
Książka „Raperzy kontra filomaci” wydana przez Narodowe Centrum Kultury jest pierwszą pracą, która w tak kompleksowy sposób podejmuje próbę odnalezienia analogii między Adamem Mickiewiczem a współczesnymi „wieszczami” – raperami. Na pytania o to, co ma wspólnego bitwa freestyle'owa z jambami filomackimi i czy wkrótce powstanie osobny kierunek studiów badający hip-hop, odpowiada autor książki, Tomasz Kukołowicz.
REKLAMA
Daniel Kotliński, naTemat.pl: Adam Mickiewicz raczej kojarzony jest z chmurnym, być może nawet nieco groźnym, wieszczem stojącym u podstaw kultury polskiej. Ty jednak, analizując dzieje filomatów, skoncentrowałeś się na okresie nastoletnim i dwudziestokilkuletnim w życiu Mickiewicza, zanim zdobył sławę. Dlaczego zacząłeś interesować się naszym wielkim poetą?
Tomasz Kukołowicz, Narodowe Centrum Kultury: Na Mickiewicza trafiłem trochę przez przypadek. Od początku interesowała mnie kultura młodzieżowa oraz hip-hop; chciałem go porównywać z punk rockiem. Jednak analiza utworów rapowych, porównań i zabiegów językowych, przyprowadziła mnie do poezji Mickiewicza – zacząłem odkrywać jego dzieła z młodzieńczego okresu; właśnie teksty filomackie.
Czy Mickiewicz z kolegami wykształcił coś na kształt kultury w takim rozumieniu, w jakim mówimy dziś o kulturze hip-hop?
Przyglądając się losom Filomatów, doszedłem do wniosku, że są oni mikrostudium tego, jak kultura powstaje. To zadziwiające, ale tamta kultura wykształciła się w bardzo podobny sposób, jak w przypadku hip-hopu.
Wiersze imieninowe były popularne wśród szlachty. Jednak wzbogacenie ich personalnymi, złośliwymi uwagami, było efektem twórczej zabawy Stowarzyszenia Filomatów. Tworzyli je w większości studenci, którzy przyjechali do Wilna; nie mieli tam najbliższej rodziny, dlatego spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Ten intensywny kontakt uruchamiał kulturotwórcze mechanizmy. Tak powstały jamby filomackie.
A idąc dalej w poszukiwaniu analogii; jeśli przyjrzeć się losom Filomatów, od razu rzuca się w oczy fakt, że naczelna idea, jaka im przyświecała, to cnota rozumiana jako siła charakteru. Z kolei ideą, która konstytuuje rap, jest szczerość; konieczność pozostania „prawdziwym w rap-grze”. Zauważasz to?
Jest w tym dużo prawdy, choć trzeba przyznać, że raperzy są różni; nie istnieje coś takiego, jak jednolita ideologia hip-hopowa. Rzeczywiście, autentyczność jest ważna. Nawet rap imprezowy niesie w sobie przesłanie; Tede, który jest jednym z czołowych twórców tego nurtu, potrafi nagrać zaangażowane politycznie kawałki.
W rapie nie ma miejsca dla tych, którzy nie mają nic do powiedzenia – to bardzo ważne.
Co jeszcze w takim razie łączy współczesnych twórców z ich poprzednikami?
Choćby sam wiek; raperzy wchodzą na scenę w większości jako ludzie młodzi, podobnie jak filomaci. To o tyle szczególny czas w życiu, że człowiekowi się wydaje, iż „wszystko może”. Moment, w którym twórca jeszcze się nie sprawdził, nie wie, jakie ma ograniczenia.
To niezwykle ciekawe u Mickiewicza; w okresie filomackim jeszcze nie było wiadomo, że jest on poetą, a do tego - genialnym. Zobaczyć, jak on wtedy żył, bez aury sławy, która zresztą do niego bardzo szybko przylgnęła, to intrygujące. Wyobraźmy sobie Mickiewicza, który musi na każdym kroku dowodzić, że to właśnie on jest najlepszy. Podobnie jest wśród raperów.
Lubię pierwsze albumy poszczególnych artystów. One nie zawsze przynoszą sławę, ale najczęściej sukces odnoszą te płyty, które mają w sobie najwięcej świeżości.
Polscy raperzy inspirują się amerykańskim rapem, a przynajmniej konsumują tamtejsze trendy i sprawdzają je w nadwiślańskich realiach.
Tak, a z kolei Mickiewicz czerpał inspiracje z poezji angielskiej i niemieckiej; romantycznej twórczości zachodniej. Filomaci znakomicie orientowali się, co się dzieje w Europie, czuli ducha czasu i najnowsze prądy.
W Polsce wciąż średnie pokolenie myśli, że to rock jest aktualnie muzyką buntu, która wypowiada głos młodego pokolenia.
Ja sądzę, że już tak nie jest, że to właśnie rap jest tym głosem.
A jednocześnie nie da się nie zauważyć komercjalizacji tego gatunku muzycznego. A może nie tyle komercjalizacji, co profesjonalizacji...
To jest właśnie nowe zjawisko, w punk rocku tego nie było. W rapie zarobić dużo na albumie to po prostu dowód na to, że jesteś dobry. W Polsce nie jest to jeszcze oczywiste, ale w Stanach to typowe podejście. Zwłaszcza tam – miejscu, gdzie symbol pucybuta, który stał się milionerem, nadal rozpala wyobraźnię.
Rap czarnych twórców z USA, mimo tego, że tak bardzo popularny, wciąż jest ich muzyką; gatunkiem, który nie został zawłaszczony przez biały mainstream.
Wracając do filomatów. W swojej książce przytaczasz taki fragment Tomasza Zana:Jambusie, kpię ze świata, kiedy z tobą w lidze. Nikogo już nie widzę, tylko siebie widzę(...). Brzmi to dla mnie bardzo współcześnie – gdyby może „jambusie” zamienić na „lamusie”, łatwo mi sobie taki wers wyobrazić na bitwie freestyle’owej. Czy analizując te filomackie potyczki słowne Zana i Mickiewicza, trafiłeś na więcej takich tekstów, które spokojnie znalazłyby miejsce w hip-hopie?
Tak! Choć z pamięci teraz nie przytoczę fragmentów wierszy, to jest ich naprawdę dużo. Jamby powstawały w okresie mniej więcej roku. Zaczęło się przypadkowo; od walki miodowej, czyli konkursu na wiersze, które miały być prezentowane podczas imienin Zana. Kolejne uczty imieninowe przynosiły kolejne utwory, a dynamika rywalizacji rosła.
W jakim sensie?
Przytyki dotyczyły coraz konkretniejszych potknięć i błędów – zarówno językowych, jak i życiowych. Zanowi wytykano na przykład, że użył jako rymu „et cetera”, co uznane zostało raczej za... tani chwyt.
Mówię o tym, ponieważ warto pamiętać, że to nie były jakieś abstrakcyjne docinki; one dotyczyły zalet, wad, nawet przygód z dziewczynami. Jeśli spojrzeć na współczesne bitwy freestyle’owe, sytuacja wygląda bardzo podobnie; im bardziej osobisty tzw. punch, tym lepiej.
Tak zwana Bitwa Płocka, rozegrana między Gib Gibon Składem i Obrońcami Tytułu, przeszła do historii polskiego freestyle'u
Ale te wiersze imieninowe były improwizowane?
Niezupełnie. Jamby filomackie były pisane wcześniej i odczytywane później na ucztach imieninowych.
Natomiast historia freestyle’u jest taka: wiersze stworzone zawczasu kiedyś się kończyły. A im wyższy poziom alkoholu we krwi, tym większa chęć na to, by zabawa trwała dalej. I wtedy ukazał się kunszt Mickiewicza, który układał te wiersze a vista, praktycznie na poczekaniu.
Ta improwizacja była bardzo ważna, bo powraca w późniejszej twórczości dorosłego Mickiewicza, choćby w "Dziadach” drezdeńskich. Co istotne jednak, umiejętność ta urzeczywistnia idee romantyzmu, postulującego spontaniczność – ostatecznego dowodu geniuszu twórcy.
A w samej warstwie językowej jakie podobieństwa dostrzegasz między rapem a poezją?
Z pewnością wykorzystanie pętli fonologicznej. To zadziwiająca właściwość mózgu zaobserwowana doświadczalnie, którą wykorzystujemy na przykład w momencie, gdy chcemy zapamiętać numer telefonu. Jeśli nie jest zbyt długi, wystarczy, że usłyszymy go raz i, powtarzając sobie w głowie, możemy go gdzieś później zapisać, albo po prostu utrwalić w pamięci długotrwałej. Pętla fonologiczna to funkcja tak zwanej pamięci roboczej.
Badaczom udało się ustalić długość trwania pętli; ludzki mózg, słysząc mowę, potrafi zapamiętać zbitkę sylab trwającą mniej więcej 2,5 do 3 sekund. Najbardziej zadziwiające jest, że zapamiętujemy brzmienie, a nie słowa. To raczej magnetofon, niż maszyna do pisania.
Wydaje się więc, że ta budowa mózgu jest jedną z przyczyn, dla których istnieje poezja, a także muzyka opierająca się o cyklicznie zapętlony fragment dźwiękowy, jak rap, oraz muzyka elektroniczna i ludowa. Regularny rytm, powtarzająca się melodia – i mózg odlatuje. Pętla fonologiczna synchronizuje się z tym, co się dzieje wokół.
Dobrze udokumentowano fakt, iż istnieje maksymalna możliwa długość wersu, ok. 20 sylab. W rapie mamy zapętlony pokład instrumentalny o ściśle określonej długości zapętlonego fragmentu– w efekcie rap przypomina on poezję.
Jest więcej takich mechanizmów wykorzystywanych przez raperów, które zbliżają ich do twórców poezji?
Najpowszechniej z rapem kojarzone są rymy. Bez wątpienia to jest to, co rap i poezję ściśle łączy. Choć jest z tym problem; nie ma dobrej teorii rymu hip-hopowego. Poezja, którą znamy ze szkoły, jest na papierze, rap zaś istnieje w nagraniu. Gdy chce się dokładnie przeanalizować i porównać utwory z obydwu dziedzin, pojawiają się dziwne pytania, na które fachowcy nie potrafią odpowiedzieć.
Na przykład?
Choćby – jak rap podzielić na wersy i zwrotki. Choć są sytuacje, gdzie można to zrobić, są takie, w których nie wiadomo. Na papierze zawsze widać, gdzie się linia kończy, w nagraniu jest to często niejasne.
Choćby – jak rap podzielić na wersy i zwrotki. Choć są sytuacje, gdzie można to zrobić, są takie, w których nie wiadomo. Na papierze zawsze widać, gdzie się linia kończy, w nagraniu jest to często niejasne.
To wada czy zaleta?
To bardzo ciekawe; rap jest nieoczywisty, kryje w sobie różne zagadki. Rozumiemy go jako słuchacze, ale już niekoniecznie – jako badacze. Dlaczego? Bo jest zbyt skomplikowany.
To bardzo ciekawe; rap jest nieoczywisty, kryje w sobie różne zagadki. Rozumiemy go jako słuchacze, ale już niekoniecznie – jako badacze. Dlaczego? Bo jest zbyt skomplikowany.
Czy ze swojej perspektywy zauważasz, że „mainstreamowy mainstream” zaczyna nie tyle dostrzegać, co poważnie traktować hip-hop jako część współczesnej kultury polskiej?
Sądzę, że ostatni rok bardzo dużo zmienił. Jest w tym spora zasługa Krzysztofa Dudka, dyrektora Narodowego Centrum Kultury, który odważył się – to chyba dobre określenie – wydać „Antologię polskiego rapu”. Rap został tam opisany kompleksowo i ukazany jako ważne zjawisko kulturowe. Ale NCK nie jest jedyne na tym polu.
Przykład?
Projekt „Albo Inaczej”, zainicjowany przez wytwórnię Alkopoligamia, w którym wybitni polscy wokaliści jazzowi wykonują teksty hip-hopowe.
Jest także imponujący projekt Jimka i Miuosha, którzy grają utwory rapowe w towarzystwie Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia.
Z zupełnie najnowszych osiągnięć na tym polu warto przywołać płytę Sokoła, Hadesa i Sampler Orchestry pod tytułem „Różewicz – Interpretacje”, na której robią dokładnie to, na co wskazuje nazwa. Ten ostatni projekt został wydany wspólnymi siłami przez Narodowe Centrum Kultury i wytwórnię Prosto.
I na co to jest dowód?
Przedsięwzięcia tworzone na przecięciu rapu i kultury wysokiej – nie wchodząc w dyskusję, czy "wysoka" to dobre określenie – pokazuje, że z obu stron jest dobra wola. Kultura młodzieżowa w naszych czasach pełni rolę katalizatora bardzo korzystnych zmian.
Była taka płyta Eldo „Człowiek, który chciał ukraść alfabet”, na którym znalazł się utwór pod tytułem „Książki”, nagrany wspólnie z Emilem Blefem. Emil rapuje: Nauka ma badaczy, a życie ma pisarza. Czy moglibyśmy pokusić się o stwierdzenie, że tak jak życie ma – być może – pisarza, tak ma również rapera? Kronikarza zmian społecznych?
Tak, zdecydowanie. Raperzy opowiadają o otaczającym świecie w niezwykle interesujący sposób. Forma nie wszystkim odpowiada, jasne, ale jeżeli przebijemy się przez tą warstwę i dotrzemy do sedna, okaże się, że twórcy hip-hopowi są bardzo spostrzegawczy. Przykładem dla mnie jest utwór nagrany przez Tego Typa Mesa z okazji zakończenia pracy ostatniego autobusu marki Ikarus w Warszawie. Raperzy wyciągają różne takie szczegóły, które przy chwili refleksji okazują się ważne.
W swojej książce zastanawiasz się, czy wśród raperów jest już nowy Mickiewicz. Jest?
Odpowiem sceptycznie. Nie codziennie zdarza się, by do kultury ktoś wniósł tak dużo, jak zrobił to Mickiewicz. Złożyły się na to różne okoliczności historyczne i monumentalne zmiany świata w sensie politycznym.
Czy raperzy uczestniczą w tworzeniu czegoś równie istotnego we współczesnej rzeczywistości?
Pewność będziemy mieli za 50 lat. Jak wynika z najnowszych danych serwisu Spotify, rap jest najczęściej słuchanym gatunkiem muzycznym na świecie. To jest bardzo duże osiągnięcie; dostateczny powód, by uważnie przyglądać się hip-hopowi z perspektywy naukowej.
Czy biorąc to wszystko pod uwagę, uważasz, że hiphopologia...
Ma przyszłość, absolutnie!
...więc badanie tego zjawiska zasługuje na osobną dyscyplinę naukową? Czy polski hip-hop jest na tyle dojrzały, że można by zastanowić się nad utworzeniem takiego eksperymentalnego kierunku studiów albo chociaż specjalizacji?
Jestem zdecydowanie za! Im bardziej rap będzie inspirujący dla kultury w ogóle, tym bardziej będą potrzebne systematyczne studia nad rapem i hip-hopem w całości. Tak jak raperzy są kronikarzami świata, w którym funkcjonujemy, tak ja staram się być kronikarzem rapu. Los raperów będzie z tego względu losem dyscypliny, która będzie się nimi zajmowała, a w związku z tym – także moim.
Czy znasz jeszcze jakichś polskich badaczy, którzy zajmują się tą tematyką?
Jest trochę osób w Polsce. Ostatnio ukazała się na ten temat książka pod redakcją Miłosza Miszczyńskiego, krakowskiego badacza rapu, w której jest kilkanaście tekstów – w tym mój i prezentują one przyzwoity poziom. Ale dla mnie to jeszcze jest za mało, wciąż czekamy na prawdziwą teorię rapu.
W Stanach publikuje się na ten temat bardzo dużo.
Owszem, ale i rynek muzyczny jest tam kilkaset razy większy niż w Polsce, to trochę inne realia. Ale wysłałem „Antologię polskiego rapu” Adamowi Bradley’owi, redaktorowi ”The Anthology of Rap” wydanej przez Yale University Press, a także autorowi bardzo ważnych publikacji poświęconych hip-hopowi. Stwierdził, że w polskim rapie już coś osiągnęliśmy – ta praca zrobiła na nim takie wrażenie, że chociaż nie zna języka polskiego, uznał, że to u nas już naprawdę poważna rzecz.
Owszem, ale i rynek muzyczny jest tam kilkaset razy większy niż w Polsce, to trochę inne realia. Ale wysłałem „Antologię polskiego rapu” Adamowi Bradley’owi, redaktorowi ”The Anthology of Rap” wydanej przez Yale University Press, a także autorowi bardzo ważnych publikacji poświęconych hip-hopowi. Stwierdził, że w polskim rapie już coś osiągnęliśmy – ta praca zrobiła na nim takie wrażenie, że chociaż nie zna języka polskiego, uznał, że to u nas już naprawdę poważna rzecz.
Choć odbiór „Antologii...” był w przytłaczającej większości pozytywny, nie obyło się bez głosów krytyki, jakoby tworzenie tak kompleksowego dzieła było... bez sensu, bo nie da się obiektywnie wybrać najważniejszych twórców, nie pomijając niektórych.
Ja jestem zdania, że w tym opracowaniu jest za dużo twórców (antologia składa się z biogramów 50 raperów i analizy 200 utworów – red.), za dużo utworów i jestem pewien, że do historii przejdzie znacznie mniej. Sito czasu będzie bezwzględne, zostanie kilku raperów, może kilkadziesiąt kawałków. I tyle za 100 lat będziemy pamiętali z polskiego rapu; być może jeszcze mniej.
Podsumowując: pokusisz się o wskazanie najważniejszych, w twoim odczuciu, raperów dla polskiego hip-hopu?
Zazwyczaj unikam takich podsumowań, ponieważ nie jestem krytykiem muzycznym. Ale okej, jeśli miałbym wskazać osoby, które mają bardzo duży wkład w rozwój rapu, byłby to: Peja, O.S.T.R., Sokół oraz Magik. Cztery nazwiska, które – moim zdaniem – przejdą do historii.
Artykuł powstał we współpracy z Narodowym Centrum Kultury.
