Po lewej: Sylwia Stachowicz, kwiecień 2014 - zanim postanowiła "zmienić coś w swoim życiu". Po prawej: Sylwia Stachowicz, wrzesień 2015 - rasowa biegaczka i motywtorka
Po lewej: Sylwia Stachowicz, kwiecień 2014 - zanim postanowiła "zmienić coś w swoim życiu". Po prawej: Sylwia Stachowicz, wrzesień 2015 - rasowa biegaczka i motywtorka fot. naTemat.pl
Reklama.
„Minione półtora roku odmieniło moje życie” - napisała Sylwia Stachowicz w swoim ostatnim przed maratońskim startem wpisie blogowym. Te słowa padłyby prawdopodobnie w pewnym momencie rozmowy z każdym z uczestników Biegaj na Zdrowie, jednak w przypadku Sylwii mają jeszcze większe znaczenie. Jest ona bowiem żywym przykładem na to, że nawet zajadłą do tej pory przeciwniczkę truchtania, podskakiwania i rozciągania da się przekonać, że bieganie to sposób na życie. Mało tego - da się sprawić, że zacznie to "nowe życie" fundować też innym.
- Jeśli ktoś półtora roku temu powiedziałby mi, że będę biegła maraton, to bym powiedziała, że się chyba zamienił na rozum z... kimś innym. Jestem prawdziwym naturszczykiem, który 18 miesięcy temu stanął i powiedział: chcę przebiec maraton – potwierdza Sylwia i dodaje, że najbliższy regularny kontakt ze sportem miała „kiedyś”, trenując taniec: - Teraz ten taniec jest moją zmorą, bo jak mówi Ania – nasza fizjoterapeutka, biegam na palcach, co dla maratończyka nie jest bardzo dobre – tłumaczy.
logo
Fot. Sylwia Stachowicz
Kiedy każdemu z uczestników programu Biegaj na Zdrowie przykazano uzasadnić na blogu, dlaczego uroczyście zobowiązuje się w ciągu kolejnych 18 miesięcy regularnie wypluwać na bieżni płuca i wylewać z siebie hektolitry potu, Sylwia miała w związku z tym dużo... „bo”:
Sylwia Stachowicz

- bo chcę umieć być dla siebie ważna,
- bo chcę pamiętać ile radości jest w rzeczach najprostszych,
- bo to bezkosztowy i najlepszy zastrzyk radosnych endorfin,
- bo lubię makaron i czekoladę, ale za nic nie chciałabym musieć rezygnować z garderoby, co mieszka w mojej szafie,
- bo nie znoszę powtarzalności i braku przestrzeni w siłowniach,
- bo chcę chodzić latem bez stresu w ulubionych krótkich szortach,
- bo chcę spotykać się z ludźmi, co mają pasję i z nich czerpać,
- bo po pięciu minutach biegu przechodzi złość i brak humoru, a po dziesięciu jestem już na zdrowym LEGALNYM haju,
- bo nie lubię cellulitu,
- bo bieganie pozwala mi się mierzyć ze słabościami,
- bo przełamuję strach biegając nocą, biegając po pustych drogach. Ten strach przed samotnością... Czytaj więcej

Kiedy patrzy na ten wpis z perspektywy czasu, stwierdza, że korzyści jakie niosą ze sobą regularne treningi znacznie przerosły jej oczekiwania: – Kiedy to pisałam na początku jeszcze nie wiedziałam, co to jest bieganie. Okazało się, że będę miała swoją dietę, że poprawi mi się skóra, że będę miała lepszą figurę, lepszą kondycję, że nie będę sapać wbiegając po schodach, że mi inni zaczną zazdrościć. Generalnie - biorę udział w czymś fajnym – podsumowuje.
Na jej blogu można również przeczytać, że po 18 miesiącach regularnych i miejscami morderczych treningów, wcale jej do biegania nie zniechęciło. Można zaryzykować stwierdzenie, że jeśli podczas maratońskiego biegu do wyniku wliczałby się poziom pozytywnej energii, Sylwia miałaby niezłe fory:
Sylwia Stachowicz

Po tym pracowitym roku wciąż uważam, że bieganie jest cudne, dobre, poprawnie uzależniające. Wciąż je lubię, coraz lepiej rozumiem, mądrzej trenuję, nie powtarzam już cudzych mądrości o bieganiu – mam własne: wybiegane

O tym, że świat ogólnie nie jest zły, a jak się biega, to staje się jeszcze lepszy, Sylwia przekonuje kogo może. Z sukcesami. – Jestem najstarsza w tym programie biegowym, wydawało mi się, że ja jedna nie podołam i się nie zakwalifikuję. Ale jak już się zakwalifikowałam, to postanowiłam, że przynajmniej stanę na starcie, a czy na mecie – to się okaże. Pojawiły się wtedy osoby, które się trochę we mnie zapatrzyły i też postanowiły, że też zmienią swoje życie. One są dla mnie absolutnie czymś niezwykłym. Jestem za nich odpowiedzialna i muszę im udowodnić, że warto się zmieniać na lepsze i że życie w ogóle jest fajne – przekonuje Sylwia.
Jak przystało na rasową „motywatorkę”, animuszu swoim podopiecznym dodaje na wszystkie możliwe sposoby: – Napisałam nawet koleżankom takie wielkie hasło: „Żeby zmienić coś w swoim życiu, trzeba zmienić coś w swoim życiu”. I u mnie to właśnie było bieganie – zdradza swoją receptę na życie Sylwia.