Andrzej Duda miał odmienić wizerunek prezydentury, którą według niego upartyjnił Bronisław Komorowski. Tymczasem choć od zaprzysiężenia prezydent minęło 19 dni wielokrotnie pokazał on już, że to była tylko retoryka na potrzeby kampanii. Dowody? Andrzej Duda nie spotkał się jeszcze z szefową rządu, bo jest z innej opcji politycznej, a jego ludzie odmówili akredytacji dziennikarzom, którzy krytycznie pisali o nim i o PiS.
Prezydent powinien być poza partyjnym sporem, nie angażować się w partyjną wojnę, być stabilizatorem polityki, a nie jednym z jej uczestników. Przede wszystkim powinien być "prezydentem wszystkich Polaków", co zresztą Andrzej Duda mocno deklarował w kampanii wyborczej.
Tylko jedna opcja
Krytykował też Bronisława Komorowskiego za realizowanie interesów tylko swojej partii. Jego medialni kibice krytykowali byłego prezydenta (i słusznie) za brak konferencji prasowych, czy udzielanie wywiadów tylko wybranym mediom. Ale już początek prezydentury Andrzeja Dudy pokazuje, że daleko jej będzie od zapowiadanej otwartości i łączenia.
Najnowszym przykładem jest sprawa wyjazdu z oficjalną wizytą do Berlina. Współpracownicy prezydenta odmówili akredytacji dziennikarzom m.in. "Newsweeka", "Gazety Wyborczej", TOK FM, "Polityki" i naTemat. Podobnie było podczas wizyty w Estonii.
Zaprzyjaźnieni rzecznicy
Zamiast przedstawicieli mediów o większym zasięgu, ale krytycznych wobec PiS, na pokład zabrano dziennikarzy z portali o mniejszej klikalności, czy gazet o mniejszej sprzedaży, ale za to piszących przychylnie lub wręcz wiernopoddańczo. To dziwne o tyle, że jeszcze niedawno prezydent Duda wysłał list do czytelników "Gazety Wyborczej" (a wcześniej także "Gazety Polskiej"). Być może prezydent uznał, że wystarczy pokazanie otwartości na inne poglądy pierwszego dnia, a później nie trzeba się już starać.
Otoczenie prezydenta nie może też wznieść się ponad prywatne znajomości. Oświadczenie w sprawie publikacji "Newsweeka" najpierw ukazało się na portalu braci Karnowskich, dopiero później udostępniono go oficjalnymi kanałami komunikacyjnymi Kancelarii Prezydenta.
Znamienna jest także lista wywiadów, które Duda udzielił po zaprzysiężeniu. Poza mediami zagranicznymi i Polskim Radiem prezydenta posłuchać lub przeczytać mogli tylko czytelnicy i widzowie "w Sieci" braci Karnowskich, Telewizji Republika rządzonej przez Tomasza Terlikowskiego i tabloidu "Fakt".
Rozmowa z premier? A po co?
Koronnym przykładem małostkowości prezydenta Dudy i upartyjnienia sprawowanego przez niego urzędu jest brak spotkania z Ewą Kopacz. Mija 19. dzień od zaprzysiężenia, a Duda i Kopacz spotkali się tylko na trybunie honorowej w Święto Wojska Polskiego. To niezrozumiałe, bo oboje stanowią elementy jednej władzy wykonawczej. Zapisany w konstytucji dualizm to nie to samo, co odseparowanie. Wręcz przeciwnie - prezydent i szef rządu powinni ściśle współpracować.
Może Andrzej Duda uważa, że nie ma takiej potrzeby, bo przecież za kilkanaście tygodni lokator gabinetu przy Al. Ujazdowskich się zmieni. Prezydent zdaje się na to pracować, organizując objazd po kraju, który jako żywo przypomina kampanię wyborczą. Skoro Duda swoją ma już za sobą, na jego wyjazdach w sposób oczywisty zyskuje PiS.
Partyjne referendum
Nawet jeśli doprowadzi to partię Jarosława Kaczyńskiego do władzy, to jednak przez te kilkanaście tygodni do wyborów rząd i prezydent muszą pracować, ot chociażby nad stosunkami z Ukrainą. Oczywiście prezydent może porozumiewać się z szefową rządu przez pośredników, czyli przez ministrów obrony i spraw zagranicznych, z którymi Duda się spotkał, ale jednak łatwiej wymienić się informacjami podczas bezpośredniej rozmowy.
Nie da się pominąć kontekstu partyjnego także w dyskusji o referendum, które prezydent chce zorganizować 25 października. Każde z trzech pytań jest ściśle związane z prowadzonymi przez partnerów PiS akcjami zbierania podpisów. W sprawie Lasów Państwowych podpisy w Sejmie składali Jarosław Kaczyński i Jan Szyszko, były minister środowiska. W sprawie emerytur Piotr Duda, który oficjalnie poparł kandydata PiS na prezydenta. W sprawie 6-latków też trudno uniknąć wrażenia, że to polityczna awantura, która ma zaszkodzić politycznej konkurencji PiS-u.
Stracona szansa Dudy
Głowie państwa zdaje się też nie przeszkadzać, że pomimo formalnego wystąpienia z PiS jego rzecznikami nadal są Elżbieta Witek i Marcin Mastalerek, usta odpowiedni PiS i sztabu wyborczego. Może to nieistotne z punktu widzenia działania państwa, ale pokazuje, że pępowina nadal nie została przecięta.
Andrzej Duda miał szansę pokazać, że prezydent może być tą lepszą monetą w politycznym obiegu, że nie zawsze sprawdza się "prawo Kopernika", że gorszy pieniądz wypiera lepszy. Na razie traci tę szansę i - co gorsza - nic nie wskazuje na to, że cokolwiek miałoby się zmienić.