Pan Wojciech Nowaczyk bez pomocy żony miałby problemy z codzienną toaletą, nie może bawić się z psem, a chodzenie po schodach to wysiłek porównywalny ze zdobyciem Mount Everestu. Wszystkiemu winna nieuleczalna choroba rzadka - idiopatyczne włóknienie płuc.
Wiem na pewno, że od 8 lat. Jednak tak naprawdę trudno powiedzieć. Jeśli sięgnę pamięcią, to mogłem być chory już wcześniej.
Co Pana zaniepokoiło na tyle, że szukał Pan pomocy lekarskiej?
Zacząłem się męczyć przy czynnościach, które wcześniej nie sprawiały mi żadnej trudności. Kiedyś wychodziłem z psem na spacer, bawiłem się z nim bez żadnego wysiłku, a w pewnym momencie ta zabawa przestała być możliwa.
IDIOPATYCZNE WŁÓKNIENIE PŁUC
Idiopatyczne (nazywane też samoistnym) włóknienie płuc to postępująca choroba prowadząca do nieodwracalnych zmian w płucach i ostatecznie do zgonu pacjenta. U osób z IPF komórki w tkance otaczającej pęcherzyki płucne ulegają uszkodzeniu i zaczynają umierać.
Organizm próbując naprawić uszkodzenie, zastępuje obumarłe komórki fibroblastami, których produkcja jest niekontrolowana. W wyniku tego procesu dochodzi do włóknienia, tj. bliznowacenia i stwardnienia tkanki płucnej, na skutek czego dochodzi do zaburzeń funkcjonowania pęcherzyków płucnych (nie mogą się one odpowiednio rozszerzać, zmniejsza się również możliwość wymiany gazowej), co prowadzi do zmniejszenia ilości tlenu docierającego do krwi i do tkanek, przez co dochodzi do upośledzenia czynności narządów i niepełnosprawności. Dokładna przyczyna uszkodzenia komórek pęcherzyków płucnych pozostaje nadal niejasna.
Czy lekarz od razu wiedział co Panu jest?
Na początku poszedłem do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, niestety nie umiał mi pomóc i skierował do pulmunologa. Ten specjalista też nie poznał się na mojej chorobie. Kazał mi dmuchać przez rurkę do butelki z wodą, co miało zwiększyć moją pojemność płuc. Oczywiście nic to nie dało. W końcu trafiłem do specjalistycznej przychodni. Tam stwierdzono, że być może moim problemem jest włóknienie płuc. Dostałem skierowanie do szpitala i tam już wykonano mi pełną diagnostykę.
Ile to wszystko trwało, czy od pierwszej wizyty u lekarza do postawienia diagnozy minęło wiele czasu?
To wszystko trwało około roku. Dopiero po tym czasie dowiedziałem się co tak naprawdę mi jest.
Czy przez te 8 lat bardzo pogorszył się stan Pana zdrowia? Czy może Pana jeszcze pracować?
Nie mogę powiedzieć, że jest dużo gorzej. U mnie choroba postępuje dosyć wolno. Jestem emerytem, więc pracować nie muszę. Jednak gdybym musiał, nie byłbym w stanie pracować fizycznie nawet w niewielkim zakresie. Byłoby to ponad moje siły. Jeszcze jakaś nie bardzo zajmująca praca za biurkiem mogłaby mieć rację bytu, ale tylko taka praca. Co roku moje zdrowie pogarsza się, choć muszę powiedzieć, że leki spowalniają jej postęp. Niestety choroba jest przewlekła, nieuleczalna.
Czy zmieniło się Pana życie rodzinne od czasu zachorowania?
Bardzo się zmieniło. Wszystkie obowiązki w domu spadły na żonę. Nie mówiąc już o tym, że musi dodatkowo pomagać mi w codziennych czynnościach, chociażby przy braniu kąpieli.
Jest to dla mnie smutne, że nie mogę jej pomagać w domu. Nie ma już mowy, żebym odkurzył, czy zrobił zakupy. Czasami, jeśli chodzi o zakupy, mamy bardzo dziwną sytuację - wychodzimy ze sklepu i to żona niesie te wszystkie siatki, ja idę bez niczego. Ludzie patrzą się na nas, myślą pewnie, że jestem niedobrym mężem, a ja po prostu nie jestem w stanie pomóc mojej żonie. Tego, że jestem chory nie widać na pierwszy rzut oka. To powoduje, że ludzie mogą mnie źle oceniać.