Niewidomy chiński prawnik niestrudzenie walczący z reżimem komunistycznym w Chinach nie schodzi z czołówek zachodnich mediów. W USA, gdzie schronił się uciekając z ojczyzny, mężczyzna staje się prawdziwym bohaterem, któremu podziwu nie żałuje nikt, od Białego Domu po zwykłych obywateli. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby tylko Chen Guangcheng nie miał poglądów raczej nie pasujących do tego świata.
Najbardziej znany dzisiaj chiński dysydent do niedawna nie był bowiem bohaterem z pierwszych stron gazet na całym świecie, o którym mówią w telewizji od programu śniadaniowego, po wieczorną publicystykę, a człowiekiem niezwykle popularnym tylko wśród ludzi, którzy do świata tzw. mainstreamu raczej nie pasują. Choć chiński prawnik-samouk walczył o poszanowanie szeroko pojętych prawa człowieka w Chinach od lat, o Chenie Guangchengu pierwszy raz poza jego ojczyzną usłyszano przecież dopiero wówczas, gdy twardo sprzeciwił się restrykcyjnej polityce "prorodzinnej" Pekinu, która zakłada model rodziny 2+1 i zmusza Chinki do poddawania się aborcji.
W 2005 roku dzięki jego wydatnej pomocy "Washington Post" napisał o przypadku Feng Zhongzia. Kobiecie, której udało się ukryć ciążę aż do siódmego miesiąca, ale gdy władze to odkryły, porwały jej rodzinę i torturowały tak długo, aż ciężarna zgłosiła się sama, by poddać się aborcji i wysterylizowaniu. Dokumentowaniem takiej nieludzkiej polityki Chen Guangcheng zajmuje się od wielu lat. I własnie to sprowadziło na niego gniew komunistycznego reżimu, który na ponad półtora roku uwięził go w areszcie domowym. Próbujący wykorzystać w swojej walce obowiązujące w Chinach prawo dysydent już wcześniej miał jednak na swoim koncie próby przeciwstawienia się łamaniu praw człowieka. Jego walka zaczęła się przecież już w 1994 roku, gdy udał się z rodzinnego miasta do stolicy, by walczyć ze źle naliczonymi na jego rodzinę podatkami, z których osoby niepełnosprawne powinny być zwolnione. Udało mu się to załatwić i zacząć zmieniać swoje życie.
Bo życiorys Chena Guangchenga to nie tylko walka o prawa człowieka i życie nienarodzonych dzieci, ale i walka z przeciwnościami losu i problemami ze zdrowiem. Najnowszy wróg numer jeden władz w Pekinie od wczesnego dzieciństwa jest bowiem niewidomy. Wzrok stracił w wyniku wysokiej gorączki i braku odpowiedniej pomocy medycznej w jego rodzinnej wiosce. Do czasu, nim 18 lat temu postanowił pierwszy raz sprzeciwić się decyzji władz, nie umiał w ogóle czytać ani pisać, bo w jego młodości nikt nie przywiązywał w Chinach większego znaczenia do edukacji osób niewidomych. Gdy jednak w 1998 roku udało mu się wreszcie ukończyć szkołę dla niewidomych, szybko kształcił się dalej.
W 2001 roku wrócił w rodzinne strony już jako wykształcony specjalista od akupunktury. Jednocześnie przez cały ten czas od kiedy nauczył się czytać wiele czasu poświęcał poznawaniu prawa. Po powrocie do domu częściej znajomi zwracali się więc od niego, jako specjalisty od załatwiania spraw urzędowych, niż po akupunkturę. W tym czasie kolejny raz powiedział stop naginaniu prawa i skrzyknął wielu mieszkańców rodzinnych okolic, by sprzeciwili się fabryce chemikaliów, która zatruwała wodę w pobliskiej rzece, niszcząc uprawy.
Dzisiaj przedstawiając jego sylwetkę nie mówi się jednak o tamtych czasach, a o tym, jak od 2005 roku nieustannie walczy, by chińskie kobiety miały swobodny wybór w tym, ile dzieci wydać na świat. I to dość interesujące, bo na całym świecie o losach Chena Guangchenga informują media, które dotąd chętniej dawały głos ludziom, których poglądy co najmniej dalece odbiegały od tych prezentowanych przez osoby, dla których dzielny Chińczyk jest ikoną od wielu lat. Bo w środowiskach prawicowych na całym świecie nie jest anonimowy od dawna. Być może dzisiaj jest wiec bohaterem amerykańskiej, czy brytyjskiej prasy brukowej i tamtejszych stacji telewizyjnych tylko dlatego, jak sprytnie wydostał się aresztu.
Być może jednak nie wszystkich za poglądy trzeba wrzucać do jednego worka, a świat nie jest czarno-biały. I o losy człowieka, który walczy o życie nienarodzonych dzieci może upominać się ktoś taki, jak sekretarz stanu USA Hillary Clinton, która liberalnych poglądów na temat planowania rodziny nigdy nie kryła, a hollywoodzki aktor Christian Bale marzy o spotkaniu z nim mówiąc: "Chciałem tylko uścisnąć mu rękę i powiedzieć dziękuję oraz powiedzieć mu jaką jest inspiracją dla nas". Wkrótce być może będzie miał do tego okazję, bo dzisiaj Chen Guangcheng odleciał z Pekinu do USA, gdzie czeka na niego nowe życie. Choć nigdy nie zdobył dyplomu z prawa, na jednej z amerykańskich uczelni podobno już czeka na niego nowa praca.