
Tak jak „Egzorcysta” obejrzany w wieku siedmiu lat pod nieobecność rodziców potrafi odcisnąć piętno na naszej psychice, tak podobny wpływ na Maję miały znienawidzone lekcje wf-u. „Bieganie kojarzyło mi się tylko z niewiarygodnym zmęczeniem i ostrym kłuciem w klatce piersiowej, wiec zaczęłam głośno i wyraźnie zaznaczać, że biegania nie cierpię, bo to aktywność pozbawiona sensu” - wyjawiła na swoim blogu w jednym z pierwszych wpisów. Wydawało się, że na buty biegowe będzie do końca życia patrzyła z takim samym przerażeniem, jakie maluje się na twarzy byłego amatora filmów grozy, kiedy ciemną nocą w mieszkaniu wysiądą korki. Okazuje się jednak, że nawet największy strach można przezwyciężyć.
Mówili, że fajnie że biegam, ale podejrzewam, że tak samo jak ja, nikt tak naprawdę nie wierzył w to, że miesiąc przed końcem programu nadal będę biegać. A teraz wszyscy do mnie dzwonią i są bardzo ciekawi jak się czuję. Chyba są w szoku, że dałam radę, bo ja nigdy nie byłam jakaś wysportowana i jeśli chodzi o sport, nie byłam pasjonatką właściwie niczego. Teraz jednak wszyscy mnie dopingują i wspierają.
Zanim zaczęłam trenować myślałam, że bieganie jest fajne, że można schudnąć, że jest dobrym sposobem na odstresowanie się. Tak właśnie myślałam. Teraz myślę, że wtedy nie wiedziałam, co to jest bieganie. Myślę, że są różne rodzaje biegania: można biegać dla przyjemności i można biegać tak jak my się przygotowujemy, co już z przyjemnością nie ma tak wiele wspólnego.
Z wyobrażeń sprzed roku właściwie nic nie zostało. Wtedy wyobrażałam sobie radość na mecie. Teraz myślę tylko o bólu, który mnie czeka, o niepewności, czy fizycznie i psychicznie dam radę. Czy adrenalina zadziała? Czy wrodzony upór i chorobliwa czasem duma wystarczą, by pokonać ból kolan, kręgosłupa i biodra, który pojawia się na dłuższych wybieganiach? Teraz nie umiem sobie wyobrazić, że dam radę biec z nim przed około 20 kilometrów, ale nie takie ewenementy świat widział. Czytaj więcej
