Zaginiony pociąg pancerny wypełniony cennymi kruszcami wywiezionymi przez Niemców z Wrocławia (Breslau), w końcu, po latach poszukiwań, odnaleziony? Jeśli potwierdzą się doniesienia medialne, światło dzienne ujrzy znalezisko wielkiego kalibru.
Do Starostwa Powiatowego w Wałbrzychu zgłasza się dwóch mężczyzn i informuje o skarbie – niemal mitycznym złocie z Wrocławia – na który natknięto się w zaminowanym składzie, długim na ok. 150 metrów. Miał przeleżeć tam 70 lat – ukryli go Niemcy, którzy wycofując się z zamienionego na twierdzę miasta (Festung Breslau), w obliczu zbliżającego się frontu, wywozili na zachód wszystko, co się da.
Złoto Breslau
Szczególnej troski wymagał wyjątkowo cenny ładunek. To złoto z wrocławskiego banku, które należało czym prędzej ukryć przed czerwonoarmistami. Sztabki szczelnie wypełniały aż 23 skrzynie, załadowane na ciężarówki i wywiezione z miasta – najprawdopodobniej na przełomie 1944 i 1945 roku. Konwój wyruszył w kierunku Złotoryi, ale nie stanął w miejscowości. Przejechał dalej, zatrzymał się gdzieś w pobliżu. Otoczenie lasów, pagórków i wzgórz naturalnie sprzyjało wyznaczeniu kryjówki doskonałej.
Gra była warta świeczki. Cenny depozyt miał zostać skrzętnie ukryty. Wiedzieli o tym nieliczni wtajemniczeni – członkowie na pół legendarnej organizacji Wehrwolf. Wśród nich kapitan Herbert Klose, funkcjonariusz wrocławskiej policji. Niebawem, już po wojnie, osiedli się wraz z żoną-Polką, w Sędziszowej pod Złotoryją. Wyposażony w fałszywe dokumenty, znajdzie pracę jako weterynarz. Wieść niosła, że strzegł skarbu III Rzeszy. Nie bez powodu miał mieszkać u podnóża obrosłej mitami góry Wielisławka...
Tajemniczy tunel
A może Klose był celową "zasłoną dymną", a złoto, które zniknęło gdzieś za Złotoryją, zostało następnie załadowane do pociągu pancernego i ukryte w którymś z tuneli? Jedna z hipotez przez lata mówiła o podziemnych korytarzach, wydrążonych w górach Sobiesz, niedaleko Jeleniej Góry. Pasjonaci historii od lat szukają tam "śladów".
Część teorii zwraca jednak uwagę, że domniemany pociąg, o którym mowa, zaginął dopiero w maju 1945 roku, niemalże w przeddzień kapitulacji Wrocławia. Czyżby wiec skarb wywożono etapami, a jeden z transportów "zabłąkał się" pod Wałbrzychem? Niewiadomych jest cała masa. Domniemanych kryjówek, w których złożyć miano złoto Breslau, naliczono już co najmniej kilka. Niemcy skrupulatnie ukrywali też inne skarby - dzieła sztuki, papiery wartościowe oraz kosztowności mieszkańców Wrocławia. Trudno przypuszczać, aby zdeponowali je w jednym miejscu.
"Gorączka złota" trwa
Osoba, która być może znała prawdę (niekoniecznie całą), czyli Klose, była pod stałą obserwacją Służby Bezpieczeństwa, a dobrze rozwinięta siatka kontaktów w okolicy miała pomóc w rozwikłaniu zagadki. Po aresztowaniu w 1953 roku, samozwańczy weterynarz złożył zeznania, mówił nawet o okolicznościach całej operacji, ale najważniejszą tajemnicę mógł zabrać do grobu. Prawdopodobnie nie było go jednak przy ukrywaniu skarbu. Nie brak też głosów, że w czasie śledztwa Niemiec celowo kłamał.
Minęło siedem dekad, naznaczonych poszukiwaniami w bibliotekach, archiwach, przede wszystkich w terenie. Czyżby teraz, w mało oczekiwanym momencie, jesteśmy o krok od rozwikłania zagadki wrocławskiego złota? Mężczyźni – jeden z nich to Niemiec – przekonują, że tak. Pośród dokumentów, mundurów, amunicji, są ponoć kosztowności. Dlatego poszukiwacze liczą na 10 proc. znaleźnego. Sprawą zajmują się już prawnicy i policjanci.
Urzędnicy z Wałbrzycha studzą jednak emocje. Muszą mieć pewność, że chodzi o zaginiony niemiecki ładunek. Teraz czas na eksplorację. "Gorączka złota" gwarantowana.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
Dział Historia od teraz także na Facebooku! Polub nas!