Kiedy pierwszy raz nazwał Kościół "zwyrodniałą instytucją, która zahipnotyzowała 2 mld ludzi", katolicy obwołali go opętanym nienawiścią. Ale Krzysztof Pieczyński na tym poprzestawać nie zamierza. Właśnie założył Stowarzyszenie Polska Laicka, a w krytyce znienawidzonej przez siebie instytucji przekracza kolejne granice. "Odleciał" – mówią nawet antyklerykałowie, którzy słuchają, jak postuluje rozwiązanie Watykanu i osądzenie papieża Franciszka.
Tropiciel kościelnych zbrodni
Pieczyński był ostatnio gościem programu Elizy Michalik w "Superstacji". Dziennikarka zaczęła od pytania o to, jak powinna nazwać aktora. – Antyklerykał"? A może inaczej? – Nie chciałbym być identyfikowany jako człowiek antyklerykalny. Bo nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, czyli z Kościołem katolickim. To, czym się zająłem, to opowiedzenie Polakom prawdziwej historii Kościoła. Zaprzeczenie, jakoby to była dobroduszna instytucja, z której płyną ideały miłości. To wszystko jest oparte na fałszerstwach, zbrodniach i tak dalej – odpowiedział gość.
Dalej było jeszcze "gorzej". O ile nie dziwi i nie szokuje, że Pieczyński jest zwolennikiem wypowiedzenia konkordatu czy wyprowadzenia religii ze szkół, o tyle niektóre jego postulaty ocierają się o absurd. Pieczyński twierdzi na przykład, że Kościół jako instytucję trzeba rozwiązać. – Dla Kościoła w takiej formule nie ma miejsca. To instytucja oparta na ludobójstwie, kłamstwach i fałszerstwach – przekonuje. To samo tyczy się Watykanu.
Pieczyńskiemu marzy się chrześcijaństwo, "które jest sektą mistyczną". Takie, które nie gromadzi majątków w bankach, jest ubogie i dla ubogich, nie ma też "pragnienia władzy i posiadania władzy nad światem". Dla aktora "premierem z jajami" byłby polityk, który zerwałby stosunki z Kościołem. I znów – to poglądy głoszone przez wielu, ale bledną przy agresywnej, radykalnej, wręcz fanatycznej retoryce.
– Gwarantuję, że ludzie, którzy się uwolnią od Kościoła, staną w momencie pustki. Ta pustka jest bardzo dobra. Dzięki tej pustce stworzy się kryzys. Nie biegnijcie do lekarza, do księdza. My sami mamy się leczyć. Musicie stać się własnymi lekarzami – mówi potem Pieczyński. A na koniec deklaruje, że chodzi mu tylko o "inspirowanie ludzi do tego, by odkryli własną ścięzkę".
– Jest i zawsze było obowiązkiem ludzi, którzy się budzą, budzić innych – definiuje swoją misję.
Z błyskiem w oku
Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie znał Pieczyńskiego z tej strony. Zaskoczenie było spore, gdy aktor znany szerzej głównie z ról w "Na dobre i na złe" i serialu "Dom" udzielił pierwszego wywiadu, w którym uderzył w Kościół. Potem były kolejne, w tym ten w naTemat, gdzie Pieczyński otwarcie mówił, że zamierza walczyć z katolicką hierarchią.
"Nie ma żadnego chrześcijaństwa, które jest naszymi korzeniami", "Kościół fałszuje dokumenty o tym, że ma być papież", "jeśli katolicy są obrażeni, to chcę powiedzieć, że takich jak ja palili masowo, w tysiącach" – to przykłady jego wypowiedzi.
Dziś Pieczyński nie tylko mówi. Na swoim facebookowym profilu, gdzie też publikuje komentarze o Kościele i religii, ogłosił, że zakłada Stowarzyszenie Polska Laicka. Aktor wspiera też akcję "Świecka szkoła", w ramach której zbierane są podpisy pod projektem zniesienia finansowania religii z budżetu państwa.
Nie może dziwić, że taka aktywność przysparza krytyków. Ale Pieczyńskiego krytykują nie tylko obrońcy Kościoła. Wymowny komentarz do występu artysty w "Superstacji" zamieścił na Facebooku Andrzej Saramonowicz.
"Oglądam Krzysztofa Pieczyńskiego, który z błyskiem w oku, jaki znamy u bohaterów romantycznych lub pacjentów oddziałów zamkniętych, mówi o tym, że trzeba rozwiązać Watykan, a obecny papież powinien stanąć przed sądem. Boże, jeszcze raz się powtarza stara prawda, że aktor nie powinien mówić bez reżysera..." – napisał.
Taką opinię podziela część kolegów Pieczyńskiego "z branży". Widać to choćby po komentarzach pod wpisem Saramonowicza. Z kolei dwaj aktorzy, do których zadzwoniłem z prośbą o komentarz, odmówili, sugerując tylko, że to "delikatna sprawa", a nie chcą psuć sobie relacji towarzyskich.
Co ciekawe, Pieczyński ma świadomość tego, jak jest postrzegany. – Przez ostatnie 18 lat obserwuję pewne zjawisko przy spotkaniach z ludźmi odpowiedzialnymi za kulturę. Patrzą na mnie z wyższością. Jestem w kulisach wyśmiewany właśnie z tego powodu, że reprezentuję szczerość i czułość – mówił naTemat.
Fanatyk?
To, co dla niego jest "szczerością i czułością", dla innych jest fanatyzmem. Trudno ulec wrażeniu, że Pieczyński przypomina czasem Jerzego Zelnika, aktora, który zaangażował się politycznie i wciela się w rolę "niepokornego". Bardzo dobrze widać to w wywiadzie, jakiego udzielił portalowi Racjonalista.tv.
"Pieczyński odleciał" – piszą pod nim komentatorzy. Dlaczego? M.in. za sprawą takich wypowiedzi o księżach, którzy ingerują w życie seksualne ludzi:"Po co im to łóżko? Przecież to jest penetracja najintymniejszej strony życia ludzkiego. Z sypialni jest bliska droga do podświadomości i snów. Oni chcą kontrolować nasze sny".
Pieczyński brnie w wywiadzie dość zaskakujące wywody.
Potem jest też o centrach, w których jest energia kosmiczna. O sposobach, w jakie człowiek może połączyć się z boskim umysłem i kosmosem. O obcowaniu człowieka z "mistrzami światła". O tym, że człowiek jest tak zakodowany, że żeby dotrzeć do "subtelniejszych energii", trzeba otworzyć wewnętrzne widzenie w człowieku. "A to się odbywa za pomocą szyszynki". Jest też odpowiedź na pytanie, dlaczego wierni Kościoła spożywają ciało Chrystusa, a są "odsunięci od krwi". "Partycypując w spożywaniu krwi istoty wyższej zmienia się nasze DNA. Kościół odsunął ludzi od tego, żeby nie połączyli się ze swoim wyższym 'ja'" – wyjaśnia aktor.
Wszystko opowiedziane uduchowionym głosem, który - jak widać - wprawia w zakłopotanie nawet dziennikarza, który przeprowadza wywiad. Zapytałem redaktora Racjonalista.tv o wrażenia po rozmowie z Pieczyńskim. Nie chciał się wypowiedzieć, wyjaśniając, że może to uderzyć w jego portal i że "to może nie być dobrze widziane".
– Jaki jest pan Krzysztof Pieczyński, każdy widzi i słyszy – skwitował.
Nie ma w tym sensie żadnej możliwości kompromisu ani dialogu. Po rozwiązaniu tej instytucji chrześcijaństwo może się odrodzić, bardzo podobne do tego, jakie było na początku, czyli przed IV wiekiem, zanim zaczęła się rzeź wywołana przez Konstantego.
Krzysztof Pieczyński
Co to za świat, ten świat snów? To jest świat uwolniony od ego, od tej męskiej zasady. Świat bliższy tej części bóstwa, która reprezentuje żeńskość, księżyc, boginie. Ten świat bogini rodzi, czyli nadaje formę wszystkiemu. Mężczyzna zapładnia. Ten świat daje nam nieustanne impulsy. Nasza dusza, kiedy jest pozbawiona ego, jest zabierana z ciała, jest informowana przez kolory i przez światło wyższych inteligencji kosmicznych, jest pouczana. Przez kody światła ta dusza wraca i odbywa się nieustanny proces ewolucji. Dlatego Kościół chce kontrolować sny.