August Saabe (po lewej) z agentem KGB na chwilę przed śmiercią, 28 IX 1978.
August Saabe (po lewej) z agentem KGB na chwilę przed śmiercią, 28 IX 1978. Domena publiczna
Reklama.
August Sabbe, bo o nim mowa, nie był zwykłym członkiem partyzantki antykomunistycznej. "Leśni Bracia", do których przynależał, działali w skrajnie trudnych warunkach - na obszarze opanowanym przez Związek Sowiecki. Musieli znać każdą kryjówkę, każdy leśny dukt. Przez zdecydowaną większość powojennego życia Saabe działał w pojedynkę i sam był sobie dowódcą oraz przewodnikiem. Ale broni nie złożył. W chwili śmierci był już leciwym człowiekiem.
Przygoda z estońską armią zaczęła się... pół wieku wcześniej. W 1930 roku 21-letni August zakończył służbę wojskową. Nie wiedział, że los jeszcze nie raz skojarzy go z wojaczką. Nie chodzi jednak o służbę w Armii Czerwonej, która w czasie wojny zajęła terytorium Estonii. Sabbe kilkukrotnie uchylał się od tego przykrego "obowiązku". Uniknął też założenia munduru Wehrmachtu, choć Niemcy po ataku na Związek Sowiecki w 1941 roku okupowali państwa bałtyckie.
logo
Pomnik na miejscu śmierci Augusta Sabbe, na brzegu rzeki Võhandu w Paidra w Estonii. Wikimedia Commons
Schronieniem zawsze okazywał się... las. Tam właśnie, w różnych rejonach Litwy, Łotwy i Estonii, po rozpoczęciu wojny Hitlera ze Stalinem, zaczęły operować oddziały partyzanckie ("Leśni Bracia"). Były nastawione na wskroś antysowiecko, ale ich istnienie dokuczało także Niemcom. Efekt? Szybkie rozwiązanie partyzantki.
W 1944 roku, po zajęciu Estonii ponownie przez Armię Czerwoną (i ogłoszeniu jej kolejną sowiecką republiką) o "Leśnych Braciach" ponownie zaczęło być głośno. W tym czasie Saabe żył w ukryciu, był też ścigany przez NKWD. Do oddziału zbrojnego ("Orion") wstąpił dopiero w 1950 roku. Jego zwierzchnik, znany estoński dowódca Jaan Roots, poległ w jednej z zasadzek dwa lata później. Sabbe opierał się sowietyzacji kraju przez kolejne 26 lat.
logo
Jaan Roots - dowódca oddziału "Orion" estońskich "Leśnych Braci". Wikimedia Commons
Gdy 28 września 1978 roku funkcjonariusze KGB zaczaili się na życie partyzanta, inni estońscy bojownicy albo siedzieli w więzieniach, albo zwyczajnie nie żyli. Długo opierali się bracia Hugo i Aksel Mõttus, ale zostali ujęci ostatecznie w 1967 roku. Siedem lat później dopełnił żywota Kalev Arro, zastrzelony w jednej z wiosek.
Okoliczności śmierci ostatniego wyklętego nie są do końca jasne. Wiadomo, że łowił ryby w rzece Võhandu, gdy podeszło do niego dwóch młodych agentów KGB, podających się za wędkarzy. Po krótkiej rozmowie, a nawet wykonaniu "pamiątkowego" zdjęcia, przybysze oznajmili, że wiedzą z kim mają do czynienia. Saabe zaczął uciekać, nie zdążył jednak wyjąć broni palnej. Jedna z teorii mówi, że utonął; inna - że został zastrzelony, gdy próbował płynąć. Gdyby nie jeden z konfidentów, który doniósł na ostatniego estońskiego "Leśnego Brata", 69-letni Saabe ukrywałby się dłużej.

Nie należy dzisiaj lekceważyć zmagań leśnych braci jako bezsensownego poświęcenia. Ich skazana na porażkę walka nie jest tylko pewną historią o tragicznym zakończeniu – od wczesnych lat dziewięćdziesiątych stała się także częścią ogólnej historii, którą wieńczy odzyskanie niepodległości przez wszystkie trzy kraje bałtyckie. W tym kontekście ofiary poniesione przez partyzantów i ich bliskich oraz zwolenników są przynajmniej częściowo usprawiedliwione. Mimo dziesiątków tysięcy zabitych po obu stronach oraz wegetujących na uchodźstwie i zmarnowanych egzystencji obywatele Litwy, Łotwy i Estonii widzą teraz w czynach leśnych braci sprawę wartą zachodu i źródło narodowej dumy.

Keith Love, "Dziki kontynent. Europa po II wojnie światowej", Warszawa 2013
Był ostatnim członkiem partyzantki antykomunisycznej w Europie, który zginął w walce. Litewski partyzant Statys Guiga "Tarzan" co prawda żył w ukryciu jeszcze osiem lat, ale zmarł śmiercią naturalną.
logo
Józef Franczak "Laluś" - ostatni partyzant II RP. Fot. IPN
Nie tylko w Estonii, lub szerzej - państwach bałtyckich - partyzantka długo walczyła z reżimem komunistycznym. Polskim rekordzistą pod tym względem był Józef Franczak "Lalek", który ukrywał się po wojnie na Lubelszczyźnie przez 18 lat. W chwili śmierci (w 1963 roku) miał 45 lat, z czego ponad połowę (aż 24) walczył z komunizmem z bronią w ręku! Najpierw, w 1939 roku, z Sowietami na Kresach Wschodnich, potem z władzą ludową, podporządkowaną rozkazom Kremla. Ta ostatnia okrzyknęła go "groźnym bandytą", ukrywającym się po melinach i lasach. Śmierć ostatniego polskiego "wyklętego", podobnie jak w przypadku Saabe, była pokłosiem zdrady.

Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl