Bojkot otoMoto.pl przeminął
Bojkot otoMoto.pl przeminął Fot. materiały prasowe

Najpopularniejszy polski serwis z ogłoszeniami motoryzacyjnymi przeżył poważny kryzys. Wszystko przez zmianę cennika, który nie spodobał się właścicielom komisów samochodowych. Grozili, że przejdą do konkurencji, burzyli się w sieci, a także wieszali specjalne banery. Po co? Aby ostatecznie... ucichnąć.

REKLAMA
Postanowiłam zadzwonić do pięciu komisów, które delikatnie mówiąc, nie były zachwycone zmianą cenników serwisu w połowie czerwca. Tym razem nie byli równie skłonni do rozmowni jak trzy miesiące temu. Za każdym razem zbywali mnie, a odpowiedzi, które otrzymałam były bardzo lakoniczne.
Sprzedawca jednego z największych warszawskich komisów powiedział mi, że zdecydował się powrócić do serwisu otoMoto.pl dwa tygodnie od ogłoszeniu bojkotu, bo po prostu jest to jeden z najlepszych serwisów tego typu w Polsce. Mój rozmówca przyznał jednak, że zmniejszył liczbę wystawianych samochodów.
Oto ostatni wpis na “Nie dla Otomoto" - jednym z wielu hejterskich fanpage’y, które powstawały jak grzyby po deszczu w połowie czerwca. Pochodzi z 19 czerwca.
Dziś wpisy na tym fanpage'u pojawiają się sporadycznie, ale wciąż ma ponad 2600 lajków. Na prawdziwym fanpage'u otoMoto.pl sytuacja już się uspokoiła i trzeba się trochę naszukać, by znaleźć na nim takie wpisy jak ten:
– Spodziewaliśmy się, że zmiana sposobu rozliczania za obecność w serwisie spotka się z różnym przyjęciem – mówi Aleksandra Kubicka z Otomoto.pl. – Ogłoszenia, które kosztowały w pakietach po kilka złotych czasami służyły tylko promocji danego komisu na stronach otoMoto.pl. Ale ci, którzy szukają aut wolą, żeby prezentowany w ogłoszeniu Volkswagen Golf faktycznie czekał na nich na placu. Tymczasem dzwonili i dowiadywali się, że jest, ale „do sprowadzenia” (co gorsza, po wpłacie zaliczki) lub akurat go nie ma, ale jest Audi A4, stan igła, w dobrej cenie – dodaje.
Realne ogłoszenia i porządek
Ci, którzy płacą za zamieszczenie ogłoszenia 30 złotych i rzeczywiście oferują auto do sprzedaży spokojnie pokryją ten koszt z zysku ze sprzedaży. Reakcje na nowe cenniki rzeczywiście były "różne". Podwyżek nikt nie lubi, a serwisów, w których można zamieścić ogłoszenia jest jeszcze parę. Część sprzedawców postanowiła je przetestować.
Aleksandra Kubacka przyznaje, że liczba ogłoszeń w serwisie faktycznie spadła – ale tu trzeba zaznaczyć, że taka tendencja pojawia się co roku w czasie letnich urlopów. Teraz wyhamowała i rynek powoli szykuje się na wrzesień, czyli najgorętszy czas w tej branży. Emocje wśród niezadowolonych komisantów już opadły i przyszła pora na chłodną kalkulację – ile muszę wydać, by zadzwoniło do mnie np. 50 klientów, a 10 z nich przyjechało obejrzeć auto.
– To po prostu koszt dotarcia, który liczy każdy reklamodawca i wybiera najbardziej efektywne miejsca promocji. Ci, których nie przekonały wyniki badań, które przeprowadził TNS Polska (w których serwis otoMoto.pl wskazywano jako ten, który generuje najwięcej zapytań) mogły przekonać testy, które robili sami. Obserwujemy też ciekawą zmianę w sposobie korzystania z serwisu. Może kiedyś będziemy mogli nawet powiedzieć, że zmieniamy postawy sprzedawców i edukujemy branżę? Hurtowe wrzucanie byle jakich ogłoszeń przestało się opłacać – dodaje.
Wygląda na to, że sprzedawcy zaczynają bardziej świadomie planować wydatki, a dzięki czemu zdecydowanie poprawiła się jakość bazy ogłoszeń.

Napisz do autorki: patrycja.marszalek@natemat.pl

Władcy sieci od teraz także na Facebooku! Polub nas!