Ile to razy porównywaliśmy swoje płace do niemieckich zarobków. Jaki to mają ordnung w miastach, jak równe i długie autostrady. Niemiecka pracowitość to wzór pracowitości, a jakość? Opel wyprodukowany w Eisenach jest 10 razy lepszy od tego w zakładach w Gliwicach...
Porównania z Niemcami urosły do rangi polskiego fetyszu. Właśnie dlatego ekonomista-polityk Ryszard Petru obiecał, że jeśli obywatele wybiorą jego program, w 4 lata urządzi nam w Polsce drugie Niemcy. I przestrzelił, bo wiele z tych niemieckich świętych prawd jest już nieaktualnych.
Jakość, czyli Niemiec płakał jak sprzedawał
- W całej Europie szukałem najlepszej firmy, która mogłaby kontynuować nasze tradycje porządnych niemieckich produktów. Kiedy poznałem braci Krzanowskich mój wybór był oczywisty - w ten sposób Peter Rohde uzasadniał sprzedaż znanej w Niemczech rodzinnej firmy meblowej biznesmenom z Krosna. Niemiecki biznesmen nie wychował sobie następców, którzy pociągnęli by biznes w kolejnych dekadach.
Gdyby jego wystąpienie i transakcję zrelacjonowała jakaś niemiecka telewizja, przeciętnemu Millerowi czy Schmidtowi spadłyby kapcie z nóg. Jeszcze niedawno „polnische wirtschaft” (z niem. polskie gospodarzenie) było synonimem złej jakości produktów, chaosu organizacyjnego i braku zysków. Krośnieński Nowy Styl właśnie w Niemczech chce zdobywać nowych klientów i zamówienia sięgające milionów euro.
Komentując kilka podobnych transakcji niemiecki tygodnik "Der Spiegel" napisał niedawno, że polskie przedsiębiorstwa zagrażają już niemieckim firmom. Mają konkurencyjne produkty i zapewniają wysoką jakość - twierdzą niemieccy przedsiębiorcy ankietowani przez Niemiecki Instytut Badań nad Gospodarką. – Kraje takie jak Polska, Chiny i Indie dosłownie depczą nam po piętach. Dotychczasowe gospodarki „niskopłacowe” odchodzą pomału od strategii zorientowanej na ceny i stawiają coraz bardziej na wymóg wysokiej jakości – mówi w rozmowie z serwisem „Deutche Welle" Juergen Varwig, przewodniczący Niemieckiego Towarzystwa ds. Jakości.
Polakom się jeszcze chce
Historia pana Rohde to przykład innego zjawiska. Młodzi Niemcy są pozbawieni inicjatywy i parcia na sukces. Zepsuł ich państwowy socjal, majątek rodziców i dwa samochody w garażu. Opowiada o tym Janusz Filipiak, prezes informatycznej firmy Comarch działającej m.in. na rynku niemieckim. – Kiedy poznaję niemieckie firmy widzę ludzi wypranych z jakiejkolwiek inicjatywy. Przeciętny menedżer niemieckiej firmy nie ma ochoty wypruwać sobie żył, poświęcać nadgodzin, aby walczyć i wygryzać konkurentów z rynku. Chce już tylko wyjść o tej 16 z biura i mieć święty spokój – mówi Filipiak.
Jeszcze bardziej widoczne jest to w klasie małych i średniej wielkości firm, tzw. mittelstand. – Jeśli ojciec ma warsztat samochodowy to jego syn idzie do zawodówki i nie ma ochoty robić nic więcej niż wymieniać olej w samochodach naprawianych w rodzinnym biznesie. To dlatego wiele polskich firm odnosi sukcesy na niemieckim rynku. W odróżnieniu od bogatych Niemców, nam będącym na dorobku wciąż jeszcze się chce – podsumowuje Filipiak.
Chodzącym dowodem ma rozleniwienie Niemców jest Tomasz Napieralski z Zielonej Góry. To on, a nie któryś z Niemców założył jedną z największych w Europie firm handlujących używanymi częściami do aut marki Porsche. Wybudował wielki magazyn w Niemczech, wkrótce otwiera duży zakład w Nowej Soli. – Owszem Niemcy mają łatwiej. Jest tam wysoka kwota wolna od podatku, przyjazny system podatkowy, sprawne urzędy. W tym sensie Ryszard Petru miałby rację. Gdyby nie kaganiec biurokracji już dawno moglibyśmy prześcignąć Niemców – mówi przedsiębiorca.
Autostrady dziurawe i zakorkowane
Fakt, w Polsce mamy trzy autostrady A1, A2, A4 - żadna z nich nie jest ukończoną trasą od A do Z. Niemiecka sieć bezpłatnych dla obywatelski autostrad liczy 13 tys. kilometrów a numeracja głównych odcinków kończy się w okolicach 80. Podobno jest tak świetna, że ciotka Greta wsiada w samochód, by wpaść na kawę do koleżanki z miasta odległego o 200 km.
– Bujda – kwituje Marek Podstolski, polski przedsiębiorca, pracujący w Kolonii. – Ponieważ w Niemczech na wielu autostradach nie ma ograniczenia prędkości, jak zwykle kupiłem sobie dość szybkie auto, i w tym roku jeszcze nie udało mi się rozpędzić do 200 km/h. Standardem są korki i ograniczenia w ruchu z powody remontów lub zniszczenia dróg - opowiada i zaraz podaje przykład. Trzy autostrady łączące Kolonię i Duesseldorfem (około 40 km) są codziennie zablokowane. – I to tak, że nawet mi do biura nie chce się jechać. Na spotkanie nie dojadę na czas. Powrót też może trwać parę godzin. Na lotnisko do Dussledorfie (50km) muszę wyjechać 2,5 godziny wcześniej, a do Dortmundu trasa A1 i tylko 100 km 2-3 godziny.
Dla porównania czas standardowego dojazdu z Warszawy do Modlina to 45 minut. A w 3 godziny dojedziemy ze stolicy do lotniska w Katowickich Pyrzowicach. Choć to praktyczni Niemcy, jako pierwsi w Europie zaczęli wyliczać, ile kosztuje stanie w korkach, coraz częściej szacunki odnoszą do swoich portfeli. Przed kilkoma dniami ze względu na rozbiórkę mostu zamknięto - i to na 36 godzin - odcinek autostrady A3. Sparaliżowało to ruch wokół Kolonii.
Dlatego niemieccy przedsiębiorcy protestują przeciwko degradacji dróg. Są drugą potęgą eksportową świata, lecz utrzymają ten status tylko pod warunkiem posiadania wydolnej sieci transportu. W przeciwnym razie naszą gospodarkę czekają poważne kłopoty. Tymczasem wychodzi na jaw, że budując infrastrukturę we wschodnich landach zaniedbali najważniejsze autostrady i linie kolejowe w zachodniej części RFN. Niemiecki minister transportu zapowiedział inwestycje w wysokości 2 mld euro, a na naprawę istniejącej sieci autostrad i mostów ma przeznaczyć 7 mld euro. Według szacunków organizacji ekonomicznej OECD, potrzeba co najmniej 14 mld euro rocznie, aby utrzymać dobry stan niemieckich dróg. Wniosek? Może i mamy mniej, ale za to lepiej.
Ordnung po polsku
Od autostrad płynnie przechodzimy do branży budowlanej rozprawiając się z mitem niemieckiego porządku i zorganizowanej pracy. A tu na wizerunek budowlańców niczym szpetna dziura w zębie psuje rozbabrana budowa lotniska Brandenburg pod Berlinem. Nic się tam nie zgadza. Miało być gotowe w 2011 roku, będzie oddane może w 2017. Miało kosztować 4 mld euro, dziś budżet konieczny do zakończenia urósł już do 8 mld. Jakby tego było mało, w wykonanych już pracach odkryto 66 tys. usterek - 400 poprawek na podwarszawskim odcinku autostrady A2 to przy tym błahostka.
Niemiecki projekt infrastrukturalny kontrastuje z najnowszymi wiadomościami z Polski. Budowniczowie kawałka obwodnicy Warszawy z firmy Strabag poinformowali właśnie o oddaniu obwodnicy Janek (południowe przedmieścia stolicy) - pół roku przed terminem. Jeszcze szybciej kopią i kładą asfalt podczas remontu mostu Stefana "Grota" Roweckiego. Przebudowa PRLowskiej inwestycji do standardu drogi ekspresowej teoretycznie miała trwać nie mniej niż 2 lata. Tyle samo co łatwiejsza z technicznego punktu widzenia budowa mostu w szczerym polu. Budowlańcy są bliscy udowodnienia, że taki teoretyczny harmonogram, jak się chce, można skrócić o parę miesięcy.
– Pracuję już w branży 20 lat, i jeszcze nie słyszałem o takim tempie na budowie o takiej skali. Co jeszcze trudniejsze, most miał być budowany przy zachowaniu przejezdności dwóch pasów w każdym kierunku trasy – mówi naTemat Radim Cap, nadzorujący budowę dyrektor z firmy Metrostav. – Ściągnęliśmy maksymalnie dużo sprzętu, ludzi, firm podwykonawczych. Musieliśmy pracować nawet w nocy. Ponieważ inwestycja realizowana jest w systemie „zaprojektuj i wybuduj” wymyśliliśmy też kilka patentów na przyspieszenie prac budowlanych – dodaje.
Most jest już poszerzony o 6 metrów, zburzono i zbudowano na nowo wjazdy oraz zjazdy z trasy. Szkoda, że takimi "debeściakami" jesteśmy wtedy, gdy grunt pali się nam pod nogami. Jeśli inwestycji nie uda się rozliczyć do jesieni 2015 roku, przepadnie część unijnego dofinansowania.