Jakie argumenty przemawiają za tym, by to Platforma Obywatelska wgrała wybory parlamentarne, a jakie sugerują konieczność odebranie jej władzy?
Jakie argumenty przemawiają za tym, by to Platforma Obywatelska wgrała wybory parlamentarne, a jakie sugerują konieczność odebranie jej władzy? Fot. Krzysztof Miller; Łukasz Głowala / Agencja Gazeta

Platforma Obywatelska ma wciąż zbyt wiele do zaoferowania Polsce i zbyt wiele do zrobienia dla tego kraju, by szybko i bez głębszego przemyślenia pozbawiać jej całej władzy. Jednocześnie przez ostatni osiem lat zawiodła swoich wyborców w tylu kwestiach, że trudno dziwić się tym wieloletnim wyborcom PO, którzy dziś zmieniają sympatie polityczne lub po prostu wolą zostać w domu niż iść na wybory. Przypominamy najważniejsze argumenty za i przeciw temu, by dać Platformie jeszcze jedno zwycięstwo.

REKLAMA

Dlaczego to PO powinna wygrać wybory?

1. Bo musi dokończyć to, co zaczęła
Kraj nie jest w ruinie, jak twierdzi PiS, ale wciąż w ciągłej budowie. Nie wiadomo zresztą z jakiego powodu Platforma niespodziewanie zaczęła wstydzić się wieloletniego hasła "Polska w budowie". Ten proces przecież wciąż trwa i najsilniej został zainicjowany właśnie przez Donalda Tuska i jego ekipę. Problem w tym, że PO kawał Polski zbudowało i wciąż buduje głównie dzięki strumieniowi środków napływających z Unii Europejskiej. Byłoby dobrze, gdyby więc ta sama ekipa dokończyła to, co zaczęła.
Poza tym, to Platforma Obywatelska powinna zmierzyć się w najbliższych z wszystkim tym, co niektórzy "ruiną" nazywają. Czyli problemem z bezrobociem wśród młodych, ograniczonymi perspektywami, seniorami zmuszonymi pracować do późnej starości, czy rozstrojonym systemem służby zdrowia. Dlaczego miały to naprawiać PiS lub Kukiz, skoro ostatecznie te wszystkie narastające od początku lat 90-tych zjawiska nabrzmiały za czasów PO?
2. Bo potrafiła pęknąć pod presją społeczną
Dlaczego wierzyć, że PO wreszcie wzięłaby się za rozwiązywanie problemów wymienionych punkcie wyżej? Dlatego, że tegoroczny maraton wyborczy już stał się jednym wielkim protestem społecznym w tych sprawach. A Platforma wielokrotnie udowodniła, że pod presją społeczeństwa pęka. Jeżeli tylko był odpowiedni nacisk, PO słuchało jak chyba żadna ekipa w przeszłości. Swoje wywalczyli protestujący górnicy, lekarze czy wcześniej młodzież walcząca przeciw ACTA.
Zdolność do przyznania racji protestującemu społeczeństwu jest tym, co Donalda Tuska i Ewę Kopacz chyba najbardziej odróżnia od Jarosława Kaczyńskiego. Przez dwa lata tworzonej przez niego tzw. IV RP również wybuchało wiele protestów różnych grup społecznych. Właściwie żadna jednak nic od rządu PiS wówczas nie wywalczyła. Jarosław Kaczyński i jego ekipa nie tylko pozostawali głusi na protesty, ale bezkompromisowo je zwalczali.
PO zarzuca się dziś, że podczas ostatnich strajków górniczych policja użyła siły i otworzyła ogień z borni gładkolufowej. Tyle że te działania skierowane były w kiboli szukających przy okazji strajków zadymy, od których odżegnywali się wówczas przede wszystkim sami górnicy. W latach rządów PiS tymczasem dochodziło do takich akcji przeciw protestującym, jak zagłuszanie łączności w "białym miasteczku" stworzonym przez demonstrujące pokojowo pielęgniarki, czy straszenie strajkujących lekarzy przymusowym wcieleniem do wojska.
3. Bo musimy utrzymać pozycję na świecie
Polska rozwija się tylko wówczas, gdy nie jest w Europie samotna. Samotność w czasach, gdy Kreml zabiera się za siłową weryfikację wytyczonych na mapach granic, może być dla nas wyjątkowo niekorzystna. Choć z powodów historycznych wielu wciąż w niesmak strategiczne partnerstwo z Niemcami, to jednak właśnie ono daje nam na arenie międzynarodowej często więcej niż członkostwo w UE. W III RP antyniemieckich fobii całkowicie wyzbyć się potrafili najpierw Tadeusz Mazowiecki, a później właśnie PO. Efekty to udział Polski w kluczowych decyzjach podejmowanych na europejskich szczytach.
Tymczasem mówi się, że w Berlinie już opracowywany jest plan awaryjny na wypadek, gdyby w Warszawie doszło do zmiany władzy na taką, która od lat prezentuje wobec Niemców poglądy podobne do, które dominowały nad Wisłą tuż po zakończeniu II wojny światowej.
Oferowaną przez prawicę alternatywą dla silnych sojuszów europejskich jest zacieśnienie stosunków z USA. To ważny partner, którego wsparcie przyda się do odstraszenia "zielonych ludzików" od linii Bugu. Niestety w PiS amerykanofilia jest aż przesadna, co budzi obawy, że zamiast silniejszego sojuszu z Waszyngtonem, znowu będziemy w Pentagonie nazywani "51. stanem". Tak, jak wówczas, gdy za rządów Leszka Millera CIA pozwolono w Polsce zbudować ośrodki tortur. I wówczas, gdy ekipa Jarosława Kaczyńskiego rozpoczęła słynne "rozliczenia" ze wszystkimi, ale sprawę amerykańskich tortur na Mazurach postanowiła całkowicie przemilczeć.

Dlaczego PO powinna przegrać?

1. Bo jest zblazowana
Przegrana należy się Platformie Obywatelskiej już choćby za kształt list wyborczych, na których jedynkami nie są ludzie obecnie najpopularniejsi, a raczej ci wynagradzani za wieloletnie wysiłki dla partii. W tym niestety osoby, które padły ofiarami nielegalnych podsłuchów. Są ofiarami i zwykle z ich podsłuchanych słów nie wyłania się obraz żadnych oszustw, przekrętów, czy innych wątpliwych zachowań. O podsłuchach mówi się jednak "afera taśmowa", PO powinna więc o tym pamiętać i "aferzystów" raczej ukryć.
W Platformie wciąż odcina się jednak kupony od dawnej formy tego ugrupowania i nie ma pomysłu na ferment, który mógłby sprawić, że partia zaoferuje Polakom więcej niż kontynuację. To ten brak świeżości widoczny tak wśród szefostwa PO, jak i szeregowych, lokalnych działaczy sprawia, że partia traci w oczach wyborców więcej niż ze względu na wspomnianą aferę.
2. Bo pogubiła się we własnym światopoglądzie
Już na początku PO była ugrupowaniem założonym zarówno przez zatwardziałych liberałów gospodarczych i obyczajowych, jak i konserwatystów. Słynni "Trzej Tenorzy" to przecież Donald Tusk, Andrzej Olechowski i Maciej Płażyński. Szybko do Platformy Obywatelskiej przylgnęli jednak przede wszystkim sympatycy tych dwóch pierwszych, którzy rządy Platformy widzieli jako małą gospodarczą i światopoglądową rewolucję wolnościową.
Nie bez powodu do PO ciągnęli w latach 2001-2007 masowo licealiści i studenci. To oni sprawiali, że przez lata Platforma wygrywała rywalizację w sieci, a w kampaniach dawali wielkie, często wręcz euforyczne wsparcie. Kiedy skończyli studia i zaczęli pracę, żyli już w kraju rządzonym przez tych, dla których walczyli. Z roku na rok coraz bardziej zawodząc się na rządzie, który dominować zaczęli konserwatyści. Po wyborach z 2011 roku przekonywano ich, że właśnie flirt z prawą stroną dał kolejne zwycięstwo, ale wreszcie dla wielu miarka się przebrała z chwilą ministerialnego awansu Jarosława Gowina. Inni nie wytrzymali, gdy w mediach nieoficjalnie stronę platformerską zaczął reprezentować Roman Giertych.
3. Bo brakuje jej wyrazistego lidera
Nakreślenie wyraźnej linii światopoglądowej i wstrząśnięcie zblazowanymi partyjnymi elitami nie jest w Platformie możliwe, bo od niespełna roku partia ta nie ma prawdziwego lidera. Mówiąc wprost, nie ma Donalda Tuska, którego Ewa Kopacz mogłaby zastąpić świetnie w spokojniejszych czasach, na przykład tuż po wygranych wyborach. Schedę po obecnym przewodniczącym Rady Europejskiej była marszałek Sejmu przejęła jednak w momencie dość dla partii kiepskim.
I tylko jej sytuację pogorszyła, bo permanentny spadek popularności PO nie nastąpił wcale od "niespodziewanej" przegranej Bronisława Komorowskiego i nie wynika tylko z legendarnej synergii między wyborami prezydenckimi a kolejnymi parlamentarnymi. Przecież całkiem mocno grono zwolenników Platformy zmniejszyło się właśnie krótko po tym, gdy Donalda Tuska zastąpiła Ewa Kopacz. Nowa premier skupiła się na sobie i lansowaniu tezy, że "Platforma jest kobietą", a tzw. efekt Tuska wynikający z międzynarodowego awansu polskiego przywódcy całkowicie roztrwoniła.
W naTemat w identyczny sposób przeanalizujemy najważniejsze powody, dla których wygrać jesienią musi PiS, i te, które sprawiają, iż lepiej byłoby, gdyby bój o Sejm i Senat partia ta przegrała.

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl