Beata Kempa z Solidarnej Polski jest znana ze swoich ostrych wypowiedzi na temat ideologi gender w szkołach. Zapytaliśmy, jak ocenia Joannę Kluzik-Rostkowską, która szefuje resortowi edukacji. Jaką ocenę wystawiła jej działaczka Solidarnej Polski? – Minister nie zdała tego egzaminu – mówi nam w "Bez Autoryzacji".
Dzisiaj początek roku szkolnego, więc może zaczniemy jakimś miłym akcentem. Jakie jest Pani najmilsze wspomnienie ze szkolnej ławy?
Jest wiele takich wspomnień, ale chyba najmilej wspominam swoje występy szkolne. Bardzo to lubiłam, a moment występów wspominam jako szczególnie sympatyczny. To była też dla mnie cenna nauka - podczas występów człowiek uczy się siły przebicia, pokonywania tremy. Moment bycia na scenie był zawsze emocjonujący. Miałam to szczęście, że moi szkolni koledzy doceniali moje starania, a w nagrodę dostawałam często wielkie brawa.
A brnąc dalej w tematykę szkolną - jak ocenia Pani pracę Joanny Kluzik-Rostkowskiej, minister edukacji? Co wpisałaby jej Pani do dzienniczka?
Niestety nie mogę jej wystawić pozytywnej oceny. Zafundowała polskiej oświacie huśtawkę, a efekty są coraz bardziej mizerne, co widać choćby po wynikach egzaminów uczniów. Brak stabilności i brak mądrej, zrównoważonej polityki nie wpływa dobrze na szkolnictwo. Do tego dochodzi zastraszanie środowiska nauczycielskiego i sugerowanie, że ministerstwo weźmie się za Kartę Nauczyciela. To wygląda jak próba skłócenia przedstawicieli tego zawodu i na pewno nie wpływa pozytywnie na tę grupę zawodową.
Minister nie daje też sobie rady z ogromnym wyzwaniem, jakim niewątpliwie jest sprawa niżu demograficznego. Zamiast zwalniać nauczycieli z powodu malejącej liczby uczniów, można by spróbować rozwiązać problem inaczej. Pani Kluzik-Rostkowska po prostu nie zdała egzaminu z szefowania resortem.
A co z przemycaniem ideologii do szkoły? Swego czasu walczyła Pani ze zjawiskiem tzw. ideologii gender.
To się ciągle dzieje. Zamiast nacisku na merytoryczne sprawy, mamy lekcje wychowania seksualnego. Nacisk powinien być inaczej rozłożony - powinniśmy dzieciaki przekonywać do tego, żeby w przyszłości były świetnymi lekarzami, prawnikami czy humanistami. Po prostu szkoda, że pani Kluzik-Rostkowska postanowiła być bardziej politykiem niż ministrem zatroskanym o edukację narodową i los naszych dzieci.
Miała wszystkie niezbędne narzędzia, żeby tak się stało. Możliwość wpływania na wychowanie młodych pokoleń daje przecież niebywałą szansę, a minister tymczasem skoncentrowała się na wychowaniu seksualnym, a nie na tym, żeby przygotować dzieci dorosłego życia. To bardzo przykre. Minister nie miała podejścia takiego, jakie matka powinna mieć w stosunku do swoich dzieci. To wszystko prowadzi do upadku szkolnictwa i etosu nauczyciela.
A co z lekcjami religii w szkole? Ostatnio jest wokół tego tematu sporo zamieszania.
Polacy chcą tych lekcji. Nauczyciele, którzy prowadzą takie lekcje są do tego świetnie przygotowani, a na lekcjach religii, wbrew temu co niektórzy sądzą, uczy się treści uniwersalnych, takich jak: nie rób krzywdy innym, bądź sprawiedliwy, darz innych szacunkiem. To ponadczasowe i uniwersalne prawdy. Ci, którzy są przeciwnikami katechezy niech przejdą się na taką lekcję, usiądą z tyłu sali i posłuchają. Podejrzewam, że po takiej wizycie sceptykom ubyłoby argumentów przeciwko lekcjom religii w szkołach.
A druga sprawa jest czysto techniczna i dotyczy szczególnie małych dzieci. Posyłając je na religię, rodzice wiedzą, gdzie i z kim są ich pociechy i nie muszą się zastanawiać, co ich dziecko robi w czasie, kiedy nie przebywa w sali lekcyjnej.
A jaką z kolei ocenę wystawiłaby Pani Jarosławowi Kaczyńskiemu? Podobają się Pani listy Zjednoczonej Prawicy?
Tutaj sprawa jest prosta, a listy są układane jak w każdym innym ugrupowaniu. Chociaż obserwując medialne doniesienia, widzę, że nie brakuje polityków, którzy się żalą, że woleliby być na miejscu trzecim, albo pierwszym. Przyznam, że mnie to bawi. Sama startowałam z różnych miejsc i jedno wiem na pewno - że trzeba wykonać ogromną pracę bez względu na lokatę na liście. Im dalej oczywiście, tym te starania muszą być większe, ale nie ma takiego miejsca, z którego nie można się dostać do Sejmu, pod warunkiem, że jest się wiarygodnym dla wyborców.
Bardzo sobie cenię to, że na naszych listach znajdzie się dużo różnych polityków. Od tych doświadczonych po sporą reprezentację młodych. Młodzi ludzie na naszych listach to świeżość i "power" i nowe chęci do działania. Listy Zjednoczonej Prawicy mają bardzo duże szanse na powodzenie - na zasadzie: "dla każdego coś dobrego".