
Katecheza popadła w niełaskę. Tryumfy święci postulat "świeckiej szkoły", a przeciwnicy najchętniej wyprowadziliby nauczycieli przedmiotu, tych świeckich i duchownych z sal lekcyjnych. Z czym kojarzy się nauczanie religii? Z moralizatorstwem, bezmyślnym klepaniem zdrowasiek i katolickim wychowaniem, którego probierzem są ostre wypowiedzi hierarchów. A przecież w katechezie chodzi o coś więcej.
– Lekcje religii mogą być pouczającym doświadczeniem, są pożyteczne i nie mam co do tego wątpliwości. Jestem za tym, żeby w szkole był dentysta, czemu nie, ale nie powinno to się odbywać kosztem religii – mówi ks. Rafał Pastwa, były katecheta. - Te lekcje, obecne w szkole obok innych przedmiotów, pomagają ich uczestnikom rozwijać spójną wizję świata, kształtują sumienie, a ponieważ organizowane są w Polsce dla różnych wyznań i religii – uczą dialogu - tłumaczy ks. Marek Studenski, dyrektor Wydziału Katechetycznego Kurii Bielsko-Żywieckiej.
W Polsce nie ma przymusu posyłania dzieci na lekcje religii. Co więcej, jeśli rodzic lub uczeń chce zamiast religii chodzić na etykę – ma do tego prawo, a szkoła ma obowiązek mu taką możliwość zapewnić. Nawet jeśli takie życzenie staje się udziałem tylko jednej osoby. I chociaż księża alarmują, że kościoły zaczynają świecić pustkami, to w zeszłorocznym badaniu CBOS 89 proc. respondentów określiło się mianem katolików. Postulat świeckiej szkoły pada więc na grunt państwa, które zasadniczo wcale świeckie nie jest, co deklarują sami obywatele.
Prawdą jednak jest, że w szkolnym grafiku, lekcje religii zajmują sporo czasu. Dwie godziny w tygodniu dają w skali roku aż 500 godzin przeznaczonych na katechezę, podczas gdy nauczyciele innych przedmiotów, np. biologii muszą upchnąć bogaty program dysponując mniejszym wymiarem czasu. – Jest zatem pytanie, czy uczniowie nie mogliby tego czasu spędzać bardziej produktywnie, po prostu na nauce, a nie podtrzymywaniu wiary – mówił w jednym z wywiadów Leszek Jeżdzewski, redaktor naczelny magazynu "Liberte!" i jeden z liderów akcji "Świecka Szkoła".
– Nauczanie religii to coś więcej niż wbijanie uczniom do głów kościelnych formułek. Na religii pokazuje się różne punkty widzenia. Na takich lekcjach nie brakuje przecież problemów etycznych czy bioetycznych. Sam pamiętam, jak objaśniałem zagadnienie uczniom, punktem wyjścia czyniąc naukowe ujęcie sprawy. Religia jest pożyteczna społecznie, pokazuje też jak do danego tematu podchodzą inne religie i nie ogranicza się do relacjonowania jedynie chrześcijańskiej optyki – podkreśla ks. Pastwa.
Szczerze mówiąc to religia w szkole, o ile odpowiednio nauczana, jest równie normalnym przedmiotem, co matematyka, czy fizyka, więc nauczyciele religii też zasługują na normalne traktowanie. Poza tym kto mówi, że tylko na religii trwa indoktrynacja. Miałem do czynienia z lewactwem, feminizmem i innymi bzdetami, jak kultem „matematyki” na innych lekcjach. Mój fizyk w podstawówce o pseudonimie Gacek czytał na zajęciach fragmenty jehowskiej „Strażnicy”, więc serio argumenty przeciwko religii są mi obojętne. Religia jest normalnym przedmiotem. Oczywiście nie każdy miał to szczęście co ja do nauczycieli religii, ale sądzę, że wiele osób samych się nakręca przeciwko katechecie i stąd takie a nie inne wnioski co do oceny tego przedmiotu.
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl
