Barack Obama zbudował swój wizerunek starając się udowodnić, że - nieważne jakie stanowisko zajmuje - tak w pracy, jak i prywatnie jest wciąż zwykłym chicagowskim chłopkiem z sąsiedztwa. Od jakiegoś czasu republikanie mówią jednak wprost, że przesadza i taki luzak nie nadaje się na prezydenta. Wielu go przed tymi atakami broniło, ale czy na ostatnim spotkaniu z dziennikarzami przywódca najpotężniejszego mocarstwa na świecie znowu nie przesadził z robieniem sobie żartów?
Tradycyjne prezydenckie dowcipy z dorocznej kolacji z korespondentami akredytowanymi przy Białym Domu szybko stały się hitami na całym świecie. - Nie zamierzam atakować żadnego z republikańskich kandydatów. Przykładowo Mitt Romney: obaj mamy wiele wspólnego. Zarówno on, jak i ja postrzegamy swoje żony jako nasze lepsze połowy. Amerykanie zgadzają się z tym w niepokojąco obelżywym stopniu - dowcipkował Barack Obama o swoim najpoważniejszym kontrkandydacie w walce o kolejną kadencję na fotelu prezydenta USA. Dorzucił: - Obaj uzyskaliśmy też tytuły na Harvardzie. Ja mam jeden, on ma dwa. Co za snob - stwierdził. I choć posiłkował się podczas swojego kabaretowego popisu kartką, jak zwykle czarował, sprawiając wrażenie jakby jedno z najbardziej prestiżowych przyjęć w Waszyngtonie było spotkaniem ze starymi przyjaciółmi.
Jednak nieco mniej zakochani w uroczym prezydencie sympatycy Partii Republikańskiej mają coraz bardziej dość przywódcy, który co chwila przypomina osiedlowego luzaka. Luz u amerykańskich polityków to cecha niezbędna. Najbardziej pożądana i nie budząca żadnych wątpliwości jest jednak podczas kampanii wyborczych i gospodarskich spotkań ze społeczeństwem, gdy odwiedza się szkoły, kościoły, czy domy kultury.
Tymczasem Barack Obama śpiewa, tańczy, recytuje prawie przy każdej okazji przez całą kadencję. Niektórzy mówią nawet, że jego otoczenie specjalnie organizuje ustawki typu wypad do zwyczajnego fast-foodu, żeby mógł mieć swoje show. Dlatego kilka dni temu sztabowcy republikanów uderzyli w obecnego prezydenta specjalnie przygotowanym spotem, w którym zestawili wszystkie najbardziej "cool" momenty z jego prezydenckiej kariery. Przypominają więc wyborcom, jak swobodnie popija piwko w pubie, nuci standardy muzyki rozrywkowej, imponuje refleksem zabijając muchę podczas wywiadu, czy recenzuje Kanyego Westa stwierdzeniem "jackass".
45-sekundowy filmik dokumentujący dorobek mijającej pierwszej kadencji Obamy kończy się pytaniem, czy po czterech latach rządów prezydenta-celebryty życie Amerykanów jest choć trochę lepsze. Miliarder Donald Trump, który czasami sam nie szczędzi Obamie krytyki, nazwał najnowszą kampanię republikanów najgorszą reklamą jaką miał okazję widzieć na oczy. Magnat ocenił bowiem, że zamiast podkreślać słabości prezydenta, uwidocznili wszystkie jego silne strony.
W mediach za oceanem nie brakuje jednak opinii, że w świetle kolejnego rozrywkowego występu prezydenta republikańska reklama może jednak zrobić pożądane wrażenie. Z domów zwykłych amerykańskich rodzin kryzys długo bowiem nie zniknie. Gigantycznych długów, w które wpadli na starcie pierwszej kadencji Baracka Obamy wielu z nich nie pozbędzie się nawet przez kolejne cztery lata i dłużej. Pytanie, czy dzięki rozrywkowemu prezydentowi żyje im się lepiej, musi więc brzmieć w ich głowie niczym echo. - Oni kreują Obamę na kogoś wspaniałego. Kreują go na tego faceta, którego chcemy, by był prezydentem - krytykuje republikańskich spin doctorów Trump.