Nie dość, że oszust, to na dodatek kłamca. Tego typu komentarze zdominowały polski internet po tym, jak kilka dni temu na blogu Piłkarska Mafia ujawniono zeznania złożone w sprawie afery korupcyjnej przez Łukasza Piszczka. Reprezentant kraju, jeden z najlepszych bocznych obrońców świata (nie, to nie przesada) nie tylko składał się na mecz za namową klubowej starszyzny, ale również sam osobiście nakłaniał do korupcji kolegę z drużyny Grzegorza Bartczaka. - Straszne, oburzające! Jak on może reprezentować nasz kraj? - oburza się sportowa Polska. Ja z tym nie mam problemu. Ba, nawet chciałbym by Piszczek na Euro zagrał. By zrehabilitował się, świetnie kopiąc w piłkę. Sądzę, że Łukasz wystarczająco dużo jak dotąd wycierpiał.
W tego typu sprawach zawsze zastanawiam się, jak ja zachowałbym się w sytuacji danego człowieka. Jest sezon 2004/2005. W lidze korupcja jest praktyką powszechną. Wygrywa ten, kto więcej zapłaci sędziemu. Albo inaczej - dzisiaj my wam, jutro wy nam. Masz 19 lat, jesteś młodym, zdolnym, przyszłościowym piłkarzem, który dopiero zaczyna wyrabiać sobie pozycję w zespole. Na treningach to jeszcze ty dźwigasz bramki i nosisz pachołki. Ostatni mecz sezonu, jak twój zespół zremisuje, zagrasz w pucharach. To szansa na promocję, okazja do wyrwania się z brudnej polskiej ligi.
Przed meczem z Cracovią spotykasz się ze starszyzną, ludźmi rządzącymi w zespole. Dariuszem J., zwanym niegdyś "Jackiewiczem" i Andrzejem Sz., którego duża część polskich kibiców kojarzy jako "Szczypkowski". Mówią do ciebie: - Łukasz, złóż się, daj 10 tysięcy złotych. Premia za awans do pucharów będzie dużo większa. Wyjdziemy na plus. A potem sugerują: - Wiesz, Grzesiek jeszcze o niczym nie wie. Spotkaj się z nim, poinformuj chłopaka, przekonaj go, jakie to ważne, by z nami się złożył.
Możliwości są dwie. Pierwsza - uznajesz, że zasady zobowiązują i nie można się skundlić. Efekt? Twoja pozycja w zespole gigantycznie spada, zapewne w dłuższej perspektywie będziesz musiał odejść, w skrajnym przypadku - na tym zakończy się twoja kariera. Nie pograsz już w Herthcie, nie pograsz w Borrussii. Są w Polsce i takie przypadki. Do tego w środowisku staniesz się dziwakiem, futbolowym "freakiem". Mało kto będzie chciał zatrudnić u siebie gościa, który na wieść o składce odpowie: "Panowie, beze mnie".
Druga możliwość. Bierzesz udział w przekręcie, postępujesz być może wbrew wpojonym ci w procesie socjalizacji zasadom, ale z kolegami wciąż tworzycie zespół, wciąż jesteście jednością. Do tego niczym nie różnisz się od chłopaków z innych zespołów, którzy w podobnych sytuacjach z reguły postępują tak samo. Chorzy jesteście wy, ale chora jest też cała polska liga, cały polski futbol. Futbol tworzony przez ludzi, których mentalność świetnie oddaje ten cytat z "Piłkarskiego pokera": "Ja jestem uczciwym sędzią. Zapłacili za 3-0 i będzie 3-0".
Szczerze? Nie mogę wykluczyć, że w na jego miejscu, w tamtych okolicznościach, zachowałbym się podobnie. Inna rzecz, że już po złożeniu przez siebie zeznań, gdy o całej sprawie zaczęły rozpisywać się media, Piszczek mógł stanąć przed kamerami i opowiedzieć ze szczegółami, jak było. Przekazać mediom to, co przekazał prokuraturze. Mógł pokazać odwagę, przyznać się do grzechów z przeszłości, przeprosić wszystkich kibiców. Wtedy by mi zaimponował. A tak? - Wszystko jest winą starszych kolegów, ja byłem bierny, to oni kazali mi zrobić to wszystko - mówił. Trochę niesmaczne to jego naginanie prawdy, choć z drugiej strony - czy to wystarcza do tego, by nazwać Piszczka oszustem?
Zresztą PZPN sam się pogubił. Najpierw Piszczka zawiesił, nie znając kompletnie przepisów. A po odwołaniu piłkarza chyłkiem się z tego wycofał. Na filmie poniżej całą sprawę dobrze komentuje Mateusz Borek:
Teraz krótki skok do przeszłości. Rok 1982, mistrzostwa świata w Hiszpanii. Z reprezentacją Włoch przyjeżdża na turniej Paolo Rossi, wcześniej ukarany za udział w korupcji. Przyjeżdża i staje się rewelacją turnieju. W kluczowym meczu z Brazylią strzela trzy gole, wygrywa też w pojedynkę półfinał przeciwko Polakom. Jest mistrzem świata i królem strzelców turnieju. I dziś każdy szanujący się kibic sportowy z tym go skojarzy, a mało kto pamięta o jego wstydliwej karcie z przeszłości.
Łukaszowi życzę tego samego. Tym bardziej, że już teraz nazwanie go jednym z pięciu najlepszych prawych obrońców świata przesadą by żadną nie było. Życzę mu, by, po wyjściu z wyjątkowo słabej grupy, w 1/4 finału toczył pasjonujące boje z Lukasem Podolskim w czasie meczu z Niemcami. I by był w nich górą. Byłoby fajnie, gdyby to był turniej Łukasza Piszczka. Chłopaka, który według mnie wystarczającą karę już otrzymał. Premię za awans do pucharów zwrócił, grzywnę zapłacił. Ale i tak najgorsze musiało być dla niego już to, że wszystkie informacje o feralnym spotkaniu z Cracovią zostały podane do wiadomości publicznej. To, że dziś słyszysz Piszczek i często myślisz "korupcja, bagno, lekceważenie kibiców". A rzadziej "szybkość, dynamika, asysty, mistrzostwo Niemiec".
Sprawa zwrotu premii jest zresztą symptomatyczna. Piszczek i inni jego koledzy pieniądze zwrócili, podczas gdy nie uczynił tego jak dotąd ówczesny trener Zagłębia, czyli … Franciszek Smuda. Rozmowa portalu weszlo.com z Wojciechem Łobodzińskim, innym uczestnikiem tamtego meczu. Pytanie: - Smuda miał prawo nie wiedzieć, co dzieje się w szatni? Odpowiedź: - Następne pytanie poproszę.
Zresztą jeden z byłych piłkarzy Zagłębia anonimowo przytacza zdarzenie z meczu z Cracovią. Smuda robi zmianę, chce wprowadzić czarnoskórego Ibrahima Sundaya. Nie daje mu żadnych wskazówek. Powtarza tylko, dwukrotnie, jedno pytanie. - Wszystko wie? Wszystko wie?
Dziś, gdy Smudę na konferencji prasowej kadry, pyta się o tamtą premię, ludzie są oburzeni. Co za nietakt, co za bezczelność. A Piszczek, który pieniądze z nawiązką oddał, za grzech z młodych lat ma być dyskwalifikowany, ma stracić część najlepszego okresu w karierze. Zahacza to trochę o takie słowo, które Smudzie niełatwo byłoby wypowiedzieć.
Ja chciałem grać, funkcjonować w zespole, byłem u progu kariery, którą udaje mi się jakoś rozwijać. I jeszcze: ktoś może się dziwić, dlaczego się na to zgodziłem. Ale proszę spróbować mnie zrozumieć. Byłem młodym zawodnikiem, zależało mi, by mieć miejsce w drużynie, by funkcjonować w grupie. Nie życzę żadnemu młodemu piłkarzowi, żeby kiedykolwiek znalazł się w takiej sytuacji jak ja wtedy. Starzy wydają polecenie, a młody ma wybór: albo gram z nimi, albo przeciwko nim