Niewiele jest w historii przypadków tak honorowego podejścia do dyplomacji i rządzącej się twardymi prawami polityki. Kiedy jednak 76 lat temu Adolf Hitler osobiście przedstawił Węgrom propozycję wspólnego ataku na Polskę, usłyszał "nie", bo tak nakazywały "względy moralne". Węgierski premier Pál Teleki nie zamierzał ustępować nawet führerowi.
24 lipca 1939 roku Hitler mocno się zdziwił. Po przeczytaniu depeszy z Budapesztu nie krył rozgoryczenia, właśnie bowiem władze Węgier, kraju, który on - wódz III Rzeszy - wynagradzał terytorialnie (m.in. na mocy tzw. pierwszego arbitrażu wiedeńskiego), postawiły honor i moralność ponad zimnym pragmatyzmem oraz wizją sukcesów wojskowych.
Jeszcze niedawno, gdy Niemcy parli do wojny, nie było w Europie śmiałków, którzy otwarcie sprzeciwiliby się planom dyktatora. Po anschlussie Austrii przyszła kolej na Czechosłowację. Nie umilkły jeszcze echa wydarzeń w Monachium, gdy europejscy politycy oddali Hitlerowi tzw. Kraj Sudecki i ogłosili "pokój", a prezydent Emil Hacha musiał pogodzić się z zajęciem przez Wehrmacht Pragi. Był marzec 1939 roku.
Minęły niecałe dwa miesiące, a polski minister spraw zagranicznych Józef Beck wygłosił w Sejmie płomienną mowę o honorze zastrzegając, że "Polska od Bałtyku odepchnąć się nie da". Słowa te wlały w serca rodaków nadzieję, ale i przekonanie, że albo wojna nie wybuchnie, albo - gdyby tak się stało - Hitler gorzko pożałuje ataku na Polskę.
Jak potoczyły się dalsze wypadki, wiemy z historii. Gdyby jednak nie postawa Węgier, odpieralibyśmy we wrześniu 1939 roku agresję nie trzech, a czterech państw. Przede wszystkim jednak ucierpiałoby, kształtowane przez stulecia, dziedzictwo polsko-węgierskiej przyjaźni. Ku zdziwieniu i rozgoryczeniu samego Hitlera... uległo wzmocnieniu.
Wszystko za sprawą korespondencji wysłanej przez premiera Telekiego do stolicy Niemiec. Węgierski polityk, uchodzący za kontrowersyjnego - za jego kadencji uchwalono antyżydowskie prawa - nie przystał w nim na kuszącą ofertę. Nazistowski wódz - z różnych, z punktu widzenia Niemiec nawet zrozumiałych, powodów - mógł oczekiwać od niego lojalności. W zmowie przeszkodziła jednak... moralność.
– Prędzej wysadzę nasze linie kolejowe, niż wezmę udział w inwazji na Polskę. Ze strony Węgier jest sprawą honoru narodowego nie brać udziału w jakiejkolwiek akcji zbrojnej przeciw Polsce – napisał Hitlerowi węgierski premier. Odważnie, bo mówiło się wtedy, że wódz III Rzeszy nosił się z zamiarem wynagrodzenia Węgier kolejnymi terytoriami (jak w 1938 roku - na mocy tzw. pierwszego arbitrażu wiedeńskiego). Na nic jednak były niemieckie "prezenty".
Zresztą stanowisko węgierskiego rządu było już znane co najmniej od wiosny 1939 roku. Tamtejszy resort spraw zagranicznych już 27 kwietnia (dzień przed wypowiedzeniem przez Hitlera tzw. paktu o nieagresji z Polską) informował, że agresja przeciw polskiemu państwu - czy to pośrednia czy bezpośrednia - jest wykluczona. W przypadku niemieckich nalegań brano pod uwagę nawet... opór zbrojny.
Stanowisko szefa dyplomacji Istvana Csaky nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę politykę rządzącego wówczas już prawie dwie dekady regenta Królestwa admirała Miklos Horthy. Ten bowiem utrzymywał z władzami II RP przyjazne stosunki - z pewnością pamiętał gorące przyjęcie, jakie zgotowano mu jeszcze rok wcześniej na Wawelu. Los skojarzył go z Polską już w 1920 roku - kiedy bolszewicy zbliżali się do Warszawy, to właśnie z Węgier napływały dostawy broni i amunicji. Jeden z autorów polskiego zwycięstwa - późniejszy marszałek Józef Piłsudski - uchodził w oczach Horthy'ego za wielką postać. Byli przecież rówieśnikami.
Węgierscy dyplomaci sporo ryzykowali swoją propolską postawą także we wrześniu 1939 roku. W toku działań militarnych, 9 września, rząd w Budapeszcie otrzymał niemiecką prośbę dotyczącą przemarszu Wehrmachtu przez węgierskie terytorium. Nie wyraził zgody. Szef dyplomacji nakazał też niezwłoczne powiadomienie o tej decyzji polskiego MSZ - oczywiście w tajemnicy przez Hitlerem.
– Niemcy nie zapomną tej odmowy i Węgry prędzej czy później za to zapłacą – zapisał w dzienniku pod datą 25 września Galeazzo Ciano, włoski minister spraw zagranicznych. Tak czy inaczej, decyzja rządu węgierskiego wielce pomogła polskiej armii na południowym odcinku frontu - inaczej Niemcy okrążyliby polskie zgrupowania. Skutkowałoby to odcięciem dróg ewakuacji, prowadzących przez Węgry oraz Rumunię. A tak, do października 1939 roku, na węgierskie terytorium (od marca 1939 roku, po aneksji przez Węgry Rusi Zakarpackiej kosztem Słowacji, "przywrócono" granicę polsko-węgierską) przedostały się tysiące Polaków - żołnierzy i cywilów.
Na Węgry trafił też pracownik polskiego MSZ Henryk Sławik. Tam, do spółki z miejscowym działaczem politycznym i społecznym Jozsefem Antallem, a także kilkoma innymi współpracownikami, organizował pomoc dla żydowskich uchodźców z Polski. Był prezesem Obywatelskiego Komitetu do spraw Opieki nad Polskimi Uchodźcami na Węgrzech.
Paradoksem historii był fakt, że Węgry nie stanęły zbrojnie we wrześniu 1939 roku u boku III Rzeszy, choć były z nią silnie związane (w listopadzie 1940 roku przystąpiły do tzw. Paktu Trzech). Za to już 1 września na Polskę najechała armia słowacka - idąca ramię w ramię z Wehrmachtem. Państwo rządzone przez Horthy'ego pozostało w aliansie z Niemcami, ale regent stopniowo zaczął rozumieć, że popełnił błąd. Próbował lawirować, zbliżyć się do aliantów, w końcu został aresztowany.
– Naród czuje, że straciliśmy nasz honor. Sprzymierzyliśmy się z draniami. Staniemy się narodem śmieci. Ja jestem temu winny – miał powiedzieć premier Teleki na krótko przed swą śmiercią w kwietniu 1941 roku. Niemcy właśnie atakowały Jugosławię (wojsko szło przez Węgry), ale szef węgierskiego rządu nie chciał mieć z tym - podobnie jak w przypadku agresji na Polskę - nic wspólnego. Popełnił samobójstwo.
Trzy lata później, w czasie powstania warszawskiego, doszło do tajnych rozmów między Polakami a Węgrami, którzy niechętnie odnosili się do służby w Wehrmachcie. Najpierw Niemcy zakazali im walczyć, następnie wycofali ich z frontu. O tym, że węgierski naród przejawia wobec Polaków nieskrywaną sympatię, wiedziano już od dawna.
Przykład Telekiego tylko tego dowiódł. W 2001 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski odznaczył pośmiertnie honorowego Węgra Orderem Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. W Warszawie mamy ulicę jego imienia. Nie bez powodu mówimy o braterstwie obu narodów.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
Reklama.
Istvan Csaky, szef węgierskiego MSZ, 27 IV 1939
W akcji zbrojnej przeciwko Polsce ani pośrednio, ani bezpośrednio nie jesteśmy skłonni uczestniczyć. Pod pojęciem «pośrednio» rozumiem każde żądanie przejścia oddziałów niemieckich pieszo czy na pojazdach mechanicznych przez nasz kraj w celu zaatakowania Polski. Żądania takie będą odrzucone. Jeżeli Niemcy odpowiedzą na to przemocą, kategorycznie odpowiadam, że na broń odpowiemy bronią. Jeśli ktoś bez pozwolenia wstąpi na terytorium Węgier, będzie traktowany jak wróg.
Istvan Csaky, szef węgierskiego MSZ, IX 1939
Ribbentrop chciał osiągnąć, abyśmy zabezpieczyli niemieckim oddziałom możliwość przejazdu przez terytorium Węgier, jednakże odmówiliśmy. Nie życzyli sobie naszego aktywnego udziału. Tak więc przynajmniej na początku wojny nie będziemy w tym brać udziału. Nasze dalsze zachowanie będzie zależało od późniejszego rozwoju wypadków. (...) Gdyby w Berlinie lub w Rzymie dowiedzieli się o tym, że poinformowaliśmy Polaków, całkowicie stracilibyśmy zaufanie.