał wcześniej udziału w spotkaniach eurogrupy. Przewidywano, że w tej kwestii całkowicie odda pole Angeli Merkel i szefowi Eurogrupy Joenowi Dijsselbloemowi. Grecja pokazała, że tak być nie musi.
Klucz do sukcesu: media
Dlatego teraz Tusk powinien ostrzej zawalczyć o swoją pozycję, zacząć wreszcie udzielać wywiadów w znaczących mediach, a nie tylko nagrywać sztampowe filmiki na stronę Rady Europejskiej i spotykać się jedynie z dziennikarzami z Polski. To nie tylko daje pole do kwestionowania kompetencji językowych Tuska, ale i wywołują niechęć zagranicznych dziennikarzy.
Dlatego teraz Tusk powinien ostrzej zawalczyć o swoją pozycję, zacząć wreszcie udzielać wywiadów w znaczących mediach, a nie tylko nagrywać sztampowe filmiki na stronę Rady Europejskiej i spotykać się jedynie z dziennikarzami z Polski. To nie tylko daje pole do kwestionowania kompetencji językowych Tuska, ale i wywołują niechęć zagranicznych dziennikarzy.
A to właśnie media są narzędziem, które Tusk może wykorzystać do zbudowania swojej pozycji. Jeśli zdobędzie rozpoznawalność i zbuduje wizerunek "kogoś ważnego i konkretnego", z jego opiniami będą się musieli liczyć znacznie mocniej, niż wskazuje na to formalna pozycja przewodniczącego Rady Europejskiej. Doskonałym miejscem do tego jest też Parlament Europejski, gdzie czeka wielu posłów chętnych na słowne pojedynki.
Tusk ma szansę stać się nie tylko politykiem ze 100-proc. rozpoznawalnością w Polsce, ale też w Europie. Przede wszystkim jednak ma szansę, by dodać poważną pozycję do swojego resume. Bo samo doprowadzenie do szczęśliwego końca rozmów z Grecją to jeszcze za mało, by uznać misję Tuska w Brukseli za udaną. I – miejmy nadzieję – także znacznie poniżej politycznych ambicji, bo teraz buduje on nie tylko swój wizerunek w Europie, ale też wizerunek Polski.
Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl
