Katecheza popadła w niełaskę. Tryumfy święci postulat "świeckiej szkoły", a przeciwnicy najchętniej wyprowadziliby nauczycieli przedmiotu, tych świeckich i duchownych z sal lekcyjnych. Z czym kojarzy się nauczanie religii? Z moralizatorstwem, bezmyślnym klepaniem zdrowasiek i katolickim wychowaniem, którego probierzem są ostre wypowiedzi hierarchów. A przecież w katechezie chodzi o coś więcej.
Batalia o religię trwa w najlepsze
– Lekcje religii mogą być pouczającym doświadczeniem, są pożyteczne i nie mam co do tego wątpliwości. Jestem za tym, żeby w szkole był dentysta, czemu nie, ale nie powinno to się odbywać kosztem religii – mówi ks. Rafał Pastwa, były katecheta. - Te lekcje, obecne w szkole obok innych przedmiotów, pomagają ich uczestnikom rozwijać spójną wizję świata, kształtują sumienie, a ponieważ organizowane są w Polsce dla różnych wyznań i religii – uczą dialogu - tłumaczy ks. Marek Studenski, dyrektor Wydziału Katechetycznego Kurii Bielsko-Żywieckiej.
Już 39 485 osób podpisało się pod projektem "Świecka Szkoła", o czym pisaliśmy w naTemat wczoraj. Inicjatorzy akcji policzyli, ile pieniędzy idzie co roku na finansowanie religii w szkołach. Oszacowano, że jej nauczanie kosztuje budżet państwa ok. 1,3 mld zł. Orędownicy świeckiej szkoły chcą, żeby katecheza została w szkole, ale pod jednym warunkiem – że nie będzie dłużej sponsorowana przez podatników. O "Świeckiej Szkole" słyszał bez mała każdy. W całej dyskusji słabo słyszalny jest za to głos drugiej strony. Czy to możliwe, że niesprawiedliwie traktujemy lekcje religii?
Polska Katolicka
W Polsce nie ma przymusu posyłania dzieci na lekcje religii. Co więcej, jeśli rodzic lub uczeń chce zamiast religii chodzić na etykę – ma do tego prawo, a szkoła ma obowiązek mu taką możliwość zapewnić. Nawet jeśli takie życzenie staje się udziałem tylko jednej osoby. I chociaż księża alarmują, że kościoły zaczynają świecić pustkami, to w zeszłorocznym badaniu CBOS 89 proc. respondentów określiło się mianem katolików. Postulat świeckiej szkoły pada więc na grunt państwa, które zasadniczo wcale świeckie nie jest, co deklarują sami obywatele.
Rosnąca popularność haseł głoszących likwidację lekcji religii w szkołach, lub przynajmniej zmiany sposobu ich organizowania, robią dzisiaj furorę. Z drugiej jednak strony, coraz większym powodzeniem zaczynają się cieszyć szkoły katolickie. – Z roku na rok przybywa nam uczniów. Tylko w tym spodziewamy się, że dołączy do nas 1600 uczniów. Inne szkoły borykają się z zapełnieniem klas, a my mamy zawsze komplet. Rodzice chcą posyłać do nas dzieci ze względu na system wartości i zasady, jakie staramy się wpajać uczniom – opowiada nam siostra Maksymiliana z Rady Szkół Katolickich.
Przeciwnicy religii mają silne argumenty
Prawdą jednak jest, że w szkolnym grafiku, lekcje religii zajmują sporo czasu. Dwie godziny w tygodniu dają w skali roku aż 500 godzin przeznaczonych na katechezę, podczas gdy nauczyciele innych przedmiotów, np. biologii muszą upchnąć bogaty program dysponując mniejszym wymiarem czasu. – Jest zatem pytanie, czy uczniowie nie mogliby tego czasu spędzać bardziej produktywnie, po prostu na nauce, a nie podtrzymywaniu wiary – mówił w jednym z wywiadów Leszek Jeżdzewski, redaktor naczelny magazynu "Liberte!" i jeden z liderów akcji "Świecka Szkoła".
Prawdą jest też to, że nie każdy nauczyciel religii dobrze wykonuje swoje belfrowskie powinności i działa tym samym na szkodę całego środowiska, bo media w mig podchwytują wpadki katechetów. – Są nauczyciele religii, którzy nie dopuszczają odmiennego niż Kościół zdania i nie pozwalają na dyskusję, ale tak jest z każdym nauczycielem. Pamiętam swoją nauczycielkę od matematyki, która nie zdołała mnie zarazić miłością do tej nauki, a wręcz przeciwnie – zraziłem się do rachunków i tak mi już zostało – mówi nam ks. Rafał Pastwa, wieloletni katecheta, a obecnie kierownik "Gościa Lubelskiego".
– Podobnie jest z nauczaniem religii. Takie lekcje nie powinny być eksponowaniem mocno tradycyjnego i konserwatywnego stanowiska, ale nie mogą się też zamienić w ostoję liberalnych treści. Żeby takie lekcje miały sens i uczniowie mogli z nich czerpać wiedzę, muszą być wyważone, a nauczyciel otwarty na dialog.
Nie sposób też odmówić słuszności tym, którzy dowodzą, że w publicznej szkole nie powinno się łożyć na lekcje i nauczycieli, nad którymi kurateli nie sprawuje dyrektor placówki, a Kościół. Zręby nauczania też leżą w gestii Episkopatu, a nie np. Ministerstwa Edukacji Narodowej. MEN jedynie zatwierdza program. Przeciwnicy religii mogą więc perorować, że w takim wypadku, serwowanie uczniom lekcji religii, znowu rozmija się z ideą oświaty. Ale można też zastanowić się, jakie korzyści dają te niepotrzebne i niechciane katechezy.
Religia jest jak każdy inny przedmiot?
– Nauczanie religii to coś więcej niż wbijanie uczniom do głów kościelnych formułek. Na religii pokazuje się różne punkty widzenia. Na takich lekcjach nie brakuje przecież problemów etycznych czy bioetycznych. Sam pamiętam, jak objaśniałem zagadnienie uczniom, punktem wyjścia czyniąc naukowe ujęcie sprawy. Religia jest pożyteczna społecznie, pokazuje też jak do danego tematu podchodzą inne religie i nie ogranicza się do relacjonowania jedynie chrześcijańskiej optyki – podkreśla ks. Pastwa.
Podobnego zdania jest ks. Marek Studenski, który od 13 lat hospituje szkolnych katechetów – Spory o lekcje religii to domena publicystów i polityków. Rodzice, którzy posyłają na nie swoje dzieci mają świadomość, że katecheza spełnia ważną rolę edukacyjną i społeczną. Ta misja nie jest poddawana w wątpliwość. A katecheci, oprócz tego, że ewangelizują i wychowują pod względem moralnym, pełnią w szkołach również inne zadania - aktywizują młodzież na różne sposoby, chociażby poprzez sport czy działalność artystyczną.
Zdaniem ks. Pastwy "czarny PR" lekcji religii jest też m.in. pokłosiem tego, że księża nie cieszą się często dobrą opinią, a całe środowisko kościelne wpisuje się w schemat "bogatego i sytego Kościoła". – Przecież jestem normalnym obywatelem tego kraju i jak wszyscy płacę podatki. Powinniśmy dyskutować o zasadności lekcji religii w szkole, ale nie chciałbym, żeby ta debata odbywała się po macoszemu i miała z góry narzuconą tezę. Rola społeczna księży jest niedoceniana, szczególnie z perspektywy większych miast. Podobnie bywają traktowane lekcje religii w szkole – tłumaczy ks. Pastwa.
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl
Reklama.
Fragment wpisu na blogu mamytatytematy, bloga dla rodziców pisanego przez innych rodziców
Szczerze mówiąc to religia w szkole, o ile odpowiednio nauczana, jest równie normalnym przedmiotem, co matematyka, czy fizyka, więc nauczyciele religii też zasługują na normalne traktowanie. Poza tym kto mówi, że tylko na religii trwa indoktrynacja. Miałem do czynienia z lewactwem, feminizmem i innymi bzdetami, jak kultem „matematyki” na innych lekcjach. Mój fizyk w podstawówce o pseudonimie Gacek czytał na zajęciach fragmenty jehowskiej „Strażnicy”, więc serio argumenty przeciwko religii są mi obojętne. Religia jest normalnym przedmiotem. Oczywiście nie każdy miał to szczęście co ja do nauczycieli religii, ale sądzę, że wiele osób samych się nakręca przeciwko katechecie i stąd takie a nie inne wnioski co do oceny tego przedmiotu.