Po lewej: Maja Sieńkowska - przed biegową "terapią" (kwiecień 2014). Po prawej: Maja Sieńkowska - status pacjenta: fobia przed bieganiem pokonana (wrzesień 2015)
Po lewej: Maja Sieńkowska - przed biegową "terapią" (kwiecień 2014). Po prawej: Maja Sieńkowska - status pacjenta: fobia przed bieganiem pokonana (wrzesień 2015) Fot. naTemat.pl
Reklama.
Być może kluczem do pokonania własnych słabości był wrodzony masochizm – bo jak inaczej wytłumaczyć, że Maja napakowany do granic możliwości plan dnia postanowiła rozciągnąć tak, aby zmieścić w nim jeszcze codzienne biegowe treningi?
– W ogóle nie zdawałam sobie sprawy, ile czasu to zabiera – przyznaje. – Wiadomo było, że treningi będą długo trwać, natomiast przygotowanie to nie są tylko treningi – dochodzą jeszcze wizyty u fizjoterapeutki, przygotowanie pięciu posiłków codziennie... To zabiera mnóstwo czasu. Właściwie całe moje życie jest teraz podporządkowane treningom i bieganiu. Znajomi muszą długo czekać, aż się z nimi umówię. Spontaniczne wyjścia odpadają, bo wszystko mam zaplanowane. Jak mam wstać o piątej to nie mogę długo siedzieć – tłumaczy.
logo
Bieg na Piątkę Fot. Agata Lipiec
Pomimo tego, że przez ostatnie półtora roku spotkania towarzyskie były systematycznie spychane na dalszy plan, ani rodzina, ani przyjaciele nie obrażali się, że w rankingu priorytetów spadli na niższe pozycje. – Znajomi czy rodzina na początku właściwie nic takiego nie mówili... – stwierdza wymijająco Maja, ale na jej twarzy maluje się lekki uśmiech mówiący: „I co niedowiarki? Łyso wam?”. Jak sama chwilę później przyznaje, nikt, łącznie z nią samą, nie bardzo wierzył, że starczy jej samozaparcia, aby przez 18 miesięcy, czy słońce, czy deszcz, wybiegać na trasę i „robić” kolejne kilometry.
Maja Sieńkowska

Mówili, że fajnie że biegam, ale podejrzewam, że tak samo jak ja, nikt tak naprawdę nie wierzył w to, że miesiąc przed końcem programu nadal będę biegać. A teraz wszyscy do mnie dzwonią i są bardzo ciekawi jak się czuję. Chyba są w szoku, że dałam radę, bo ja nigdy nie byłam jakaś wysportowana i jeśli chodzi o sport, nie byłam pasjonatką właściwie niczego. Teraz jednak wszyscy mnie dopingują i wspierają.

W miarę jak biegowa kilometrówka rosła, Maja odkryła, że bieganie ma różne – jaśniejsze i ciemniejsze, strony oraz że istnieje coś takiego jak bieganie dla przyjemności. Paradoksalnie upewniła się też, że szkolne wspomnienie hektolitrów potu i łez wylewanych podczas testów Coopera nie było urojeniem:
Maja Sieńkowska

Zanim zaczęłam trenować myślałam, że bieganie jest fajne, że można schudnąć, że jest dobrym sposobem na odstresowanie się. Tak właśnie myślałam. Teraz myślę, że wtedy nie wiedziałam, co to jest bieganie. Myślę, że są różne rodzaje biegania: można biegać dla przyjemności i można biegać tak jak my się przygotowujemy, co już z przyjemnością nie ma tak wiele wspólnego.

Czytając ostatnie blogowe wpisy Mai można odnieść wrażenie, że obecną w nich jeszcze nie tak dawno temu radość z nowo odkrytej pasji („Kocham bieganie równie mocno jak kiedyś, a może nawet mocniej. Nie mogę się doczekać kolejnych dni treningowych, daję z siebie 200%. Wracam nieżywa, ale szczęśliwa”) zaczyna zżerać dawny strach:
Maja Sieńkowska

Z wyobrażeń sprzed roku właściwie nic nie zostało. Wtedy wyobrażałam sobie radość na mecie. Teraz myślę tylko o bólu, który mnie czeka, o niepewności, czy fizycznie i psychicznie dam radę. Czy adrenalina zadziała? Czy wrodzony upór i chorobliwa czasem duma wystarczą, by pokonać ból kolan, kręgosłupa i biodra, który pojawia się na dłuższych wybieganiach? Teraz nie umiem sobie wyobrazić, że dam radę biec z nim przed około 20 kilometrów, ale nie takie ewenementy świat widział. Czytaj więcej

Czyli jednak jest nadzieja? Chyba tak, bo o ile Maja wykręca się obecnie od jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o status swojego związku z bieganiem, zapewnia, że relacja próbę czasu przetrwa. – Miłość? Teraz to jest burzliwy związek, więc nie wiem jak to się zakończy, trudno mi powiedzieć. Na pewno będę biegać, ale już nie mogę doczekać się, kiedy wyjdę bez zegarka i patrzenia jaki mam puls i tempo, żeby po prostu biec dla przyjemności – rozmarza się na chwilę i dodaje, że sport, który w jej życiu pojawił się tak niespodziewanie, jednak w głowie namieszał: – Teraz trudno mi powiedzieć, jakby to było bez biegania, chyba miałabym wyrzuty sumienia, że siedzę na kanapie i że wszystko zaprzepaszczam. Nie wiem, czy to jest miłość – na pewno duża sympatia – przekonuje i dorzuca na koniec: – Biegać na pewno będę, ale nie wiem jak.