Historia 2-letniego Kajtka poruszyła całą Polskę. To ewenement na skalę wszystkich fundacji w Polsce, a z pewnością także poza nią. Nigdy w historii jakiejkolwiek fundacji w naszym kraju nie zdarzyła się taka zbiórka. Ale dzięki niej internauci odkryli także inne chore dzieci. Przy okazji Kajtka w ciągu ostatnich dwóch dni pomogli też co najmniej 10 innym dzieciom.
Małej Ani, która czeka na operację serca. A także chłopcu, który cierpi na bardzo ciężką postać atopowego zapalenia skóry.
– On jako pierwszy w Polsce leczony jest lekiem, który nie jest refundowany przez NFZ. Udało nam się zebrać środki na rok leczenia – mówi na Temat Jagoda Woźnica z fundacji SiePomaga.pl. To 25 tysięcy złotych. – W porównaniu ze zbiórką na Kajtka to może wydawać się małą kwotą. Ale mama dzwoniła dziś ze łzami. Nie mogła uwierzyć w to, że jest tak wielu ludzi, którzy chcą pomóc – mówi. Mamie się wydawało, że tę kwotę będzie zbierała jeszcze przez cały rok. Chłopiec miał opłaconą terapię tylko do końca lipca. A tu po pięciu dniach udało się zebrać całość.
Internauci zebrali też pieniądze na wózek dla dziewczyny, która ma niedowład nogi. Wynik błędu lekarskiego. Zbiórka trwała dwa dni. W tym czasie, co na Kajtka. – Powiedziała nam dziś, że ciągle w to nie wierzy – mówi Jagoda Woźnica.
Piotrek, który chce chodzić
W fundacji mówią, że nikogo nie trzeba namawiać do pomocy. Ludzie robią to sami, w porywie serca. Jak usłyszą ludzkie historie.
Piotrek. Gdy był mały, zachorował. Lekarze podejrzewali zapalenie opon mózgowych, potrzebne było pobranie płynu rdzeniow-mózgowego. Po kilku nieudanych próbach w miejscu nakłuć powstały ropnie, które wywołały paraliż. Chłopiec przestał chodzić.
Piotrek przeszedł wiele operacji i choć lekarze nie dawali mu szans, dziś chodzi o kulach. Ale ma sztywne kolano. Rodzice chcą, by stanął na własnych nogach, dlatego zapisali go na kolejną operację. Miała się odbyć 16 lipca, ale nie udało się zebrać pieniędzy. Brakowało 4-5 tys.
– Rodzice nie wiedzieli co zrobić. Pytali w klinice, czy można przełożyć termin. Okazało się, że nie było takiej potrzeby. 16 lipca rano była już cała kwota. Ludzie napisali w komentarzach: ”Nie będziesz nic przekładał. Operacja się odbędzie” – mówi Jagoda Woźnica.
Co to jest przy 6 milionach?
Dzieci, które potrzebują pomocy jest jednak dużo, dużo więcej. I każda taka historia boli. Każdemu dziecku chciałoby się natychmiast pomóc. Które wybrać? Jak ocenić bardziej potrzebujące? Które odrzucić? Które w ogóle opisać w tym artykule, bo wszystkich przecież się nie da? Selekcja jest przerażająca. Czym się kierować? Jak poruszyć serca ludzi, by akcja jak ta dla Kajtusia trwała nadal? Ze zdwojoną siłą, a może jeszcze bardziej.
Bo patrząc na wiele innych dzieci, tak niewiele – w porównaniu z Kajtkiem – potrzeba. 10 tysięcy? 100 tysięcy? Co to jest wobec 6 milionów uzbieranych w sześć dni? Może się uda uratować kolejne dzieci, których życie jest zagrożone?
Pół serca, chore serce Wojtuś ma 16 miesięcy. Nie siedzi, nie stoi, nie ma siły. Męczy go nawet zwykły posiłek. Zdrowy człowiek wykonuje 30 oddechów na minutę, Wojtuś – 60. Rodzice przeżyli katorgę. Na przykład wtedy, gdy żyły nie wytrzymały ogromnego ciśnienia i krew zalała płuca. I wtedy, gdy usłyszeli opinię lekarzy: ”brak kwalifikacji do dalszego leczenia ze względu na fatalny stan serca i złe rokowania”.
Nie poddali się. W internecie znaleźli profesora, który w Niemczech może wykonać operację. Liczy się czas. Profesor odpowiedział, że nie zostało go wiele. Rodzice: – Wciąż nie wiemy, czy zdążymy, na jak długo starczy mu sił...Potrzeba jeszcze 120 tys. zł. Do dziś Wojtuś uzbierał 27 tys. zł.
Kubuś jeszcze się nie urodził – na świat przyjdzie we wrześniu. Ale już wiadomo, że nie ma pół serca. Brakuje mu lewej komory. Żołądek ma z prawej stronie. Rodzice już znaleźli klinikę w Munster, wiedzą, że w kilka dni po porodzie konieczna jest operacja. Że wszystko powinno być dobrze, ale potrzebne są ogromne pieniądze. Starsza siostra przyniosła wszystkie swoje oszczędności ze skarbonki. Rodzina uzbierała 16 tys. zł. Potrzeba jeszcze 150 tys.
W tej samej klinice na operację czeka też Jaś. On urodzi się w sierpniu . Wiadomo, że serduszko ma po prawej stronie. Połowę komory, zrośnięcie tętnicy... Na jego konto wpłynęło 81 tys. zł. Potrzeba jeszcze 128 tys.
W Polsce byłoby taniej
W klinice w Munster pracuje polski lekarz, dr Edward Malec. Wszyscy mówią o nim niemal jak o cudotwórcy. To dzięki niemu klinika przyjmuje polskich pacjentów na równi z Niemcami. Są recepcjonistki i pielęgniarki mówiące po polsku, rodzice mają zapewniony nocleg. To doktor Malec wyznacza terminy. Dzieci podobne do Kuby czy Jasia muszą mieć trzy operacje. Pierwsza, tuż po urodzeniu. Ostatnia w drugim roku życia. Koszt operacji ponad 30 tys. euro.
– Niektórzy mogą spytać, po co jechać do Niemiec? W Polsce można taniej wykonać operację. Odpowiedź jest taka, że rodzice się boją, gdyż wiele dzieci miało potem powikłania. Po klinice w Munster nie, wracają do normalnego życia – mówi Jagoda Woźnica.
Taka była historia małej Julki. Miała powikłania po pierwszej operacji. – W Niemczech dostała pilny termin. Były dwa dni na zebranie 160 tys. zł. Zostaliśmy w pracy, siedzieliśmy w weekend. Mama Julki była już w drodze do Niemiec, choć jeszcze nie zebraliśmy pieniędzy. Mówiła, że pod drzwiami będzie czekać, że wierzy, iż ludzie pomogą. I udało się – słyszymy w fundacji.
Karolinka z nowotworem. Małgosia nie może chodzić
W tej chwili na stronach siePomaga.pl działa 180 aktywnych zbiórek. Dzieci z porażeniem mózgowym, wymagające rehabilitacji, sprzętów medycznych, wózków inwalidzkich, pionizatorów... Dzieci z urazami okołoporodowymi, z nowotworami.
Karolinka ma guza w prawym oczku. Siatkówczak. Rodzice od czterech lat walczą o jej zdrowie i życie. Jeżdżą do Moorfields Eye Hospital w Londynie. Zbierają pieniądze na kolejne konsultacje. Brakuje ponad 130 tys. zł. Dominik czeka na operację oczu w USA.
Szymek ma porozrywane nerwy splotu barkowego. Uraz okołoporodowy. Nie rusza jedną rączką. Gdy upadnie, nie jest w stanie się nawet podnieść. Ręki nie da się rehabilitować. Przeszedł już jeden przeszczep, potrzebny jest następny. Już niedługo, we wrześniu, a wciąż brakuje ok. 5 tys. zł.
Kaja ma 12 lat. I 22 lipca dwie operacje w USA – rozdzielenia palców u rąk i nóg, które są zrośnięte. ”Rozdzielenie paluszków ułatwi chodzenie, a dodatkowo pozbawi bólu, ponieważ głowa kości śródstopia nadmiernie wystaje, co jest bardzo bolesne” - informują rodzice. Dziewczynka przeszła już 13 operacji, w tym operację głowy. Choruje na Zespół Aperta – przedwczesne zarośnięcie szwów czaszkowych, prowadzące do deformacji twarzoczaszki, palcozrost dłoni i stóp, rozszczep podniebienia, zbyt szerokie rozstawienie gałek ocznych. Brakuje jeszcze 16 tys. zł.
Małgosia przeszła już operacje oczu, bioder. Teraz, 28 lipca powinna przejść kolejną operację. Ma wykrzywione stopy, przykurczone ręce – a te przykurcze to potworny ból. Nie może rozluźnić mięśni. Rodzina uzbierała 2,5 tys. zł. Darczyńcy wpłacili tylko ponad 1100 zł. Potrzeba jeszcze 7 tys.
Kolejna gigantyczna kwota I Piotrek. Guz mózgu, guzy wzdłuż kręgosłupa. Medulloblastoma IV stopień złośliwości. Po lekkiej poprawie nastąpił nawrót. O tym, że jest bardzo źle, a guz jest dużo większy niż był lekarz powiedział wprost. Piotrek to słyszał, bardzo to przeżył.
Rodzina postawiła wszystko na jednej szali. W listopadzie pojechali do Wiednia. Usłyszeli, że od początku grudnia chłopiec powinien rozpocząć leczenie. Kwota ogromna – 400 tys. euro. – Była tylko chwila na zdobycie pieniędzy. Do końca września chłopiec ma opłacone leczenie, ale zostało ono zaplanowane na dwa lata. Pierwsze wyniki badań po 6 miesiącach leczenia pokazały, że guzy się zmniejszają. Te wzdłuż kręgosłupa zniknęły. Ale wciąż potrzeba jeszcze około 800 tysięcy złotych...A dla pozostałych dzieci – jeszcze więcej.
Pomóc można tutaj. Żeby sfinansować operację Kajtka, wystarczyło tylko 75 zł. I "zaledwie" 80 tys. osób.