Znajomy Mikołaj próbuje kupić samochód od dwóch miesięcy. I właśnie stracił cierpliwość. Już umówił się z kimś, kto sprowadza samochody z Niemiec. Mówi, że zapłaci mu 400 zł i pojedzie do Berlina. Może tam coś znajdzie. – Wciskają ci, że samochód w doskonałym stanie. Dziwią się, że pytam o przeglądy, których samochód nie miał od kilku lat. Że chcę wiedzieć, co się z nim działo przez ostatnie sześć lat? – mówi.
Mikołaj nie ma wygórowanych wymagań. Oczywiście chce, żeby samochód był w możliwie najlepszym stanie, miał rozsądny przebieg. Ale chce też, żeby miał ważne dokumenty. I tu zaczęły się schody. Bo gdzie nie dzwoni, nagle z tym jest największy problem.
– Piękna Mazda. Przyjedziesz, zobaczysz, nie będziesz chciał wysiąść. Ma 12 lat. Wszystko ma być udokumentowane. Po sprawdzeniu okazuje się, że z dokumentów jest tylko książka serwisowa za 3 pierwsze lata użytkowania pojazdu. O pozostałych dziewięciu nie wiadomo nic – opowiada. A sprzedawca nie rozumie o co chodzi. Mówi, że to normalne. – Kto by Panie przez tyle lat dokumentację zbierał? – pyta. Może całej by nie zbierał, ale żeby przez 9 lat zupełnie nic?
Jakby dopiero wyjechał z fabryki
Mikołaj nie pamięta, ile już samochodów oglądał. I prywatnych, i w komisach, i ogłaszanych w Internecie. W Warszawie i okolicach, i poza nią. I nic. – To jest robienie ludzi w balona. Piękne zdjęcia zamieszczają w sieci, przez telefon mówią, że wszystko w porządku. Jadę i pół dnia w plecy. Na miejscu okazuje się, że czeka kompletnie inny samochód. Albo wgnieciony, albo poobijany, albo brudny, albo malowany, albo z innymi kołami, albo bez jakichś śrubek. Albo bez dokumentów, o podejrzanym przebiegu nie wspomnę – mówi.
Na przykład Ford Mondeo. Tak dobrze nie wyglądał chyba nawet zaraz po wyjechaniu z fabryki. Lakier lśni, jasne wnętrze bije blaskiem, że aż oczy mrużyć. Silnik wymyty, elementy gumowe natłuszczone. Przebieg 170 tys., jak na 13 lat w sam raz. Nawet nakładki na pedały jak nowe. Cena lekko ponad 10 tys. Niemiec chyba tylko autostradą do kościoła jeździł (przez co mało pedałów używał, stąd takie nowe), a jak wsiadał to jeszcze folie na siedzenia kładł (bo jasne łatwo się brudzą przecież). – Nie dawały mi spokoju te pedały. No i przegląd miał w 2011 roku. A został sprowadzony w 2015. Co się z nim działo przez ostatnie cztery lata? – mówi.
Najwięcej samochodów z Niemiec
Porad, jak kupować używany samochód i na co najbardziej zwracać uwagę, jest w Internecie zatrzęsienie. Karoseria, silnik – krok po kroku, na co patrzeć.
Ale i tak słychać, że Polacy kupują wzrokiem. Dlatego samochody na zdjęciach są tak piękne. Wiele porządnie wyretuszowanych. Już za 10-11 tys. można kupić prawdziwe cacko. Tak się wydaje.
Jak pisał kilka miesięcy temu bankier.pl w Polsce utarło się, że najlepsze sprowadzane samochody pochodzą z Niemiec. Zresztą w całej UE 42 procent kupowanych samochodów pochodzi spoza naszej zachodniej granicy.
Cienki lakier, wgniecenia, zadrapania
Paweł przed zakupem zaopatrzył się w w miernik grubości powłoki lakierniczej. W Internecie zobaczył Opla. Ogłoszenie pełne dużych, doskonałej jakości zdjęć. Samochód wygląda jak nowy, niemal jakby wyjechał z fabryki. Żadnych wad? – Żadnych. Ostatni przegląd w marcu – potwierdził sprzedawca. Bardzo miły, rzeczowy. Czy to możliwe, że na miejscu czeka inny Opel?
- Wgniecenia i zadrapania zobaczyłem od razu. Potem idealna na zdjęciach tapicerka na drzwiach nagle była mocno porysowana. Podsufitka w bagażniku odstaje. No i lakier. Przyłożyłem miernik i zdębiałem – opowiada. Bo okazało się, że lakier niemal wszędzie miał różną grubość. A na drzwiach z jednej strony był tak cienki, że niemal paznokciem można było rysować. – 1/3 grubości warstwy, która zazwyczaj występuje. Ktoś spolerował 2/3, żeby jakoś to zaczęło wyglądać. A sprzedawca zupełnie się tym nie zraził. Nawet tym, że w szczelinach karoserii bez trudu można było znaleźć resztki zaschniętej pasty polerskiej. Powtarzał tylko: ”Ale pan jest dociekliwy” – mówi Paweł. Przestał być już jednak miły, jak przez telefon.
Z innych swoich historii pamięta jeszcze Renault. Tu sprzedawca lojalnie uprzedził przez telefon, że prawe przednie drzwi były powtórnie malowane. Tylko zapomniał dodać, że trochę innym kolorem. – To szczegół. Najważniejsze, że nie ma szpachli a co dwie warstwy lakieru to nie jedna – usłyszał Paweł. Brakowało też kilku spinek i śrubek, ale sprzedawca twierdził, że to niemożliwe, bo ich fabrycznie nie zamontowano. Samochód miał osiem lat, ale przeglądy tylko w ciągu pierwszych trzech.
Głównie z Niemiec, również w UE
Większość używanych samochodów, które są sprzedawane w Polsce, pochodzi z Niemiec. Osoby, które je sprowadzają, przyznają, że jeżdżą głównie do Berlina, Hamburga i w okolice, bo to bardziej się opłaca. – Osoby obeznane z tematyką importu używanych aut odradzają też samodzielne wyjazdy po samochód do Niemiec. Całe zastępy tamtejszych handlarzy stale monitorują rynek momentalnie wychwytując najlepsze oferty. Potrafią dzwonić do prywatnych osób sprzedających swoje pojazdy w środku nocy, czekać pod domem już od najwcześniejszych godzin rannych. Pojedynczy kupujący będzie tam jak płotka pośród rekinów – mówi jeden z nich.
Samochody przyjeżdżają też z Belgii, która szczyci się swoim systemem zapobiegającym cofaniu liczników – Car-Pass. Paweł przeglądał oferty belgijskich samochodów w Polsce, ale tylko kilka miało te dokumenty, choć ich uzyskanie kosztuje tylko 7 euro. – Gdy zaczynałem dopytywać o Car-Pass w pewnym momencie zaczynało się robić nerwowo – mówi.
Kurz i brud, a właściciel wmawia, że dbał
Mikołaj, zanim podjął decyzję o wyjeździe z takim handlarzem do Berlina, postanowił poszukać samochodu krajowego. I trafił się ładny Ford z polskiego salonu. Niemal w centrum Warszawy. Właściciel zapewnia, że dbał, że ma wszystkie faktury za naprawy. – Zupełne przeciwieństwo tych z Niemiec, które wyglądają, jakby wyjechały z salonu. Tu był kurz i brud, jakby właściciel kartofle woził. Nie zdążył posprzątać przed sprzedażą? Z zewnątrz nie mniejsza tragedia – karoseria tak porysowana jakby ktoś do domu przez gęsty las świerkowy jeździł. Plus parę większych zarysowań i wgnieceń. Ale fakt, mechanicznie sprawny – opowiada.
Paweł szukał samochodu przez kilka miesięcy, ale w końcu znalazł. Przez przypadek. Znajomy znajomego sprzedawał. Ale, jak mówi, w pewnym momencie chciał już nawet trafić na prawdziwego cwaniaka, który tak przygotuje samochód, że człowieka się nie pozna. – Tyle się mówi o tym, jak samochody są przygotowywane do sprzedaży. A ja miałem do czynienia z kompletną amatorką – mówi. Byle tylko ordynarnie oszukać...
W najnowszym raporcie, Europejskie Centrum Konsumenckie sprawdziło, jak wyglądają praktyki stosowane przez sprzedawców działających na rynku samochodów używanych. W Polsce nie jest niestety najlepiej – biorąc pod uwagę całą Unię Europejską, nie jesteśmy specjalnie uczciwi w przypadku sprzedaży aut mających za sobą historię dłuższą niż tylko transport do salonu.Czytaj więcej
Maciej Brzeziński, auto-swiat.pl
Jak wybrać dobre auto, skoro według handlarzy wszystkie są bezwypadkowe, wszystkie serwisowane w ASO, garażowane i w idealnym stanie, a ponadto „nic nie puka, nie stuka”, a także „jeździła nim kobieta i bardzo o nie dbała”? Niestety, w większości przypadków na podstawie treści ogłoszenia i zdjęć zamieszczonych w internecie niewiele da się powiedzieć o samochodzie. Na zdjęciach nie widać uszkodzeń lakieru, zwykle nie można zauważyć śladów napraw powypadkowych.Czytaj więcej