"Do uchodźców należy strzelać, póki jeszcze są na pontonach". "Przyjmijmy ich, obozy śmierci są już gotowe" – setki tego rodzaju komentarzy mogę przeczytać na polskich forach internetowych, a nawet usłyszeć w komunikacji miejskiej. Kryzys wywołany wędrówką uchodźców oraz imigrantów odsłania najciemniejszą stronę ludzkości, której nieodłączną częścią od wieków jest nienawiść. To każe stawiać pytania:
Ludzie są z natury źli, czy dobrzy? Czy nasze wartości są stałe i wynikają z głębi naszej duszy, czy też ewoluują pod wpływem zmieniających się warunków i otoczenia? Czy ci, którzy dziś sieją nienawiść wobec uchodźców mieli ją w sobie zawsze, czy spowodowała ją niewiedza i poczucie zagrożenia?
Cicha furia
Część odpowiedzi na te pytania poznaliśmy już w 1971 roku. Grupa psychologów z uniwersytetu Stanford pod przewodnictwem Philipa Zimbardo przeprowadziła wówczas słynny "więzienny eksperyment". Jego efekty okazały się być na tyle niebezpieczne, że trzeba było go przerwać zanim wydarzy się coś złego.
Naukowcy wybrali zdrowych psychicznie, zrównoważonych studentów, których losowo podzielili na „więźniów” i „strażników”. Umieścili wszystkich w sztucznym więzieniu, za które posłużyły uniwersyteckie piwnice. Zaplanowany na dwa tygodnie eksperyment został zakończony już po sześciu dniach ze względu na brutalne zachowania "strażników", utrwalone na poniższym filmie dokumentalnym.
Zimbardo chciał sprawdzić, czy zwyczajni ludzie są skłonni do okrucieństwa, kiedy stają się anonimowi. Badał także, jak duży wpływ ma na nas otoczenie, solidarność grupowa oraz konkretna sytuacja. Wnioski były zatrważające. Okazało się, że zdrowi psychicznie ludzie w specyficznych warunkach wcielają się w role oprawców oraz ofiar. Podobne zachowania zaobserwowano później między innymi w czasie wojny w Iraku, kiedy to amerykańscy żołnierze znęcali się nad więźniami.
Uproszczoną interpretacją więziennego eksperymentu, którą kiedyś usłyszałem było zdanie "Każdy z nas może być SS-manem". To, czy się nim stanie, miałoby natomiast zależeć od sytuacji, w jakiej się znajdziemy. Czy rzeczywiście tak jest? – Nie każdy może być SS-manem, ale każdy ma w sobie coś z ciemnej strony człowieczeństwa – mówi naTemat psycholog społeczny dr Rafał Jaros, szef firmy badawczej INSE Research. Kluczem jest to, że ludzie w różnym stopniu pozwalają, aby to "coś" wyszło na wierzch.
Niepokojąca analogia
Paweł Łuków, etyk z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego jest zaniepokojony reakcją Polaków na problem uchodźców. Jego zdaniem, ta niechęć wynika zarówno z pokładów uprzedzeń, które drzemią w niektórych Polakach, jak i anonimowości którą daje internet. – Gdyby nie ona, poglądy nie byłyby formułowane w tak skrajnej formie – mówi etyk.
– Dochodzi dziś do ujawnienia się lęków, które są niekoniecznie racjonalne. Są one podsycane przez niektórych polityków i media – uważa Paweł Łuków. Podobnie jak prof. Zimbardo wskazuje, że często określone okoliczności uruchamiają w nas mechanizmy i zachowania, których po pewnym czasie możemy się wstydzić. Ulegamy atmosferze chwili, emocjonalnego pobudzenia oraz problemowi braku kontroli społecznej.
Polacy znaleźli się dziś w krytycznej sytuacji, niekiedy po raz pierwszy w życiu. Podobnie jak studenci, którzy wzięli udział w więziennym eksperymencie. – Ludzie, którzy jeszcze pół roku temu nie podejrzewali się o tego typu zachowania, teraz nabierają pewnego rodzaju śmiałości do ich prezentowania – mówi etyk.
W wielu przypadkach obserwowane dziś postawy tkwiły głęboko w świadomości, lecz nie przedostawały się na światło dzienne. – Teraz mają okazję być wzmacniane poprzez ujawnianie się tego typu poglądów u innych. Stanowisko radykalizuje się również w przypadku dostrzeżenia przeciwnika o poglądach odmiennych – mówi Paweł Łuków.
Dokąd zmierzamy?
Czas już dziś zastanowić się, dokąd może doprowadzić Polaków i Europę obecny kryzys. Skutki polityczne już się uwidoczniły. Polska jest dziś atakowana przez państwa Grupy Wyszehradzkiej za pozytywną decyzję o przyjęciu uchodźców. Czy to początek narastania podziałów? Paweł Łuków przewiduje, że może dojść nawet do strasznych incydentów, ale jego zdaniem nie będzie to zjawisko masowe. – Zakorzenienie Polski w instytucjach europejskich działa tonizująco – mówi.
Zdaniem Rafała Jarosa, postawy części Polaków wynikają również z pewnych cech narodowych. Bardzo ważna jest dla nas rodzina, najbliżsi, ale nie ma w nas takiej solidarności społecznej, jak w krajach zachodniej Europy. – Stąd być może bierze się większa niechęć do "obcych", których nie znamy a mają do nas przyjść. Odczuwamy zwiększone zagrożenie dla wartości rodzinnych – mówi psycholog. A to właśnie sytuacja zagrożenia wywołuje w nas reakcje obronne, przybierające nieraz skrajne formy.
Musimy pamiętać, że nienawiść jest złą emocją i postawą, której najczęściej towarzyszy brak zastanowienia. – To, co dzieje się dzisiaj w Polsce należy traktować jako raczej chwilowe wzburzenie, którego wiele osób za pół roku czy za rok, będzie się wstydziło nie chciało o tym rozmawiać – prognozuje etyk. Rafał Jaros dodaje, że nasze społeczeństwo przechodzi obecnie test. – Jeśli go zdamy, możemy stać się lepszym społeczeństwem za kilka lat. Bogatszym i akceptującym różnorodność – mówi psycholog.