Żołnierze Kompanii Lotniczej Grupy Kampinos słuchają audycji Błyskawicy, we wsi Wiersze, około 15 września 1944 roku.
Żołnierze Kompanii Lotniczej Grupy Kampinos słuchają audycji Błyskawicy, we wsi Wiersze, około 15 września 1944 roku. Wikimedia Commons

Komunikat o niegasnącym oporze, który usłyszeli w eterze warszawiacy 8 sierpnia 1944 roku, był czymś więcej niż tylko przekazaną przez radio informacją. Nie sposób ustalić, ile nadziei wlał w serca mieszkańców rujnowanego miasta, którzy od tygodnia, pośród świstu kul i huku bomb, walczyli o przeżycie. Tak zaczynała działalność Radiostacja "Błyskawica".

REKLAMA
Radiostacja AK "Błyskawica", 8 VIII 1944

Halo, tu mówi „Błyskawica”! Stacja nadawcza Armii Krajowej w Warszawie, na fali 32,8 oraz 52,1 m. Duch Warszawy jest wspaniały. Wspaniałe są kobiety Warszawy. Są wszędzie; na linii razem z żołnierzami lub jako sanitariuszki albo też łączniczki. Nawet dzieci ożywione są cudownym duchem męstwa. Pozdrawiamy wszystkich wolność miłujących ludzi świata! Żołnierzy Polski walczących we Włoszech i we Francji, polskich lotników i marynarzy.

Prawie dwa miesiące - tyle nadawała "Błyskawica", zainstalowana w gmachu PKO, na rogu ulic Jasnej i Świętokrzyskiej. Program był szeroki - informacje z okupowanego kraju i ze świata, komentarze znanych osobistości, poezja czy muzyka. Rozbrzmiewała m.in. nucona od ponad wieku "Warszawianka". Nadawano też przemówienia, choćby to pamiętne z września 1939 roku w wykonaniu bohaterskiego prezydenta stolicy Stefana Starzyńskiego.
Inny komunikat, w ważną dla Polski i Polaków rocznicę - 1 września 1944 roku - wygłosił na antenie komendant główny AK gen. Tadeusz Bór-Komorowski. Wojskowy nie po raz pierwszy tłumaczył decyzję o podjęciu walki, mając na myśli głównie powstańców trwających na barykadach. – Wieki i pokolenia, co przyjdą, żyć będą treścią walki naszej, pamięcią bohaterskiej postawy stolicy – mówił Bór-Komorowski.
Mało by jednak brakowało, a powstańczy dowódca nie wygłosiłby tych podniosłych słów na falach "Błyskawicy". Zanim radiostację uruchomiano, zmagano się z wieloma problemami. O mało co na jej trop nie wpadli Niemcy. A ten prowadził do... Częstochowy. Tam, na strachu jednego z domów, budowano nadajnik. Była wiosna 1943 roku, gdy krótkofalowiec Antoni Zębik przyjął wysłannika Polski Podziemnej. Odtąd radiostacja była "największą tajemnicą AK" - jak powie później Zębik.
Warto też dodać, że ambitny plan zapewne by się nie powiódł, gdyby nie pomoc... Austriaka, który kierował jednym z częstochowskich warsztatów radiowych. Gdyby okupanci odkryli zdradę, zginęliby wszyscy - konstruktor, pomocnik oraz inni wtajemniczeni. Ale udało się - Zębik dokończył maszynę, po czym zawiózł ją w tajemnicy do Warszawy. Tam, po różnych kolejach losu – m.in. zalaniu całej aparatury – w końcu zaczęto nadawanie. Popłynęły w eter pamiętne słowa o bohaterstwie.

Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl