Mieszkańcy Barcelony mają dość turystów. W zeszłym roku do stolicy Katalonii przyjechało 7,5 miliona osób, a w mieście na co dzień żyje zaledwie 1,6 miliona ludzi.
W Barcelonie turyści mogą poczuć niechęć mieszkańców. Niektórzy wywieszają banery „Turyści, jedźcie do domu”. W sierpniu może zostać pobity rekord ilości przyjezdnych. Upał i tłok utrudniają funkcjonowanie w mieście. Mieszkańcy narzekają nie tylko na zbyt dużą ilość turystów, ale często również na ich skandaliczne zachowanie.
Barcelońskie metro jest przeludnione, podobnie jak pociągi dowożące pasażerów na lotnisko. Do lokali gastronomicznych trzeba czekać w kolejce nawet przez godzinę. Śpieszący się do pracy mieszkańcy muszą codziennie przedzierać się przez rozleniwiony tłum spacerowiczów z całego świata. Turyści okupują również ławki w parkach i place zabaw.
Służby porządkowe nie wyrabiają się ze sprzątaniem miejskich plaż i ulic. W centrum miasta cisza nocna nie istnieje, mieszkańcom przeszkadzają uczestnicy życia nocnego, pijani turyści często dopuszczają się chuligańskich wybryków. W ciągu ostatnich kilku lat liczba turystów odwiedzających miasto zwiększyła się czterokrotnie.
Nowa burmistrz Barcelony - lewicowa Ada Colau - stara się ograniczyć liczbę turystów. Wypowiedziała wojnę dzikiej turystyce, która polega na nielegalnym wynajmie mieszkań za pośrednictwem internetu.
Burmistrz twierdzi, że miasto potrzebuje zrównoważonej turystyki, która będzie dostosowana do możliwości miasta. Mimo że w Barcelonie aż 14 proc. wpływów pochodzi z turystyki, Ada Colau zadecydowała o zawieszeniu udzielania koncesji na budowę nowych hoteli.
Z podobnym problemem borykają się mieszkańcy włoskiej Wenecji. To miasto w sezonie wakacyjnym odwiedza codziennie ponad 70 tysięcy osób. Marco Scurati jest pomysłodawcą projektu, który zakłada wprowadzenie opłat turystycznych. Odwiedzający Plac Świętego Marka mieliby płacić za wstęp. Zwolnieni z płacenia mieliby być tylko ci, którzy zaplanowali dłuższe niż jednodniowe wakacje w Wenecji. Nocujący w hotelach i tak płacą podatek.
Z kolei Massimo Andreoli wpadł na pomysł biletów do całej Wenecji, których wysokość miałaby być uzależniona od ilości turystów aktualnie znajdujących się w mieście. Opłacałoby się więc odwiedzać miasto w terminie, w którym liczba turystów jest niewielka.