
Zagraniczni eksperci od lat przewidują kryzys w Chinach i zahamowanie szybkiego wzrostu gospodarczego, ale władze i tamtejsza gospodarka okazują się zdumiewająco odporne na te prognozy. Prędzej czy później tąpnięcie w Chinach nastąpi. Być może spadki na szanghajskiej giełdzie są pierwszym tego znakiem. Chiny są coraz ważniejsze dla gospodarki świata i kryzys w tym kraju dotknąłby także Polskę. Może przesadą byłoby powiedzenie, że katar w Chinach spowoduje grypę światowej gospodarki, ale z pewnością gdy Chiny zapadną na ciężką grypę, reszta świata odczuje bóle w kościach. Czytaj więcej
– To, że z Chin wyparowały miliardy dolarów to tylko głębsza korekta. Na giełdzie w Szanghaju już tak się zdarzyło. Szanghajczycy przeżyli już bańkę spekulacyjną, więc nie jest to dla nich nic nowego. Oni wiedzą, że grozi im spowolnienie gospodarcze, wejście w pułapkę średniego dochodu, przegrzanie gospodarki. Mają świadomość, że żaden rozwój nie trwa wiecznie. Pytanie, jak teraz będą gasili pożary? Przez 30 lat reformy szły pełną parą. Startowali z bardzo niskiego poziomu, stąd odbicie było imponujące – przyznaje prof. Dominik Mierzejewski z Zakładu Azji Wschodniej WSMiP Uniwersytetu Łódzkiego.
Latami trwał gigantyczny boom mieszkaniowy. Aż do momentu, gdy ceny mieszkań poszybowały tak bardzo w górę, że władze postanowiły to ukrócić. I wprowadziły zakazy. Na przykład na kupno trzeciego mieszkania. A zakup drugiego obostrzono tak wielkimi kredytami, że skutecznie zniechęcają do zakupu. Nic dziwnego, że ceny mieszkań zaczęły spadać. A w Chinach można spotkać miasta-widma – „luksusowe osiedla dla bogaczy”, do których nikt nigdy się nie wprowadził.
Przyczyn spowolnienia można szukać w naturalnym procesie ekonomicznym, ale też w szybkiej urbanizacji społeczeństwa. A także w inflacji. – W ciągu ostatnich 3,4 lat ceny wieprzowiny rosły o ponad 100 procent rocznie – przyznaje Dominik Mierzejewski.
Pytanie, jak Chiny zamierzają ze spowolnieniem walczyć. I czy ta walka się uda. Jednym ze sposobów ma być...bezwzględna walka z korupcją. Takie antidotum, żeby pokazać, że władza likwiduje szara strefą, że sama się pilnuje, że porządki zaczyna od góry. Akcja została zapoczątkowana w 2012 roku i już widać jej efekty.
Pekin stawia też na innowacje. Budowę superszybkich kolei, infrastrukturę, badania. Na ten cel wydaje rocznie około 300 mld dolarów, co stawia go w czołówce światowej. W kraju działa Bank Inwestycji Infrastrukturalnych.
– Totalny kryzys w Chinach spowodowałby zmniejszenie importu Chin. Ci, którzy eksportują swoje towary do Chin odnieśliby straty. Również Polska, ponieważ eksportuje miedź. Katastrofa czy totalny kryzys w Chinach przyczyniłby się też do uruchomienia fali migracji do całego świata. Mogłyby to być niewyobrażalne ilości Chińczyków. Ale tak nie będzie. Chinom nie grozi krach gospodarczy. Chinom grozi zwolnienie tempa wzrostu gospodarczego. Trzeba na nie uważnie patrzeć, ale nie panikować – mówi prof. Haliżak.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl