Palacze nie są mile widziani, a niedługo papierosy mogą kosztować jeszcze więcej. Trudno los palacza?
Palacze nie są mile widziani, a niedługo papierosy mogą kosztować jeszcze więcej. Trudno los palacza? FOT. FILIP KLIMASZEWSKI / AGENCJA GAZETA

To nie jest popularne. To nie jest zdrowe. To nie jest tanie. A teraz może być jeszcze droższe, bo WHO znowu bierze się za palaczy i chce, żeby za paczkę płacić jeszcze więcej. Szybka kalkulacja podpowiada, że jeśli rząd zastosowałby się do życzenia organizacji, palacz musiałby wysupłać na jedną paczkę tytoniu...40 zł. A ja się po prostu zastanawiam, jak to się stało, że zaciąganie się dymkiem skazuje mnie i miliony palaczy na pokątne krycie się ze swoim, niech będzie, paskudnym nałogiem. I wzdycham do czasów, kiedy łatka palacza nie będzie mi przyprawiać gęby.

REKLAMA
Palacz – obywatel drugiej kategorii
Na pewno każdy, kto lubi palić tytoń z rozrzewnieniem wspomina czasy, kiedy kupno paczki nie biło po kieszeni. Czasy, kiedy otworem dla nich stały restauracje i kluby, a szefostwo starało się pomyśleć o miejscu, gdzie będą mogli oddać się temu wstydliwemu dzisiaj nałogowi. Kiedy patrzę na to, co się dzieje wokół palaczy, łapię się za głowę. W tej nierównej walce palaczy z niepalącymi, ci pierwsi dzielą los półświatka.
logo
Zakaz palenia - strefy dla palaczy sukcesywnie się kurczą. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
W obronie palaczy przed samymi palaczami stają murem nie tylko wszystkie organizacje prozdrowotne, mające tak silne lobby i które skutecznie forsują kolejne i kolejne obostrzenia dla producentów papierosów, lecz także społeczeństwo, które na fali mody na zdrowie, odrzuca wszelkie używki, czyniąc z nich wykroczenie przeciwko, a bo ja wiem, dzisiejszemu dyktatowi cieciorki i biegania.
I przecież nikt nie ważyłby się powiedzieć, że ci, którzy trąbią o szkodliwości tytoniu nie mają racji – przeciwnie palenie to przyjemność podwyższonego ryzyka i wie o tym każdy, jak Polska długa i szeroka. Powiedzieć, że papieros jest szkodliwy to tak właściwie już rodzaj faux pas. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przeprowadzono już setki akcji informacyjnych, liczba palących spada, a mimo to, istnieje jakieś dziwne przyzwolenie, żeby palaczom ciągle przykręcać śrubę, tak jak teraz zabiega o to WHO.
Przestraszyć palacza
Pali nas coraz mniej. Tak właściwie można powiedzieć, że liczba palących spada spektakularnie. W 2014 roku do palenia przyznało się 28 proc. mężczyzn i 19 proc. kobiet – to najniższy wskaźnik w Polsce od lat. Wydaje się jednak, że przeciwnicy palenia nie spoczną, dopóki po Ziemi będzie chodził choćby jeden sympatyk zaciągania się papierosowym dymem. XXI wiek nie jest dla nas, palaczy, łaskawy.
Pierwsze szpile zaczęto wbijać palaczom już w XX wieku, chociaż ówczesne niedogodności w porównaniu z dzisiejszymi zmaganiami nałogowca, były dziecinną igraszką. Palenie było tak powszechne, że nawet kiedy do opinii publicznej zaczęły przebijać się informacje o związku palenia tytoniu z zachorowalnością na raka, jedni stukali się z niedowierzaniem w głowę, a inni, w tym autorytety, podważały te rewelacje, widząc w papierosie świetny sposób na złagodzenie stresu.
Walka na poważnie z amatorami "kurzenia" zaczęła się na dobre w 1965 roku. To właśnie wtedy w Stanach Zjednoczonych zaczęły pojawiać się dobrze znane napisy na paczkach, które dosyć dosadnie do dzisiaj informują o tym, co nas może czekać, jeśli nie dołączymy do niepalącej części społeczeństwa: "Palacze umierają młodziej", "Palacze częściej chorują na raka płuc", "Palenie tytoniu może wywoływać impotencję". Nikt też już nie powątpiewał, że palenie potrafi być zabójczym nałogiem.
logo
84 proc. Polaków jest zadowolonych z faktu, że palacze mogą palić jedynie w specjalnie przeznaczonych do tego strefach. Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta
Dzisiaj to walka na wszystkich frontach. Palacz nie może sobie palić, gdzie chce – w 2010 w Polsce oficjalnie ogłoszono śmierć człowieka palącego w przestrzeni publicznej, zamiast tego zapędzono nas do getta dla palących, gdzie do dzisiaj wegetują co wytrwalsi palacze, którym coraz surowsze przepisy nie przemawiają do rozsądku. Palacze w specjalnych strefach kiwają sobie głowami na znak, że oto dopięli swego – sprowadzili nas na margines.
A na dodatek dobierają się do naszej kasy. Prawie co roku ceny papierosów szybują w górę. Nie przez widzimisię koncernów tytoniowych, ale przez kolejne wymysły urzędników z Brukseli albo tych rodzimych. Lub, tak jak teraz, za namową światowych organizacji zdrowia. Troska o zdrowie obywateli to jedno, ale to też świetna metoda na zapełnienie państwowej kasy - wpływy z akcyzy to wielomilionowa gratka dla budżetów i doskonała recepta na załatanie deficytu. Do tego jeszcze to populistyczne strasznie zdjęciami "płuc palacza" na paczkach, wyzywanie od "popielniczek" i jakieś niejasne obietnice, że jak tylko rzucimy fajki, staniemy się krezusami i nagle będzie nas na wszystko stać. Gdyby ktoś przyglądałby się temu z boku, mógłby uznać, że palacze naprawdę nie mają lekkiego życia i ktoś tę uciśnioną grupę powinien wziąć w obronę.
Palacze bronią samych siebie
Niewiele polskich rozpoznawalnych postaci mówi o tym, że pali. Jeszcze mniej potrafi o tym powiedzieć bez wstydu. Jedną z osób, która otwarcie mówi o tym, że palić po prostu lubi, jest Maria Czubaszek, pisarka i satyryczka.
Maria Czubaszek, satyryczka

Teraz palę trzy paczki dziennie. Oczywiście nie od razu tyle paliłam. Młodzież musi się wyszumieć, starość musi się wypalić. Zdrowia do grobu nie wezmę. Lubię palić, nigdy mi to nie szkodziło. lat, kiedy jestem stara, powtarzam – i nie przesadzam – że palenie to moja jedyna przyjemność. Słońca nie lubię, spacerów nie lubię, lubię palić. To jedyne, co mi sprawia przyjemność. (...)Gdziekolwiek jestem, marzę, by już można było zapalić. Gdybym miała sucho w ustach, kaszlała, to bym się nie katowała. A nic takiego nie mam. Nikogo nie namawiam, ale ja to uwielbiam. Czytaj więcej

O słabości do puszczania dymka wielokrotnie wspominał też prof. Zbigniew Mikołejko, który w odwadze o mówieniu o sytuacji palaczy dorównuje znanej satyryczce.
Prof. Zbigniew Mikołejko

Tu zaczyna funkcjonować mechanizm kozła ofiarnego. Nie wolno być rasistą, mizoginem, homofobem czy antysemitą, ale antynikotynistą – jak najbardziej. Dlatego mieszczaństwo kultywujące religię wiecznego zdrowia wzięło nas na celownik.A najgorliwiej prześladują nas osoby, które mają charakter autorytarny. Niby mówią o trosce, o zdrowiu, ale to tylko zasłona dymna. Choćby poseł Stanisław Żalek, który mówi o absolutnym zakazie palenia i to się zbiega z jego postawą w innych kwestiach. To nie konserwatysta, ale arywista o represyjnym nastawieniu.

Ci znani i mniej znani, niechętnie przyznają się do tego, że palą. Każde przyłapanie kogoś na fajce, kończy się medialnym szumem. Zwykli palacze wcale nie mają lepiej. Przyznanie się do palenia, dzisiaj stygmatyzuje i skazuje na los nikotynowego banity, który musi słono płacić za swoją namiętność do ćmienia papierosa. Z uporem maniaka mówię o tym, że lubię palić, ale czasem nie jest łatwo spuścić zasłonę dymną na to, jak histerycznie potrafią zareagować ludzie na taką deklarację, nie wspominając o tym, że zaciskająca się pętla zakazów i podwyżek, czyni z palacza niemal przestępcę. A przecież palenie jest ponoć legalne.

Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl